Sport

Dudek Golf Dance

Jerzy Dudek to wielki miłośnik golfa, fantastyczny ambasador tego sportu w Polsce i świetny golfista.

Triumfator Polonia Open machanie kijem ma już we krwi. Fot. Facebook zawodnika

Niedawno triumfował na Florydzie, zdobywając po raz drugi tytuł mistrzowski w turnieju Polonia Open. Tamte wydarzenia stały się doskonałym pretekstem do tego, żeby z nim porozmawiać i dowiedzieć się więcej o jego golfowej pasji. Zapraszamy na pierwszą część wywiadu z najbardziej utytułowanym golfistą wśród polskich piłkarzy.

Gratuluję zwycięstwa w turnieju Polonia Open. Zacznijmy jednak od początku. Jaki był Twój pierwszy kontakt z golfem?

– Mój golfowy pierwszy raz wyglądał podobnie jak u wielu innych. Była jakaś akademia golfa i integracja w zespole. Pamiętam, że było to w Rotterdamie w 1998 roku. Próbowaliśmy jakiejś krótkiej gry, puttowania, uderzeń ironami, driverem, to wszystko, co dzieje się na polu golfowym podczas spotkań integracyjnych. Prawie każdy golfista przez to przechodził. Ale mnie to jeszcze nie wciągnęło w tamtym czasie. Dopiero po sezonie 2006/2007, kiedy wyjeżdżałem z Liverpoolu, dosłownie dwa dni wcześniej znalazłem kij golfowy w ogrodzie, pod choinką, mimo tego, że to był środek lata. Kiedy tylko zacząłem nim machać, mój ogrodnik zauważył, że mam fajny swing. Nawet nie wiedziałem, co to znaczy. Spytał, czy byłem kiedykolwiek na polu golfowym. Kiedy odpowiedziałem, że nie, zaproponował, że możemy się tam jutro wybrać i następnego dnia pojechaliśmy na pole. Byłem zupełnie zielony, nie wiedziałem, o co chodzi w golfie, jakie są zasady, po prostu nic. Po przejściu osiemnastu dołków, dosłownie przejściu, bo przecież nie można mówić w tym przypadku o grze, tak mi się spodobało, że mój kolega zaproponował, żebyśmy zrobili powtórkę. Tym sposobem kolejnego dnia znowu graliśmy. To było tuż przed moim wylotem do Polski. Pamiętam, że zrobiłem para na siedemnastym dołku par 3 i gra wciągnęła mnie już bardzo mocno. Następnego dnia, kiedy byłem już w Polsce, szybko wygooglowałem lokalne pole. Wiedziałem już wtedy, że będę w Realu Madryt, bo już prawie podpisałem kontrakt. Naturalnie nie mogłem nikomu o tym mówić i żeby uciec przed rozmyślaniem, jak będzie w nowym klubie, stwierdziłem, że najlepiej w takim momencie zabić takie myśli właśnie na golfie. Znalazłem w internecie najbliższe pole, okazało się, że z Rybnika do Paczółtowic miałem półtorej godziny. Tam wziąłem pierwsze lekcje. Przenosząc się już do Madrytu, wydawało się, że wszyscy tam grają, piłkarze, doktorzy, fizjoterapeuci. Poniedziałek jest tam zawsze dniem golfowym, zapraszali mnie do gry i tak rozpoczęła się ta przygoda.

Zwycięstwo na Florydzie to chyba, po triumfie w Amber Baltic w Polonia Cup, Twoja największa wygrana. Jak porównałbyś te sukcesy?

– Miałem okazję już dwukrotnie wygrać turniej Polonia Open na Florydzie. Pierwszy raz w 2020 roku na polu Trumpa na Doral Blue Monster. W rundzie finałowej miałem tam Mariusza Czerkawskiego i młodego Antka Strzeleckiego, ale udało się wytrzymać napór chłopaków i wygrać ten turniej. W tym roku stawka była tak samo wyrównana. Szczególnie runda finałowa była napięta, chociaż wypracowałem sobie sporą przewagę siedmiu uderzeń po dwóch dniach, więc było nieco spokojniej. Aczkolwiek zwłaszcza finałowi zawsze towarzyszą duże emocje, które potrafią rodzić złe podpowiedzi. Chyba faktycznie Amber Baltic i Polonia Cup stoi sportowo na wyższym poziomie. Jest tam więcej graczy o wysokich umiejętnościach, chociaż na Florydzie jeszcze w tamtym roku grał zawodnik z ambicjami na zawodowstwo – Mike Kozub. Natomiast w Amber Baltic masz tych rywali z singlowym handicapem bardzo wielu, więc konkurencja jest wielka i faktycznie w Kołczewie było dużo trudniej zwyciężyć. Każde złe uderzenie mogło spowodować, że zwycięstwo może się oddalić, bądź nawet uciec. Pokonanie tak wielu dobrych graczy w Amber Baltic dało mi dużą satysfakcję i mam nadzieję, że w kolejnej edycji będę tam mógł znowu powalczyć.

Teraz masz już handicap bliski zera. Opisz początki swojej przygody z golfem i kiedy wkręciłeś się na dobre. Jak wyglądała Twoja droga do stania się świetnym amatorem?

– Wielu sportowców wchodzi do golfa i w Polsce również pojawia się ten trend. Będąc poza krajem, mimo tego, że nie grałem w golfa, obserwowałem to zjawisko. Praktycznie połowa piłkarzy, która kończy karierę, gra w golfa. My, kiedy występujemy na całym świecie w meczach legend piłkarskich, w programie po prostu musimy mieć rundę golfa, musi być jakaś rozgrywka, bez tego nie da rady. Fajnie, że w Polsce zaczyna to też funkcjonować. Bardzo wielu sportowców z różnych dziedzin gra w golfa – Szymon Ziółkowski, bracia Ligoccy, wymieniany już tu Mariusz Czerkawski, Mateusz Kusznierewicz, Tomek Iwan czy żużlowiec z Wrocławia Maciej Janowski, którego też widziałem na polu. Coraz więcej chłopaków i dziewczyn gra w golfa, bo po karierze sportowej jest to idealny sposób, żeby utrzymać mentalność rywalizacji i spędzać z przyjemnością czas na łonie natury.

Kilka lat temu grałeś na zjawiskowym polu Golf Club Crans sur Sierre w Crans-Montana w pro-amie Omega European Masters razem z Adrianem Meronkiem, Mariuszem Czerkawskim i Mateuszem Kusznierewiczem. Jak wspominasz tamten turniej?

– Omega jest flagowym turniejem w kalendarzu DP World Tour, rozgrywanym na jednym z najlepszych pól golfowych na świecie, jeśli chodzi o widoki i usytuowanie. Nie widziałem drugiego takiego pola, gdzie na ulicy pijesz kawę w samym centrum miasteczka i 50 metrów obok masz start pierwszego dołka. To naprawdę piękne usytuowanie i wspominam ten turniej z dużym sentymentem. Stworzyliśmy fajny team. Bardzo dobrze grało nam się razem, mimo tego, że mieliśmy naprawdę niskie handicapy. Z jednocyfrowymi handicapami ciężko było nam zaistnieć w pro-amie. Graliśmy bardzo dobrze, a runda z Adrianem zawsze dostarcza pozytywnych emocji. Wtedy widać też, jaka jest różnica między topowymi graczami amatorskimi, bo do takich się zaliczamy w Polsce, a zawodowcem, jakim jest on. Można powiedzieć, że to jest przepaść. Każdy taki turniej daje możliwość porównania się, zobaczenia, jak grają inni, podglądania zawodowców, kiedy trenują. Matt Wallace czy Tommy Fleetwood – jest wielu chłopaków, którzy interesują się piłką i można było się tam z nimi spotkać. Kilku zawodników dało mi autografy na naszą akcję charytatywną – Jerzy Dudek i Przyjaciele. Przez cały czas panowała miła atmosfera i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.

Zimą czasami grasz w Dubaju towarzysko w golfa z Adrianem i przyjaciółmi. Opowiedz trochę o tych eskapadach.

– Wydaje się, że DP World Tour podjął bardzo dobrą decyzję, organizując w Dubaju pewnego rodzaju zimowy ośrodek przygotowań dla zawodników. Jest tam też rozgrywanych kilka turniejów podczas „Desert Swing”, więc wielu zawodników może sobie tam siedzieć przez cały miesiąc i przygotowywać się do nowego sezonu. W okresie od grudnia do marca pogoda w Dubaju zawsze sprzyja. Zawodnicy mają tam bardzo dobre warunki do rozwoju, fizjoterapeutów, trenerów, różne pola do dyspozycji. Dla graczy, którzy jeszcze są na dorobku, to jest idealny czas na przygotowania przedsezonowe. Przecież żeby dołączać do najlepszych, trzeba trenować cały rok i grać pod presją. Te możliwości są tam naprawdę dobre. Nasza ekipa jeździ do Dubaju od wielu lat w okresie zimowym, mamy taką coroczną tradycję. Z tego tytułu mogliśmy widzieć się tam z Adrianem już parę razy. Zawsze jest miło, jak on dołącza. Kiedy razem widzimy się na polu, rozmawiamy o przyszłości i planach. Od chwili, kiedy z DP World Tour przeniósł się do LIV Golf, jest w troszkę innej roli. Ale jest też możliwość porozmawiania, porównania tych dwóch lig i usłyszenia, jakie są jego odczucia. W tamtym roku kibicowaliśmy Adrianowi na Valderramie, kiedy odbywał się tam turniej LIV. Oczywiście, są to inne turnieje, ale myślę, że warto zobaczyć też coś innego niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

W turnieju na Florydzie grał też selekcjoner piłkarskiej kadry narodowej Michał Probierz, który jest stosunkowo nowym adeptem golfa. Jak oceniasz jego postępy na polu?

– Tak, Michał od jakiegoś czasu gra w golfa. Można powiedzieć, że zaczął podczas naszego turnieju Dudek i Przyjaciele, który organizuję. Dwa lata temu przyjechał do Kraków Valley jako gość. Zawsze jestem tego zdania, że jak chcesz zacząć grać, to idź od razu na pole. Nie baw się za dużo w driving range'u, bo prawdziwa gra zaczyna się dopiero na pierwszym dołku. Wtedy czujesz przyjemność, zaczynasz to lepiej rozumieć. Oczywiście, strzelnica jest dobra do treningu, ale moim zdaniem trzeba iść jak najszybciej na pole. Wiadomo, że trudno jest dobrze uderzyć piłkę, ale od razu masz zarys tego, o co w tym golfie chodzi. Tak właśnie zrobiliśmy z Michałem. Grał ze mną w grupie, dobrze mu szło jak na pierwszą grę i wciągnęło go to. Bardzo podobała mu się atmosfera. Można powiedzieć, że robi duże postępy. Wygląda na to, że przybył nam kolejny kolega w rodzinie golfowej. I dobrze, bo im więcej będzie ambasadorów tego sportu w naszym kraju, tym szybciej ludzie zmienią zdanie i odrzucą stereotypy golfowe.

Rozmawiała Kasia Nieciak

DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU

WYNIKI POLONIA OPEN

Wspomnienie ze Szwajcarii. Od lewej: Mateusz Kusznierewicz, Adrian Meronk, Mariusz Czerkawski, Jurek Dudek. Fot. Marek Sowa/archiwum autorki 

Z przyjaciółmi w Dubaju. Fot. Facebook zawodnika