Zostali w blokach
PODWÓJNY NELSON
Powiedzieć, że chorzowski Ruch w rundzie wiosennej „został w blokach”, to nic nie powiedzieć. Jedno „oczko” w dwóch potyczkach oraz bilans bramkowy 1:6 to wstydliwe „osiągnięcie”, zważywszy że mówimy o zespole, który nie ukrywa ekstraklasowych aspiracji. Nie mam złudzeń, że każdy piłkarz Ruchu zapytany o ostatni występ przeciwko Wiśle Kraków będzie miał mdłości lub odruchy wymiotne, czemu nie należy się dziwić. Podopieczni trenera Dawida Szulczka zaprezentowali się w nim tragicznie (bardzo słabo byłoby zbyt łagodnym określeniem). Dane statystyczne nie kłamią (celne strzały 4:13) i można z nich wysnuć jeden wniosek, bolesny dla „Niebieskich”. Po prostu w ich składzie aż roiło się od słabych piłkarzy, a z takimi jest jak z mrówkami - jest ich stanowczo za dużo!
Z perspektywy czasu mogę zaryzykować twierdzenie, że błędem strategicznym było zwolnienie trenera przygotowania motorycznego Wojciecha Grzyba. Popularny „Grzybek” miał bardzo duży wkład w oba awanse Ruchu do pierwszej ligi i ekstraklasy, pracując w sztabie dowodzonym przez Jarosława Skrobacza. Widocznie jednak działacze Ruchu mają bardzo krótką pamięć, albo zabrakło im wyobraźni. Mimo wszystkich zastrzeżeń nie życzę im, by pewnego dnia usłyszeli z ust złośliwe komentarze w stylu: „W przeciwieństwie do cyrku, tutaj klauni siedzą na trybunach”.
W najbliższy poniedziałek na Stadionie Śląskim dojdzie do konfrontacji „wielkich przegranych”, czyli Ruchu i Bruk-Betu. Pomijając wszelkie podteksty, jak chociażby fakt, że gości prowadzi kojarzony z Górnikiem Zabrze trener Marcin Brosz, jeżeli „Niebiescy” chcą zmazać plamę z ostatniego blamażu powinni pamiętać, że nie znajdą pereł na brzegu morza, lecz muszą po nie zanurkować.
Bogdan Nather