Zdobył złoto i chce więcej
Świeżo upieczony halowy mistrz Europy stawia sobie jasny cel – pokonać niepokonanego, czyli rekordzistę globu na 60 m ppł., Amerykanina Granta Hollowaya.
Jakub Szymański odebrał złoty medal HME jako trzeci Polak w historii. Fot. PAP/Adam Warżawa
Urodzony w 2002 roku Jakub Szymański sukcesy odnosił już jako junior, poprawiając halowe rekordy Polski na 60 m ppł. W 2021 r. wywalczył w Nairobi brązowy medal MŚJ na 110 m ppł. Dwa lata później w Stambule sięgnął po srebro w halowym czempionacie Europy. Po zmianie trenera w sezonie 2024 był piąty w halowych MŚ w Belgradzie oraz wyrównał stadionowy rekord Polski (13,25).
W piątkowy wieczór 22-letni płotkarz zdobył złoto HME. Lider europejskich tabel nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i pokonał wszystkich rywali z czasem 7,43. Tym samym został trzecim polskim płotkarzem – po Leszku Wodzyńskim (1975, Katowice) i Romualdzie Gieglu (1984, Goeteborg) – który triumfował w ME pod dachem.
Reprezentacja Polski mieszkała na przedmieściach Arnhem - w sobotę przed dekoracją medalową znany ze swojego zamiłowania do słodyczy mistrz Europy nie odmówił sobie gorącej czekolady z dużą porcją bitej śmietany.
- To złoto bardzo dużo znaczy nie tylko dla mnie, ale też dla całej polskiej lekkiej atletyki - opowiadał. - Od 41 lat nie mieliśmy tytułu halowego mistrza Europy na 60 m ppł. Czuję się spełniony. Wykonałem zadanie w stu procentach - opowiada Szymański.
Sezon halowy w wykonaniu płotkarza Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego był bardzo dobry od samego początku. Już w styczniu pobiegł w Luksemburgu 7,41 i ustanowił rekord Polski. Ten czas wyśrubował kilkanaście dni później w łódzkiej Atlas Arenie - 7,39. Wtedy Szymański utwierdził się w przekonaniu, że w Apeldoorn może być najlepszy.
- Tylko że wtedy Europa biegała wolniej. Wówczas wydawało się, że łatwiej będzie zdobyć złoto. Po Orlen Cup miałem w tabelach dużą przewagę. Później chłopaki zaczęli biegać szybciej. Teraz uzyskałem czas nieco słabszy niż 7,39, ale 7,43 i tak dało zwycięstwo. Po prostu byłem od nich lepszy – podkreśla nasz zawodnik.
Ponad rok temu Szymański zmienił trenera. Poprzedniego szkoleniowca – sopockiego specjalistę od rzutu oszczepem, Bernarda Wernera, zastąpił Mikołaj Justyński. Przed laty płotkarz, od kilku sezonów także trener. Szymański dołączył do grupy treningowej, w której wcześniej z powodzeniem pracował inny reprezentant Polski, Damian Czykier. Dla duetu Szymański-Justyński, wspieranego także przez Macieja Ryszczuka, złoto w Apeldoorn to pierwszy medal. Od razu złoty.
– Spisaliśmy się fenomenalnie. Zdobyliśmy medal i każdy etap tych zawodów przeszliśmy perfekcyjnie. Porównując Kubę z zeszłego roku, chociażby z mistrzostw świata w hali w Glasgow, widzę ogromną różnicę w technice. Dzięki temu ma większą pewność siebie. O to chodzi w sporcie. Trzeba iść po swoje – przyznaje trener Justyński, dla którego złoto Szymańskiego jest też pierwszym medalem międzynarodowej imprezy w dorobku szkoleniowym. Wiedzę czerpie m.in. z doświadczeń swojego trenera, Andrzeja Radiuka, twórcy potęgi polskich płotków od lat 70. po pierwsze dekady XXI wieku.
Startem w Apeldoorn polski płotkarz nie zakończył jeszcze sezonu. Za dwa tygodnie będą halowe MŚ. Przed występem w Nankinie świeżo upieczony mistrz Europy stawia sobie jasny cel – pokonać niepokonanego, czyli rekordzistę globu na 60 m ppł. Amerykanina Granta Hollowaya.
– Uważam, że naprawdę mogę nawiązać z nim walkę. W Apeldoorn udowodniłem, że umiem wytrzymać presję. Podczas mistrzostw świata liderem będzie Holloway, to na nim będzie skupiona cała uwaga. Presja będzie ciążyć na nim, nie namnie – zapowiada Szymański.
(t/pzla.pl)