Sport

Zabójcza zagrywka lublinian

Bogdanka LUK zdobyła halę w Sosnowcu i jest bliżej pierwszego w historii mistrzostwa Polski. Jurajscy Rycerze zapowiadają jednak walkę do końca.

Zawiercianie nie byli w stanie zatrzymać Wilfredo Leona. Fort. PAP / Michał Meissner

PLUSLIGA

Przed rozpoczęciem finałowej rywalizacji w ekipie z Zawiercia panowały minorowe nastroje. Jej trener, Michał Winiarski, miał spory zgryz. W ostatnim spotkaniu półfinałowym z PGE Projektem Warszawa kontuzji nabawił się bowiem Karol Butryn, a uraz stawu skokowego okazał się poważniejszy, niż sądzono. Atakujący obejrzał więc mecz zza band i nie wiadomo, czy w ogóle będzie zdatny do gry w kolejnych spotkaniach. Klub rozważa nawet przeprowadzenie transferu medycznego. Butryna musiał zastąpić Kyle Ensing, a to oznaczało, że ze względu na zbyt wielu obcokrajowców w wyjściowym składzie zabrakło w nim miejsca dla drugiej wielkiej gwiazdy Jurajskich Rycerzy, Aarona Russella. Zamiast niego musiał grać Patryk Łaba. Zresztą Amerykanin też nie jest w 100 procentach zdrowy, ale w odróżnieniu od Butryna był przebrany w strój meczowy i gotowy do wyjścia na parkiet.

Początkowo wydawało się, że na przekór trudnościom zdziesiątkowani gospodarze będą w stanie przeciwstawić się Bogdance LUK napędzonej wyeliminowaniem w półfinale mistrza Polski, JSW Jastrzębskiego Węgla.  Po serii zagrywek Miguela Tavaresa Rodriguesa prowadzili 6:2. Goście szybko jednak odrobili straty i zaczęli dyktować warunki. Decydowała zagrywka. Wilfredo Leon, Mikołaj Sawicki, Kewin Sasak i Fynnian McCarthy raz za razem posyłali bomby na stronę Aluronu CMC Warty. Nawet tacy spece od przyjęcia jak Bartosz Kwolek i Luke Perry mieli problemy z dokładnym dograniem piłki do rozgrywającego. Odrzuceni od siatki zawiercianie nie mogli grać siatkówki kombinacyjnej, szybkiej i urozmaiconej, co jest ich siłą. Piłek praktycznie w ogóle nie dostawali środkowi, Jurij Gładyr i Mateusz Bieniek. Tavares Rodrigues zmuszony został do wystawiania na skrzydła, a tam na jego kolegów czekali już blokujący rywale. Nawet jednak mimo takich kłopotów Jurajscy Rycerze długo się trzymali. Przy remisie 20:20 rywale zadali ostateczne ciosy. Decydujący punkt asem serwisowym wywalczył Sawicki.

Kolejne sety miały podobny przebieg. Gospodarze starali się przeciwstawić lublinianom. Próbowali wywierać na nich presję zagrywką. Poza kilkoma przypadkami – Bieńkowi udało się m.in. zaskoczyć Sawickiego, którego na chwilę zastąpił Maciej Czyrek – niewiele wskórali. Serwisy graczy z Lublina były precyzyjniejsze, mocniejsze i wyrządzały mnóstwo krzywdy miejscowym.

W drugim secie Aluron CMC Warta walczył do staniu 21:21. Wtedy inicjatywę znów przejęła drużyna z Lublina i po dwóch setach była bardzo blisko sukcesu.

Niepowodzenia nie zniechęciły Jurajskich Rycerzy do walki, a przyjezdni poczuli się chyba zbyt pewnie i zaczęli popełniać błędy. Coraz częściej mylili się w polu serwisowym, a McCarthy i Sawicki w prostych sytuacjach przestrzelili w ataku, nawet Leon nie przyjął zagrywki. To wystarczyło, aby gospodarze wygrywali 11:6. Wydawało się, że złapali rytm, że tak jak w niedawnym spotkaniu z PGE Projektem Warszawa, w którym też po dwóch setach przegrywali, podniosą się i odmienią losy meczu. Krach nastąpił przy wyniku 17:13, kiedy stracili sześć punktów z rzędu. Duża była w tym zasługa Leona, który świetnie zagrywał, m.in. zdobył punkt bezpośrednio z serwisu. On także zakończył mecz atakiem. – Spodziewaliśmy się, że zespół z Lublina odpali swoje armaty na zagrywce. Mimo to nie potrafiliśmy przerywać ich serii. Przy dobrym przyjęciu z kolei nie byliśmy skuteczni w ataku i praktycznie w każdym secie następował nasz przestój przy jednym zagrywającym – relacjonował Patryk Łaba, przyjmujący Aluronu CMC Warty.

Na decydujący wpływ serwisu uwagę zwrócił też Marcin Komenda, rozgrywający zespołu z Lublina. – Zawsze dysponujemy bardzo dobrą zagrywką i blokiem. Bardzo się cieszę z tego, jak się zaprezentowaliśmy. Nie daliśmy Warcie się rozbujać. Mieliśmy inicjatywę przez większość spotkania. Oczywiście w trzecim secie miała przewagę, ale każdy nasz rywal musi pamiętać, że nigdy nie wiadomo, kiedy zaczniemy fantastycznie grać na zagrywce – podkreślił. – Jesteśmy zespołem, który dysponuje dobrą zagrywką. Kiedy dobrze wstrzelimy się w boisko, to znacznie ułatwia nam granie – dodał Wilfredo Leon.

Kolejny mecz już w sobotę w Lublinie (początek 14.45). Mimo przegranej zawiercianie zapowiadają, że nie złożą broni. – Nic nie jest skończone, dopóki ostatnia piłka nie dotknie parkietu. Wciąż nosimy głowy wysoko i walczymy dalej – zapowiedział Miguel Tavares Rodrigues. – Najważniejsze to nastawić się teraz na sobotę. Jesteśmy w troszkę trudniejszej sytuacji fizycznej, natomiast to nie zmienia faktu, że będziemy walczyć. Nawet jak jest ciężko, to żeby zdobyć mistrzostwo, trzeba wygrać trzy mecze – wtórował mu Michał Winiarski.

(mic)

Finał (do 3 zwycięstw)

◼  Aluron CMC Warta Zawiercie – Bogdanka LUK Lublin 0:3 (21:25, 22:25, 21:25)

Stan rywalizacji 0-1

ZAWIERCIE: Tavares Rodrigues (4), Kwolek (11), Bieniek (2), Ensing (10), Łaba (8), Gładyr (1), Perry (libero) oraz Russell, Zniszczoł, Nowosielski. Trener Michał WINIARSKI.

LUBLIN: Komenda, Leon (13), McCarthy (7), Sasak (13), Sawicki (20), Grozdanow (6), Hoss (libero) oraz Malonowski, Nowakowski, Czyrek. Trener Massimo BOTTI.
Sędziowali:
Maciej Twardowski i Wojciech Głód (obaj Radom). Widzów 3300.

Przebieg meczu

I: 9:10, 15:14, 18:20, 21:25.

II: 9:10, 12:15, 20:19, 22:25.

III: 10:6, 15:11, 18:20, 21:25.

Bohater – Mikołaj SAWICKI.