Sport

Zew krwi

POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz

Honorowa przegrana Prezesa PZPN Cezarego Kuleszy w wyborach do Komitetu Wykonawczego UEFA obudziła żądzę zemsty (za co ?) w wielu ludziach, którzy na codzień zmagają się z trudami życia. Nic lepiej nie pociesza i nie leczy kompleksów niż cudze nieszczęście. Można rozładować frustrację obrażając innego, najlepiej rodaka. Dziś w dobie internetu jest to dużo łatwiejsze niż kiedyś i nie wymaga takiej odwagi, żadnej odwagi. Przed sfrustrowanymi ludźmi otworzyły się wrota piekieł. Z natury jestem życzliwy dla bliźnich, niektórzy twierdzą nawet, że nadstawiałbym trzeci policzek gdybym go posiadał. Złość, gniew i nienawiść to uczucia dewastujące przede wszystkim tych, którzy je wyrażają, a nie tych, przeciwko którym są kierowane. Czy wkurzony kierowca krzyczący pod adresem innego użytkownika drogi „ty debilu” nie szkodzi sam sobie, przecież nikt go zza zamkniętej szyby nie usłyszy? Wyżywajcie się więc rodacy na Kuleszy jeśli to wam w czymkolwiek pomoże. Na zdrowie!

Całkiem inna bajka to zawiść środowiskowa. Żaden ze znanych mi medyków nigdy nie skrytykował kolegi po fachu choćby był konowałem. Inaczej jest w naszym piłkarskim piekiełku, tu przysięga Hipokratesa nie sięga. Czy Marek Papszun nie powinien skupić się na swojej świetnie wykonywanej pracy w Rakowie zamiast dywagować o składzie i taktyce reprezentacji Polski w krytycznym tonie? A Marek Koźmiński ma tyle sukcesów biznesowych, że niepotrzebne mu szczypanie wyborczego rywala, z którym przegrał wybory na prezesa PZPN. Bez Kuleszy na szczytach UEFA Polski futbol nie sczeźnie i sam zainteresowany takoż. Dziurowicz przegrał wybory ze mną, Boniek z Latą, ale ich zasługi dla środowiska na tym nie ucierpiały. W demokracji ktoś musi przegrać, by wygrać mógł ktoś. To w Rosji, Chinach i na Białorusi wyniki wyborów są znane zanim się one odbędą. Zapewne Kulesza obejmie szefostwo jednej z ważnych Komisji w Nyon, tam czasem można zdziałać więcej niż w stricte politycznym Komitecie Wykonawczym.

Jak jego porażka - nazywajmy rzeczy po imieniu - wpłynie na atmosferę przedwyborczą w PZPN? Wybory nowego/starego Prezesa już 30 czerwca. Moim zdaniem nijak, boisko europejskie i krajowe to dwie różne bajki. Dobrze by znalazł się śmiałek rzucający wyzwanie obecnemu szefowi polskiego futbolu. Zdrowa rywalizacja to ścieranie się programów, dyskusja, walka na argumenty. Sam bym wystartował gdyby nie PESEL. Tylko niezapomniana Irena Szewińska biła rekordy niezależnie od klasy rywalek, mogła nawet biec sama.

Nasze asy z narciarskiej skoczni nie są teraz w formie sportowej, za to w oratorskiej jak najbardziej. Bezpardonowy atak na trenera Thomasa Thurnbichlera rozzłościł prezesa PZN Adama Małysza, a ja go rozumiem. Przepraszam Dawida Kubackiego z kolegami, że zacytuje tu wybitnego reżysera teatralnego Kazimierza Dejmka: „aktor jest do grania, a dupa do srania”. Czyli skoczek od skakania, a trener od trenowania. Bardzo nam dziś brakuje autorytetów, gadamy na każdy temat, często bzdury. Kiedyś szokował widok nauczyciela, któremu uczniowie założyli na głowę kubeł od śmieci. Dziś takich sytuacji są setki. A wokół boisk i kortów szaleni rodzice z KOR klną, grożą, straszą, rwą się do rękoczynów. Na turnieju halowym spotkałem paniusię w futrze i modnym kapelusiku, która spoliczkowała własnego 9- letniego synka, bo spudłował z karnego przynosząc rzekomo wstyd rodzinie. Gdy zwróciłem idiotce uwagę, to dostało mi się mocno i mojej mamusi w niebie też.

Jedna trzecia młodych sędziów piłkarskich rezygnuje z gwizdania przed upływem roku. Nie z powodu bluzgów wioskowych pijaczków czy agresji zawodników a za sprawą rodziców młodych piłkarzy. We Francji rozwiązano ten problem bardzo prosto - na mecze dzieci dorośli wstępu nie mają. Koniec, kropka!

Nie znam osobiście prezydenta Puław Pawła Maja, ale cenię go za odwagę i stanowczość. Z własnej woli chce iść do więzienia za to, że wpuścił na szkolne boisko pragnące pograć w piłkę dzieciaki. Kilku okolicznym mieszkańcom przeszkadzały hałasy dobiegające z orlika, wymusili zamknięcie boiska. Prezydent zerwał kłódkę, młodzież wpuścił, za co skazano go na grzywnę. Słusznie nie zapłacił, teraz pójdzie siedzieć. Orliki stały się polityczną zabawką w rękach ludzi żądnych władzy. Pierwszy rząd Donalda Tuska miał świetny pomysł z tymi orlikami, sam często się przy nich zatrzymywałem, by pokopać z dzieciakami lub im posędziować. Wzorem świetnego reżysera, pedagoga i golfisty Andrzeja Strzeleckiego zawsze wożę w bagażniku auta piłkę, korki i gwizdek.

Niestety, coraz rzadziej mi się przydają, boiska pustoszeją, a z grubasami w moim prawie wieku nie mam frajdy grać. Jednej partii politycznej przeszkadza to, że inna partia coś wymyśliła dla ludzi, to nie jest normalne. Ciała dali też gminni urzędnicy, brakuje animatorów i instruktorów, króluje wygodnictwo. Łatwiej zamknąć na cztery spusty niż wykreować aktywność. Niby są programy ministerialne, kasa i instytucje typu SZS i LZS, ale jak zawsze problem w ludziach, a raczej ich braku. Mój sąsiad co to ma dwie lewe ręce do wszystkiego mawia tak: „podejmę się każdej roboty, tylko dajcie mi ludzi”. Jeszcze nie jest za późno, orliki mogą znów tętnić życiem. a ten w Puławach proponuję kiedyś nazwać imieniem prezydenta Maja. Ja wożę w bagażniku sprzęt sportowy, ale są tacy co mają tam maczety i kije bejsbolowe, by naparzać się z ludźmi w innych szalikach. Mamy rok 2025, a nie 1410, gdy ochotnicy ruszali pod Grunwald uzbrojeni w sprzęt do uprawiania roli, albo 1794, gdy kosynierzy szturmowali pod Racławicami. W Polsce prawo niestety nie zabrania noszenia przy sobie niebezpiecznych przedmiotów. Po co komuś na ruchliwej ulicy nóż albo maczeta? To głupie prawo, gdy liczba nożowników i ich ofiar niepokojąco rośnie. Kibicowski niebezpieczny sprzęt to coś trudnego do zrozumienia dla przeciętnego człowieka mającego szacunek dla prawa i wyniesione z domu zasady moralne. Tacy ludzie to 90% sportowej widowni terroryzowanej przez przygłupów w kapturach, z nożami w rękawach. Wulgaryzmów nie znoszę, ale już odpuściłem skoro moja żona i synowie lubią sobie pobluzgać. Co im się dziwić jeśli pod szkołą podstawową tłum milusińskich wychodzący po lekcjach przeklina aż uszy więdną.

Wtedy najlepiej żartem, jak mecenas Stanek z PZPN, gdy zaśpiewano mu na stadionie „je..ać PZPN”. „Obiecanki- cacanki” - odparował z uśmiechem aż tamci oniemieli. Po zremisowanym przez Polskę meczu w Portugalii za kadencji Leo Beenhakkera wracałem samolotem pełnym naszych kibiców. Na mój widok oczywiście ryknęli o je..aniu PZPN, ale ja niezrażony zapytałem o sens takich słów po błędzie niemieckiego arbitra z krzywdą dla Polski. Dowiedziałem się, że to przyśpiewka ludowa, której słów nikt nie zgłębia. Rozstaliśmy się w przyjaźni trwającej do dziś.

Cezary Kulesza zmienił Zbigniewa Bońka w fotelu prezesa PZPN-u - czy tworzą już scenariusz dalszych wydarzeń? Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus