Sport

Zimny prysznic

Po pierwszych meczach ćwierćfinałowych jedynie „Jurajscy rycerze” są blisko Final Four. Wpadki zaliczyły JSW Jastrzębski Węgiel i PGE Projekt Warszawa.

Zawiercianie są już jedną nogą w Final Four. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus

LIGA MISTRZÓW

Nasze drużyny przez fazę grupową nie tyle przeszły, ile „przeleciały” w imponującym stylu. Wygrały wszystkie 18 meczów, zajmując pierwsze miejsca w swoich grupach. W związku z tym przed ćwierćfinałami wydawały się pewniakami. Najłatwiejsze zadaniem miał Aluron CMC Warta Zawiercie. Niemiecki SVG Lueneburg to drużyna bez doświadczenia i głośnych nazwisk. Już sama jego obecność w gronie ośmiu czołowych drużyn Europy była ogromną sensacją. Zawiercianie plan wykonali i pewnie ograli Lueneburg w jego hali 3:0. – Wiedzieliśmy, że przeciwnicy wyjdą bardzo mocno, ponieważ dobrze grają u siebie. W pierwszym secie naprawdę daliśmy z siebie wszystko i gospodarze nie mogli się już podnieść. Wiedzieliśmy, że walczyć będą jednak do końca. Pokazali to w kolejnej partii – relacjonował w rozmowie z klubowymi mediami Aaron Russell, przyjmujący zespołu z Zawiercia. – To bardzo przyjemnie grać w tak wielkich meczach jak ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Szczególnie przed wspaniałą publicznością ze świetną atmosferą, bo to naprawdę potrafi zmotywować drużynę. Musieliśmy upewnić się, że miejscowym kibicom nie damy powodu do świętowania i staraliśmy się ich jak najbardziej uciszyć – dodał.

Aluron CMC Warta do awansu do najlepszej czwórki potrzebuje jeszcze wygrać tylko dwa sety w rewanżu w Sosnowcu. Niemcy muszą natomiast zwyciężyć 3:0 lub 3:1 i liczyć jeszcze na triumf w „złotym secie”. – To ogromna przewaga. Oni teraz będą grać o życie, więc musimy znowu wyjść i być gotowi na to, że będą grać dużo lepiej – dodał Amerykanin.

Gorzej spisały się dwa pozostałe nasze zespoły. Mistrz kraju, JSW Jastrzębski Węgiel, przegrał w Pireusie z Olympiakosem 2:3, choć wygrał pierwsze dwa sety 25:20 i 25:21. W rewanżu zwycięstwo 3:0 lub 3:1 da mu awans do Final Four, a 3:2 będzie wymagało „złotego seta”. Każda porażka wyeliminuje drużynę trenera Marcelo Mendeza z rywalizacji.

– Potrafiliśmy dobrze zacząć spotkanie, ale potem nasz poziom gry spadał. Rywale bardzo dobrze zagrywali. Przegraliśmy sety do 20, 14, zbyt wysoko, za łatwo. Wiedzieliśmy, że grać przy tej atmosferze stworzonej przez kibiców rywali będzie trudno. Aż piłka była od niej mokra! To jednak żadne wytłumaczenie, bo tego się spodziewaliśmy. Czuliśmy, że rywale się rozkręcają, że mecz się odwraca – przyznał Benjamin Toniutti, rozgrywający mistrzów Polski. 

Reprezentant Francji i dwukrotny mistrz olimpijski wierzy, że w Jastrzębiu-Zdroju uda się z nawiązką odrobić straty. – Zabrakło nam detali, precyzji, szczególnie mnie, na przykład w końcówce spotkania. Teraz czujemy dużą frustrację, bo wracamy do Polski bez wygranej. Przed rewanżem musimy się zresetować. Mam nadzieję, że nasi kibice stworzą w jastrzębskiej hali taką samą atmosferę podczas rewanżu jak fani Olympiakosu w Grecji. Wiem, że to potrafią – stwierdził.

W najtrudniejszej sytuacji jest trzeci z naszych reprezentantów, PGE Projekt Warszawa. Miał najmocniejszego przeciwnika, bo Halkbank Ankara to ekipa, która ma w składzie świetnego pochodzącego z Kuby reprezentanta Brazylii Yoandry Leala czy solidnych rozgrywającego Micaha Ma’a i przyjmującego Dicka Kooya. Chyba nikt jednak nie przypuszczał, że warszawianie przegrają tak gładko, prezentując przyzwoity poziom jedynie w drugiej odsłonie. Zwłaszcza w trzeciej i czwartej zagrali słabo, ich gra się wtedy kompletnie posypała. W rewanżu czeka ich zatem bardzo trudne zdanie. Muszą wygrać 3:0 lub 3:1 i jeszcze „złotego seta”.  

(mic)