Sport

Zrobił swoje

Nene był jednym z cichych bohaterów „Jagi” w wygranym 2:0 spotkaniu z Górnikiem w Zabrzu.

Nene – ważny punkt Jagiellonii. Fot. Michał Kość/Pressfocus.pl

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 

W poprzednim, mistrzowskim dla białostocczan sezonie portugalski pomocnik był jednym z architektów  historycznego triumfu „Dumy Podlasia” w ekstraklasie. Wystarczy spojrzeć na jego liczby z rozgrywek 2023/24 - w 33 spotkaniach 9 bramek i prawie tyle samo asyst, bo 8. Teraz trochę się zmieniło, 29-letni Nene często jest zmiennikiem. W lidze w dotychczasowych 9 grach w pięciu wybiegł na murawę w podstawowym składzie, w czterech był rezerwowym. Tak było też w niedzielę w Zabrzu. Tyle że jego wejście odmieniło starcie z „Górnikami”. W pierwszym kontakcie z piłką tak zagrał do Jesusa Imaza, że ten z kilku metrów nie miał problemów, żeby pokonać Michała Szromnika.
- Nieważne, czy w roli zawodnika wyjściowego składu, czy wchodząc z ławki, po prostu chcę pomagać drużynie. Kiedy pojawiłem się na placu gry, piłka szczęśliwie trafiła do mnie. Usłyszałem krzyczącego Jesusa Imaza, podałem mu piłkę, a on dokończył dzieła - mówi Rui Nene. I dodaje jeszcze: - Rozgrywanie meczów czekając na swój moment jest wynikiem doświadczenia i dojrzałości zespołu. Więcej wiemy, więcej rozumiemy, zdajemy sobie sprawę, że nie będziemy kontrolować meczu przez pełne 90 minut. Jesteśmy lepsi niż kiedyś w tym aspekcie, to wynik doświadczenia. Składają się też na to praca na treningach, analiza naszej gry, analiza gry rywali. Robimy swoje, wygrywamy mecze - stwierdza.

Co do bramki na 1:0, to Nene tak ją opisał. - Jesus jest prawdziwym „killerem” w polu karnym. Zrobił niezwykle ważną rzecz, jaką było otwarcie wyniku, dzięki czemu mecz się zmienił. Jednym z sekretów naszej dobrej formy w ostatnim czasie jest to, że wierzymy w siebie. Jesteśmy w dobrym momencie. Nawet w chwilach, kiedy musimy w meczu nieco pocierpieć, to cierpimy wspólnie. Pomagamy sobie wzajemnie, razem bronimy i atakujemy. Kiedy przegrywamy, wiemy, że jesteśmy w stanie odwrócić losy rywalizacji. Mamy też opiekującą się nami "gwiazdę na nieboskłonie", jak mówimy w Portugalii. Myślę, że tak czasami grają mistrzowie. Nie musimy w pełni dominować, ale w pewnym momencie idziemy pod bramkę rywali i robimy swoje - zakończył Portugalczyk.

(zich)