Sport

Wzmacniająca porażka

O tym, że w Szczecinie rządzi Pogoń, przekonali się liderzy spod Jasnej Góry. Charakter, determinacja i sportowa złość ma im pomóc w powrocie na zwycięską ścieżkę.

„Duma Pomorza” w dobrym stylu szybuje w kierunku stolicy na finał Pucharu Polski. Fot. Press Focus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

Przed starciem z liderem ekstraklasy na Pogoń liczyli nie tylko w Szczecinie, ale także w Poznaniu oraz Białymstoku, a Raków chciał wygrać... na przekór wszystkim. Po świątecznej serii spotkań już wiemy, że swoje zadanie wykonał jedynie poznański Lech, dzięki czemu zrównał się punktami z „Medalikami”, choć ze względu na gorszy bilans nie podmienił jeszcze trzymających od kilku kolejek miejsce w mistrzowskim fotelu piłkarzy z Częstochowy.

Strzały celne? Zero!

Pogoń potwierdziła, że na własnym obiekcie jest wyjątkowo groźna. U siebie wygrała 12 z 15 meczów. Pokonała bardzo niewygodnego przeciwnika po raz pierwszy od 10 potyczek. – To moje pierwsze zwycięstwo, a pewnie i wielu kolegów nad Rakowem – przyznał po meczu Kamil Grosicki. Były reprezentacyjny pomocnik ma ogromny wpływ na postawę zespołu zarówno od strony mentalnej, jak i sportowej. Dopóki „Grosikowi” starczało sił, pchał grę szczecinian do przodu, praktycznie każda jego ofensywna akcja miała zalążki bramkowe. Gdy zmęczony opuścił boisko w 88 minucie, Raków natychmiast przeniósł ciężar gry pod bramkę gospodarzy. To w doliczonym czasie gry strzał Kolumbijczyka Jesusa Diaza był minimalnie chybiony. Jednak zespół, który przez całe spotkanie nie oddaje celnego strzału i ma dużo słabsze statystyki (posiadanie piłki, rzuty rożne, wymiana podań), nie może nie tylko wygrać, ale nawet zremisować, co stało się w Szczecinie. Pogoń przez większość meczu dominowała, sama dziewięciokrotnie trafiła w światło bramki. Przerwała serię ośmiu meczów bez porażki lidera ekstraklasy. Dodatkowo poprawiła bardzo niekorzystny bilans spotkań z Rakowem.

1:0 smakuje jak 7:0

– W Szczecinie to my ustalamy zasady, a goście mają się bać meczu z nami! Jesteśmy w stanie wygrać z każdym przeciwnikiem w Polsce. Szczególnie na własnym stadionie. Nie szło nam dobrze w meczach z Rakowem, dlatego 1:0 smakuje jak 7:0 – podkreślał buńczucznie obrońca Pogoni Wojciech Lisowski.

Nie trzeba oczywiście dodawać, że atmosfera w klubie jest bardzo dobra po przyjściu nowego właściciela Alexa Haditaghiego. Budujące wyniki i zwłaszcza styl gry mogą napawać optymizmem przed finałem Pucharu Polski na Stadionie Narodowym z Legią (2 maja), do którego podopieczni Roberta Kolendowicza zmierzają spokojnie krok po kroku, a do wykonania mają jeszcze ostatnie zadanie, już w najbliższy piątek w Niepołomicach.

Spokój i pewność

Pojedynek dwóch najsilniejszych zespołów w tym roku nie przyniósł gościom spod Jasnej Góry żadnych zysków, mimo to Marek Papszun ze spokojem podszedł do premierowej, wyjazdowej porażki w tym sezonie. – Trudno się gra, gdy spotykają się porównywalnie silne zespoły, a jedna przez większą część meczu musi grać w liczebnym osłabieniu. W dodatku na obcym stadionie, przy tak licznych, żywiołowych kibicach – komentował szkoleniowiec Rakowa. – Pogoń mądrze grała. My więcej po kontrach, choć za szybko traciliśmy piłkę. W drugiej połowie kontrolowała już mecz i wykazała się dojrzałością piłkarską. Jestem pewny, że ta porażka nas wzmocni. W kolejnych meczach wykażemy się charakterem, determinacją i sportową złością – zapewnił trener Rakowa.

Zbigniew Cieńciała