Sport

Żebyśmy jeszcze żyli

Rozmowa z Jarosławem Skrobaczem, trenerem Odry Opole

Trener Odry Opole Jarosław Skrobacz maksymalnie chce wykorzystać czas przerwy w rozgrywkach. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Pamięta pan atmosferę w szatni Odry przed październikową przerwą na potrzeby reprezentacji?

- Pamiętam… że była nam bardzo potrzebna. Drużyna, którą prowadziłem kilka dni, przegrała 0:6 z Arką Gdynia i musieliśmy odreagować. Wyjechaliśmy wtedy do Ustronia i zagraliśmy sparing z MFK Karvina. Wykorzystaliśmy ten czas maksymalnie i poszło lepiej, ale szczerze mówiąc, chyba nie mogło być gorzej, bo styl i rozmiary porażki były takie, że aż nie chce się do tego wracać. W kolejnych czterech meczach uzbieraliśmy 5 „oczek” i po walce, tracąc bramkę w dogrywce, odpadliśmy z pucharowej rywalizacji z Pogonią Szczecin. Nie ma się jednak co oglądać za siebie, bo przed nami końcówka rundy jesiennej i trzeba w każdym z tych trzech ostatnich w tym roku meczów ugrać najwięcej jak się tylko da.

Ostatnie trzy mecze – licząc z pucharowymi 90 minutami – zagraliście na „zero z tyłu”. Czy to znaczy, że postawił pan przede wszystkim na uszczelnienie defensywy?

- Jesteśmy cały czas drużyną, która pomimo ostatnich spotkań bez straty gola nadal ma najgorszy w lidze bilans bramkowy. Nie da się tego usprawiedliwić w żaden sposób, ale można z tego wyciągnąć wnioski i myślę, że udało się nam poprawić grę defensywną. Wrócili Piotrek Żemło i Wojtek Błyszko, na sto procent trenuje Jirzi Piroch, mimo problemów gra Mateusz Kamiński. Nie obeszło się też bez eksperymentu, ale wobec absencji Mateusza Spychały i Jakuba Bartosza na bocznego obrońcę został przekwalifikowany Konrad Nowak. Spróbowaliśmy go na tej pozycji w sparingu w Karwinie i zdał egzamin, więc na potrzeby ligowe mieliśmy już gotowy wariant awaryjny. To na pewno ustabilizowało nam „tyły”. Jednak ważne, żeby to miało też przełożenie na te spotkania, które nas niebawem czekają. Szczególnie z Wartą pokazaliśmy się z dobrej strony w obronie, bo zespół z Poznania potrafił wygrać 1:0 z Wisłą w Krakowie, co świadczy o tym, że bardzo ciężko mu strzelić gola, więc nie chcieliśmy pozwolić, żeby to on zdobył bramkę, bo wtedy trudno byłoby cokolwiek wywalczyć. Zdobyliśmy punkt, choć sam mecz przez nasze nastawienie i defensywny sposób gry Warty wyglądał jak wyglądał. Baliśmy się porażki. Nie chcieliśmy przegrać i choć mieliśmy świadomość, że wspaniale byłoby wygrać, to jednak - szukając pozytywów - można powiedzieć, że nie straciliśmy bramki. Nie udało się nam tego zrobić w meczach ze Zniczem i Górnikiem Łęczna, w Łęcznej prowadziliśmy nawet 2:0, a skończyło się remisami. Tych 4 punktów możemy żałować, bo gdybyśmy zagrali tak jak w Kołobrzegu i utrzymali prowadzenie do końca, to sytuacja byłaby dużo lepsza.

W ostatnich trzech meczach, za które można pochwalić grę defensywną, strzeliliście tylko jednego gola. Czy ofensywa to jest w tej chwili największy problem pana drużyny?

- Najważniejsze jest, żeby wygrywać i myślimy o tym, co zrobić, żeby przód ruszył. Powiem jednak szczerze, że czasem czujemy się bezsilni. Na ostatnim meczu, na którym zabrakło pauzującego po czwartej żółtej kartce „złapanej” w Kołobrzegu Dawida Czaplińskiego i Dawida Wolnego, który w meczu z Kotwicą złamał rękę, mieliśmy prawdziwy ból głowy. Oglądając się na ławkę rezerwowych w trakcie gry, bo wiedziałem, że trzeba dokonać zmian, widziałem 18-letniego Daniela Klicha, który jeszcze nigdy nawet minuty nie grał w seniorach, bo nawet nie występował w rezerwach, tylko w Centralnej Lidze Juniorów. Fajnie, że jest, ale przy wyniku 0:0 trudno ryzykować i twierdzić, że on nas uratuje. Wszedł i pomógł, ale stawianie na niego i liczenie na niego w kontekście wyniku byłoby krzywdzące dla tego zawodnika. On, owszem, szansę dostanie, bo wyróżnia się w juniorach, ale nie możemy przecież na tym opierać naszej gry ofensywnej. A niestety, tak to w sobotę wyglądało, że musieliśmy się uciekać do takich kroków. Dlatego ofensywa jest w tej chwili naszym największym problemem.

Jak pan wykorzysta listopadowy „przerywnik reprezentacyjny”?

- Nie mamy w planie ani zgrupowania, ani sparingu. W tym tygodniu treningi zaczęliśmy od środy, ale na czwartek zaplanowałem podwójne zajęcia i także w przyszłym tygodniu czeka nas jeden dzień z podwójnym obciążeniem. Mówiąc krótko, choć w tym okresie zwykle się „odpuszcza”, my nadal pracujemy, żebyśmy na końcówkę roku jeszcze żyli, a ci którzy leczą urazy, mają czas na regenerację. Wojtek Błyszko będzie miał czas na wejście w treningowy rytm, tak samo jak Jirzi Piroch i Dawid Czapliński, który też miał uraz, z którego wychodzi. Cały czas Daniel Dudziński, choć grał, to nie trenował na sto procent, więc wykorzysta ten czas na leczenie i powrót na pełne obroty. U Mateusza Kamińskiego też coś się pojawia, dlatego te dni są dla nas bardzo cenne. Trudno byłoby wymienić u nas kogoś, kto nie narzeka na jakąś dolegliwość, ale nie wolno narzekać, tylko trzeba - wykorzystując tych piłkarzy, którzy są gotowi do gry - próbować zrobić jak najlepszy wynik w trzech ostatnich meczach w tym roku. I temu podporządkowujemy czas przerwy w rozgrywkach.

Rozmawiał Jerzy Dusik