Sport

Wyższa matematyka

Za siódemkami z Chorzowa i Gliwic już trzy odsłony Wielkich Derbów Śląska, na które ten region i kobiecy handball czekali 17 długich lat. W Wielką Sobotę Ruch i Sośnica znowu się spotkają.

W ostatnich w tym sezonie Wielkich Derbach Śląska walki na pewno nie zabraknie. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus

ORLEN SUPERLIGA KOBIET

Pierwsze spotkanie „Niebieskie” we własnej hali zaskakująco przegrały, dwa kolejne wygrały dość pewnie i w miarę spokojnie. W Wielką Sobotę Górnoślązaczki spotkają się po raz czwarty i ten mecz będzie miał największy ciężar, zwłaszcza dla Sośnicy, bo Ruch jest już spokojny o utrzymanie. - Jesteśmy już zmęczeni sezonem, tymi ciągłymi podróżami i tym, co się dzieje wokoło. Milion różnych rzeczy się działo i dzieje, ale grać trzeba - zaznacza na wstępie trener gliwiczanek, Michał Kubisztal. - Ostatnio dostaliśmy „bęcki” od chorzowianek, ponieważ za bardzo się spięliśmy, a one podeszły do gry na luzie, więc przejechały się po nas walcem. A jak podjęliśmy walkę, to już było po meczu. Trudno więc przewidzieć, jak ten ostatni derbowy mecz w sezonie będzie wyglądał.

Brakuje „oczka”

Sośnica w dwóch ostatnich występach musi zainkasować punkt, by odetchnąć z ulgą. - I tak, i nie - trener Kubisztal nie do końca zgadza się z takimi wyliczeniami, ponieważ... - Wszystko zależy od meczu Kalisza z Koszalinem. Jeśli Kalisz wygra w Koszalinie, to będziemy musieli wygrać za 2, a najlepiej za 3 punkty i będziemy mieć spokój. Jeśli wygra Koszalin, to wystarczy nam punkt. Na pewno bez względu na wynik w Koszalinie nie spadniemy niżej niż na miejsce barażowe. Równie dobrze możemy wygrać oba mecze i skończyć na 7. pozycji. To jest jednak wyższa matematyka, a my wiemy, że z Ruchem trzeba wygrać, by nie jechać do Koszalina z nożem na gardle lub martwić się, czy w barażach zagramy z Radomiem, czy z Żorami. Nie mamy apetytu na dodatkowe emocje. Dlatego w sobotę wyjdziemy na parkiet i zrobimy wszystko, by wygrac. A co z tego wyjdzie? Mam tak nieprzewidywalny zespół, że sam nie wiem - uśmiecha się „Kubeł” i informuje o problemach zdrowotnych. - Jesteśmy mocno poobijani, mamy trochę lekkich kontuzji, kilka dziewcząt zgłasza choroby, ale zbieramy się z podłogi i próbujemy to jeszcze posklejać.

Dziwna ta liga

Tajemnicą poliszynela jest, że Kalisz i Koszalin kierują wzrok do Chorzowa licząc, że Ruch w następnym sezonie nie wystartuje, albo „cisną”, żeby Galiczanki Lwów, która wygrała Ligę Centralną, nie wpuścić do elity, bo to zagraniczny zespół i wtedy nikt by nie spadł. Poza tym w kolejnym sezonie Superliga ma zostać powiększona do 12 drużyn i wtedy... na pewno nikt z niej nie spadnie. - Dziwna ta Superliga, a najciekawsze jest to, że jej władze same nie wiedzą, czego chcą - przyznaje szkoleniowiec Sośnicy. - Jaki ma sens rywalizacja, w której nikt nie zostanie zdegradowany? Wtedy od początku teoretycznie słabsze zespoły wszystko będą miały w d..., bo i tak się utrzymają. Byłaby to mało sportowa wersja ligi. Jeśli już mają ją powiększyć, to niech w barażach ostatni zespół zagra z trzecią drużyną Ligi Centralnej, żeby chociaż w minimalnym stopniu zachować zasady fair play i chęć walki. To jest argument do rozmów. A jeszcze parę zdań o Galiczance. My jeździmy do Gliwic z Jarosławia i z powrotem, co jest masakrą dla organizmów. Po każdym meczu, zamiast się regenerować, wracamy do siebie, jadąc po 300, 500, 600 kilometrów. Z tego są kontuzje, bo mięśnie nie odpoczywają jak należy. A jak Galiczanka jeździ jeszcze z zagranicy, to dla mnie jest jakiś kosmos.

Chorzowska zagadka

Trener Michał Kubisztal zastanawia się, jak do sobotnich (16.00) derbów podejdzie Ruch, który mając pewne utrzymanie, przegrał dwa ostatnie mecze. - To jest zagadka - kręci głową były reprezentacyjny rozgrywający. - Ruch w meczach o utrzymanie może robić co chce, bo spadek mu nie grozi. Nie odbieram dziewczynom z Chorzowa chęci walki, ale sytuacja w mieście nie wpływa na nie mobilizująco. Grają z głowami w chmurach, czyli jak wyjdzie mecz to super, jak nie wyjdzie, to też super. Dlatego przygotowanie mojego zespołu pod taką sytuację jest praktycznie niemożliwe. Tego meczu bardziej się boję niż żeby się „spinały” na nas. Jakkolwiek gramy dla siebie i o to, by w Gliwicach nadal była piłka ręczna na najwyższym poziomie, a w dalszej kolejności o spokojne święta - przyznaje trener, który zapytany, czy na kolejny sezon zostanie w Gliwicach, tylko się uśmiecha. - Hipotetycznie jestem dogadany, ale telefon często dzwoni i ktoś się o coś dopytuje... Nie wiem. Dograjmy sezon, utrzymajmy się, a potem będziemy się martwić,co dalej.

Zbigniew Cieńciała