Sport

Z tej mąki może być chleb!

Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz

Kiedy w innych grupach, tych czterozespołowych, dopiero zaczęły się eliminacyjne mecze, to akurat my jesteśmy na półmetku rywalizacji. Rzut oka na tabelę i widać w jakim miejscu jesteśmy. W październiku 1979 roku, mimo pięknego uderzenia Wojciecha Rudego, fałszem lewą nogą z kilkudziesięciu metrów, remis 1:1 w Amsterdamie oznaczał, że to nie my, ale ówcześni wicemistrzowie świata pojechali na włoskie Euro rok później. Teraz taki sam rezultat w Rotterdamie, po równie efektownym strzale, tyle że Matty'ego Casha, oznacza, że możemy na koniec zmagań znaleźć się nawet na pierwszym miejscu w grupie! Jest to możliwe, ale oczywiście trzeba wygrywać w kolejnych meczach, w tym w kluczowym spotkaniu w niedzielę na Stadionie Śląskim w Chorzowie z Finlandią.

Z Finlandią, z którą dotychczas graliśmy w swojej historii aż 34 razy (tylko z Rumunią graliśmy częściej - 36) i mamy wyjątkowo korzystny bilans gier - 22 zwycięstwa, a tylko cztery porażki, w tym niestety ta w Helsinkach w czerwcu. Jeżeli już jesteśmy przy statystykach, to ciekawy jest jeszcze jeden szczegół, a dotyczy on naszych spotkań z Holendrami. Z Oranje na ich terenie jeszcze nie wygraliśmy, a mecz na Stadionie De Kuip był już 11. starciem. Ale też w aż siedmiu tych grach padał nierozstrzygnięty rezultat. Holendrzy mają problem z wygrywaniem z Biało-czerwonymi u siebie i dobrze że ta reguła została potwierdzona również i teraz.

Mamy korzystny rezultat z Rotterdamu, a teraz trzeba to wykorzystać w kolejnych konfrontacjach. Na początek z Finami, z którymi trzeba się zrehabilitować za to, jak zakończył się mecz sprzed trzech miesięcy w Helsinkach, gdzie po fatalnych błędach polegliśmy 1:2. Patrząc na to, co działo się w starciu z Oranje, są powody do optymizmu.

Przede wszystkim zdobyliśmy wartościowy punkt na bardzo trudnym terenie, gdzie przecież nikomu nie jest łatwo. Mieliśmy dobre momenty. Owszem, gospodarze zdominowali rywalizację, ale staraliśmy się odgryzać. Były dobre ofensywne wejścia skrzydłami, no i to wspaniałe uderzenie Casha w końcówce!

Debiut Jana Urbana na selekcjonerskiej ławce w tak trudnym momencie trzeba zaliczyć na wielki plus. Jeśli teraz uda się pokonać Finlandię, to nasza sytuacja w grupie będzie o niebo lepsza niż przed wrześniowymi starciami. Eliminacje wkraczają, w przypadku pięciozespołowych grup, w decydującą fazę i pola manewru już nie ma, tym bardziej jeżeli zaliczyło się już jedną wpadkę. Trzeba grać dobrze, a przede wszystkim punktować, to jest najistotniejsze. Po meczu w Rotterdamie jest optymizm i nadzieja, że pod okiem selekcjonera Urbana, który przecież już na starcie miał olbrzymi kredyt zaufania u kibiców i futbolowych ekspertów, pójdzie wszystko w dobrą stronę. Są nadzieje, że z tej futbolowej mąki może być chleb i że niekoniecznie musimy się skupiać na walce o drugie miejsce w naszej grupie G i ewentualnych barażach, ale można snuć dużo bardziej optymistyczne prognozy. Jakość  trzeba jednak udowadniać na boisku, jak to było w czwartkowym starciu na De Kuip.