„Wyszu” show
Spiker składał wszystkim życzenia, widownia na stojąco brawami dziękowała za dobry i zwycięski występ – w takim, wręcz karnawałowym nastroju Górnik Zabrze zakończył tegoroczne występy we własnej hali.
ORLEN SUPERLIGA MĘŻCZYZN
W bardzo dobrych nastrojach opuszczali halę „Pogoń” kibice Górnika. „Trójkolorowi” zwycięstwem pożegnali stary rok w Zabrzu, podtrzymując nadzieje nie tylko na awans do play offu, ale przede wszystkim na zajęcie minimum 6. miejsca, bo to pozwoli uniknąć starcia z płockim mistrzem lub kieleckim wicemistrzem Polski. Bohaterem meczu i jego MVP został Piotr Wyszomirski, który wręcz zamurował bramkę. – Piotrek zrobił olbrzymią różnicę – powiedział Krzysztof Tylutki, który szkoleniowcem siódemki z Legionowa został na kilkadziesiąt godzin przed meczem, zastępując Michała Prątnickiego.
Najważniejszy aktor pojedynku, który wraca po kontuzji do gry w większym wymiarze czasowym, nie przyjmował jednak tych pochwał jako najważniejszych dla losów spotkania. – Owszem, byłem spragniony nie tylko gry, ale też zwycięstwa. Pomógł mi zespół, ławka żyła, chłopcy cieszyli się po każdej bramce, rzucali się na każdą piłkę, walczyli. Tak się wygrywa mecze! – podkreślał skromnie „Wyszu”.
Goście, którzy przyjechali do Zabrza z bagażem 13 porażek i wiarą w odwrócenie złej passy, mieli nie tylko pecha, natrafiając na tak dysponowanego bramkarza gospodarzy, ale już w 2 minucie stracili kontuzjowanego Damiana Pawelca. Od początku było więc nerwowo, choć dominacja miejscowych nie podlegała dyskusji. Natomiast przyjezdni równie mocno bili się o każdą piłkę, o każdy gwizdek sędziego, ale nie byli w stanie zagrozić zabrzanom. - Jestem dumny z chłopaków, za to, co pokazali i za serce włożone w ten mecz – to jeszcze raz trener Tylutki. – Przyjechaliśmy tu z czystą kartą, zostawiając na boku ostatnie zawirowania w klubie. Zostawiliśmy dużo zdrowia, ale to okazało się za mało. Broni jednak nie składamy.
„Górnicy” świetnie weszli w mecz (4:0) i szybko powiększali przewagę (6:2 w 10 min, 13:8 w 22 min), jakby obawiając się, że gościom mogłaby strzelić do głowy myśl o sprawieniu niespodzianki. – Gdybyśmy nie wygrali, oddalilibyśmy się od play offu – to ponownie Wyszomirski. – Każdy zdawał sobie z tego sprawę, więc ja już przed meczem wiedziałem, że wygramy. Wygrywajmy już do końca wszystkie mecze nawet jedną bramką, a będzie super!
Druga połowa nie miała już takiego ładunku emocji, bo każdy zryw gości spotykał się z natychmiastową ripostą „Trójkolorowych”. – Wiedzieliśmy, ile waży dla nas i dla nich ten mecz, a ważył „prze dużo” – mówił trener Górnika, Arkadiusz Miszka. – Rozmawiałem przed meczem z Krzyśkiem Tylutkim, który zapytał mnie: „Kiedy jak nie dziś?” Na szczęście to my utrzymaliśmy poziom agresji, jakiego zawsze oczekuję od zespołu, a który zgubiliśmy w przegranym meczu z Zagłębiem Lubin. Dzisiaj walczyliśmy jak z Gwardią Opole, a potem w Puławach. Tylko taką walką wygrywa się mecze.
Zbigniew Cieńciała
GÓRNIK: Wyszomirski, Ligarzewski - Komarzewski 4, Pinda 1, Krawczyk 2, Ilczenko 4, Morkowski 7/3, Artemenko 4, Minocki, Bogacz, Szyszko, Ivanović 4, Krępa 1, Wisiński, Pluczyk 4. Kary: 14 min. Trener Arkadiusz MISZKA.
LEGIONOWO: Balcerek, Liljestrand - Maksymczuk 1, Słupski 3, Chabior 3/2, Wołowiec 1, Ciok 3/2, S. Lewandowski 4, Adamczyk, Fąfara 4, Pawelec, Laskowski 1, Brzeziński, Petlak 5, Kapela. Kary: 10 min. Trener Krzysztof TYLUTKI.