Zmierzamy do wielkiego hipermarketu
Rozmowa z rekordzistą ekstraklasy w liczbie występów (559 meczów w latach 1996-2017)
Ivi Lopez przed meczem Rakowa z Górnikiem zogniskował na sobie uwagę kibiców, choć niekoniecznie akcentem sportowym. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus
NA KOLEJKĘ ZAPRASZA ŁUKASZ SURMA
Za nami pozytywne emocje reprezentacyjne. Ligowcy będą w stanie wygenerować w ten weekend podobne?
– Wie pan, właściwie tylko Wisła Kraków – przez swą ówczesną dominację w lidze – tych emocji generowała niewiele (śmiech). Natomiast prócz tego przypadku, ekstraklasa gwarantuje nam, że... nigdy nie wiadomo, co się w niej stanie. A w tym sezonie będziemy mieć jeszcze jeden czynnik, który zapewne wprowadzi element nieprzewidywalności wyników.
Mówi pan o czterech drużynach w Lidze Konferencji?
– Tak. Od dawna drużyny grające w pucharach niezmiennie mają problemy w ekstraklasie ze stabilizacją formy i wyników. Wciąż nie doczekaliśmy się drużyny, która – zbierając siły na występy międzynarodowe – w lidze byłaby w stanie wygrywać ich mniejszym nakładem.
W ubiegłym sezonie ta sztuka udała się Jagiellonii: co prawda tytułu mistrzowskiego nie obroniła, ale na podium się zmieściła.
– Zgadza się. Widać po niej, że nie musi wykorzystać pełnej mocy, żeby wygrać mecz ligowy; czasem wystarcza – moim zdaniem – 60-70 procent. Natomiast – i to mnie trochę zaskakuje – od lat nie widzę tego po Legii. Jeśli nie zagra na maksa, meczu nie wygra.
Może dlatego w samej końcówce okienka transferowego Jagiellonia straciła – odszedł Miki Villar, a Legia zatrudnia na potęgę: Antonio Colak, Ermal Krasniqi...
– Widać, że zdiagnozowali w Warszawie ten problem niemożności czy nieumiejętności godzenia ligi z pucharami (śmiech). Natomiast w Białymstoku – mam wrażenie – wszystko jest pod kontrolą. Niezależnie od roszad w składzie, zespół gra podobnie. Ma wyćwiczone kombinacje w ataku, są bardzo precyzyjne, wykonywane na dużej szybkości. Ludzie się zmieniają, a Jaga jest przewidywalna – dla siebie; każdy wie, co ma zagrać. Ale jednocześnie wciąż jest zaskakująca dla przeciwników.
Czyli – mówiąc przekornie – wprost przeciwnie niż Legia?
– Legia ma wielki potencjał, całe mnóstwo klasowych piłkarzy, ale... nigdy nie wiadomo, jak zagrają. A propos legijnych transferów: pamiętajmy, że ruchy w samej końcówce okienka wymagają czasu na wkomponowanie zawodników. A poza tym – sprawiają wrażenie chaosu. I Legia... trochę podobnie funkcjonuje na boisku. Strzela dużo bramek i dużo traci, czasem kiepsko zaczyna mecz. Brak stabilizacji rzuca się w oczy. Ale – o ile pamiętam – z reguły tę stabilizację łapała właśnie w okresie wrześniowo-październikowym i potem szła w górę w tabeli.
A ten potencjał, o którym pan mówi, da jej mistrzostwo Polski?
– To klub, w którym zawsze się tego żąda; i to też napędza i mobilizuje. Ale... im dalej zajdzie w europejskich pucharach, tym szansę na ten tytuł będzie mieć mniejszą. Kto wie, jak daleko uciekną jej rywale.
Z Radomiakiem wygra w tej kolejce?
– Będzie faworytem, wynik inny niż jej wygrana byłby niespodzianką. Aczkolwiek jak się spojrzy wstecz, to widać, że Radomiak dobrze się czuje w Warszawie. Spora grupa jego piłkarzy otarła się o międzynarodową piłkę i dla nich wypełniona po brzegi Łazienkowska nie jest obciążeniem, a dodatkowym bodźcem.
Kapustka i Wszołek po reprezentacyjnych występach dostali mentalnego kopa?
– Jak remisujesz 1:1 z Holandią na wyjeździe, to czujesz się świetnie. Kapustka jako jeden z nielicznych w tej lidze potrafi w środku pola, gdzie jest ciasno, zrobić przewagę i kontrolować piłkę. Wszołek zaś to pracowity obrońca z dobrą jakością dośrodkowań. Rotterdam tej dwójce na pewno dodał sporo pewności siebie.
Jagiellonia zagra w Gliwicach na 80-lecie Piasta. Świąteczne fajerwerki mogą ją rozkojarzyć?
– Piast w lidze jeszcze nie wygrał. Ma problem ze strzelaniem bramek, z dynamiką akcji. Może zbyt ciężko popracowali w okresie przygotowawczym, może jeszcze te najlepsze mecze przed nimi? Próbuje grać piłkę otwartą, więc musi uważać na szybkie ataki Jagiellonii, która dwoma podaniami potrafi przeciąć linię obrony rywala.
Słowo o Rakowie, choć z Górnikiem gra dopiero w poniedziałek. Wpis Iviego Lopeza o polityce transferowej klubu może mieć wpływ na szatnię i grę?
– Na samą grę pewnie nie. Klasowe kluby nie powinny jednak pozwalać sobie na coś takiego. Takie rzeczy na pewno przeszkadzają, zakłócają atmosferę. Czasem mówi się w takich sytuacjach, że one pokazują charakter zawodnika. Ja uważam przeciwnie: charakter i osobowość mają ci, co robią swoje i siedzą cicho – przynajmniej na zewnątrz. Można sobie powiedzieć mocne słowa, ale w środku, w klubie; na zewnątrz najlepiej zdusić emocje w sobie. Generalnie zaskoczył mnie ten wpis, bo byłem przekonany, że Ivi Lopez w Rakowie czuje się jak ryba w wodzie.
Raków zagra z Górnikiem – klubem, w którym latem nastąpiła chyba największa rewolucja. Dobry pretekst, by zapytać właśnie o zjawisko braku stabilizacji kadr w niektórych klubach.
– Piłka się zmienia. Coraz częściej szkolimy zawodników na dwa-trzy sezony ligowe, próbujemy im wszystko wpoić i przekazać jak najszybciej, w intensywnym treningu – wszystko po to, by zaraz ich sprzedać i... kupić innych też na dwa sezony. Znika w tym wszystkim idea przywiązania do barw, za to wszystko zmierza w kierunku wielkiego hipermarketu. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie – na długą metę – wygrają te kluby, które myślą inaczej...
Rozmawiał Dariusz Leśnikowski
