Sport

Zamiast presji pozytywny stres

Rozmowa z Bartoszem Jureckim, selekcjonerem reprezentacji U-21, która od środy rywalizować będzie w mistrzostwach świata w Polsce

Bartosz Jurecki wskazuje, w jakim kierunku ma iść nasza młodzież. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Jutro rozpoczyna pan trenerską imprezę życia. Mistrzostwa świata we własnym kraju to ogromna motywacja, ale i chyba duży stres. Już daje się we znaki panu i drużynie?

- To raczej duże przeżycie dla mnie jako trenera i mega doświadczenie na przyszłość. Dla chłopców to przede wszystkim wielka szansa pokazania się całemu światu piłki ręcznej. Presja? Staramy się o niej nie rozmawiać, choć wiadomo, że kiedy na trybunach będą rodziny i znajomi, to ona się pojawi. Z doświadczenia wiem, że nie każdy sobie z tym radzi, dlatego w ostatnim czasie dużo rozmawialiśmy z drużyną oraz indywidualnie na ten temat, żeby szybko opanować ewentualne nerwy.

Dochodzi jeszcze ciśnienie związane z wynikiem, tym bardziej że seniorzy od dawna zawodzą, a młodzież poprzedni mundial zakończyła na odległym, 17. miejscu...

- Dobrze wiemy, że gramy u siebie, więc jest oczekiwanie na poprawę wspomnianego wyniku. Nie mamy ciśnienia, choć taki pozytywny stres, czy trema, jaką mają aktorzy przed wyjściem na scenę, przed meczami na pewno przyda. Potrzebna jest zatem pozytywna energia. Trzeba się samemu nakręcać, bo piłka ręczna nie jest dyscypliną dla grzecznych chłopców. Tutaj trzeba walczyć od początku i dawać z siebie maksa. Oczywiście, jestem ostatnią osobą, która kazałaby zrobić komuś krzywdę, ale to kontaktowa gra, więc na to musimy być przygotowani. Nie podkręcamy się dodatkowo, choć musimy dopasować odpowiedni balans pozytywnej agresywności. I oczekuję od chłopaków, że jeśli nawet nie pojawią się na boisku lub zagrają mniej, to będą wspierali kolegów, pomagali sobie, mobilizowali się i motywowali jeden drugiego.

A co pan odpowie na starą sportową prawdę, że gospodarzom pomagają ściany?

- Mamy swoje ambicje. Liczymy na naszych kibiców, ale dążyliśmy też, by stworzyć grupę, w której każdy poszedłby w ogień za swojego kolegę, i która nie będzie zrażała się pojedynczymi niepowodzeniami, bo piłka ręczna to gra błędów i one będą się pojawiać. Zatem wygrywamy i przegrywamy wszyscy. Chcemy dobrze wystartować w turnieju i dostać się do kolejnej fazy, a potem będziemy sobie podnosili poprzeczkę. Czołowa ósemka jest bardzo mocna, to najwyższy światowy poziom, ale na razie o tym nie myślimy. Najważniejsze dobrze wejść w mistrzostwa. Wygrać z Urugwajem, a potem koncentrować się na kolejnych przeciwnikach. Dużo mądrzejsi będziemy też po pierwszym meczu w naszej grupie, w którym Słoweńcy zmierzą się z Norwegami.

Co może pan powiedzieć przeciwnikach?

- Nie ma dziś słabych drużyn, zwłaszcza w grupach młodzieżowych. Jest też duża dysproporcja w składach, bo drużyny młodzieżowe zmieniają się z roku na rok. Zawodnicy dojrzewają szybciej lub wolniej, zachodzi duża rotacja, więc wyniki sprzed roku czy wcześniej są raczej tylko statystyczną ciekawostką. U nas jest dziewięciu nowych chłopaków w porównaniu do zeszłego roku, a u Norwegów tylko czterech z poprzedniej imprezy mistrzowskiej. To pokazuje, że na nowo nastąpi weryfikacja umiejętności młodzieżowych reprezentacji. Na poprzednich mistrzostwach Europy w naszej kategorii wiekowej Norwegia była w ósemce, podczas gdy my zakończyliśmy turniej na 14. miejscu. To też mówi, że warunki turniejowe różnią się od meczów towarzyskich.

Mamy ciekawą i silną grupę, dość mocno zróżnicowaną pod kątem stylu gry...

- Grupa jest wymagająca. Każdy przeciwnik o zupełnie innym charakterze grania. Urugwaj to największa niewiadoma. Dysponujemy wideo tylko trzech jego meczów z ubiegłego roku. Nie wiemy, w jakim składzie rywale się pojawią. Znamy jedynie ich myśl szkoleniową i na co musimy być przygotowani. Jeśli chodzi o Słoweńców, to grają podobnie jak seniorzy. Jest to rywal w naszym zasięgu, choć na pewno czeka nas bardzo wyrównany mecz. Dużo grają indywidualnie. Jak zawsze mają bardzo dobrze wyszkolonych zawodników w grze jeden na jeden, na dużej szybkości. Mają fajnych obrotowych, z których korzystają.

Na koniec gramy z Norwegią. To najsilniejszy zespół naszej grupy?

- Tak się wydaje... W jego przypadku główną rolę odgrywa siła fizyczna. U nich wszyscy są mocni, bardzo wszechstronni i świetnie przygotowani. To będą bardzo trudne i ważne mecze, ale gramy u siebie, więc nikogo nie możemy się bać. Chcemy iść do przodu, choć musimy być też realistami. Moim osobistym celem jest znalezienie się w najlepszej ósemce tych mistrzostw.

A jak scharakteryzuje pan swój zespół? Jakich mamy zawodników w tym pokoleniu?

- Ambitnych! Sami powiedzieli sobie, że nie po to się spotkali, ciężko pracowali w wakacje, kiedy inni już wypoczywają, żeby przejść obojętnie wobec mistrzostw. Bardzo im zależy na pokazaniu się i dobrym wyniku. My nie wywieramy na nich presji, jak miało to miejsce na poprzednich imprezach, na których nie zawsze potrafili unieść ciężar. My wręcz zdejmujemy z nich tę presję. Wiedzą jednak, o co chcą walczyć, są zmotywowani i na pewno zagrają na 100 procent możliwości. Cieszę się, że mam w zespole zawodników, którzy mają za sobą występy na europejskich, niemieckich, hiszpańskich czy polskich parkietach w najwyższych klasach rozgrywkowych, więc mają już doświadczenie i zdążyli wypracować sobie markę w środowisku. Mam nadzieję, że to zaprocentuje.

Kto jest liderem Biało-czerwonych?

- Nie mamy jednego, który wybijałby się ponad wszystkich swym nieprzeciętnym talentem. Mamy za to zawodników o różnym, ale zbliżonym potencjale. Teraz trzeba to poskładać w całość. To też może nam dużo dać, ponieważ będzie sporo grania, konieczne będzie rotowanie składem. Piłka ręczna mocno poszła do przodu, jeżeli chodzi o szybkość, więc musimy mieć szeroki, równy skład, by nasza siła rażenia nie spadała w trakcie gry.

Co ma być najmocniejszą stroną pańskiej reprezentacji?
- W ataku pozycyjnym liczbę błędów własnych musimy ograniczać do minimum. Zdarzały nam się już mecze poniżej 10 błędów w ataku, co jest bardzo dobrym wynikiem, ale były też spotkania, kiedy ich liczba była znacznie większa. W obronie pracowaliśmy nad komunikacją i organizacją powrotu do niej, żeby ustawienie za każdym razem było optymalne. W moim systemie gry o obronie decydują tzw. „trójki”, czyli dwaj środkowi obrońcy, którzy mają zarządzać kolegami, podobnie jak w ataku robi to środkowy rozgrywający, który prowadzi grę. To oni biorą na siebie największą odpowiedzialność i muszą wcielić się w rolę liderów.

Powołanie aż czterech obrotowych jest pokłosiem, że zna pan najlepiej tę pozycję, bo jako zawodnik doskonale pan radził sobie na kole, będąc jednym z najlepszych na świecie?

- Przykładam do tego dużą wagę, ale moja przeszłość zawodnicza nie ma tutaj większego znaczenia. Obecność czterech obrotowych wynika z faktu, że mają u mnie bardzo odpowiedzialne zadanie. Na środku obrony chcę mieć bardzo silnych graczy. Spośród czterech powołanych obrotowych trzech będzie grało na tej pozycji, a spośród wszystkich rozgrywających tylko jeden. Mam też pomysł na grę w ataku z wykorzystaniem dwóch obrotowych, o czym można się było przekonać podczas naszych ostatnich meczów towarzyskich. Staram się, żeby w moich drużynach obrotowi byli nie tylko od rzucania, ale też pomagali drużynie poprzez dobre czytanie gry, skuteczne zasłony czy dzielenie strefy obrony rywali, co ułatwi życie rozgrywającym.

Pańska bogata kariera zawodnicza, medale mistrzostw świata, przynależność do słynnych Orłów Wenty pomagają czy przeszkadzają w pracy?

- Trzeba o to zapytać moich zawodników... Zawsze daję z siebie 100 procent. Pokazuję, w jakim kierunku mają iść. Jestem osobą, z którą można zawsze porozmawiać. Zawsze jestem otwarty dla chłopaków. Oni też wiedzą, że pewnych rzeczy nie można robić. Wiedzą, gdzie jest granica ido jakich momentów mogą dojść. To w naszych relacjach jest najważniejsze.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała