Sport

Wypadek przy pracy

Na niepowodzeniu w Paryżu zaważyły istotne sprawy rodzinne; nie chciałbym, by ujrzały światło dzienne - wyjawia Wojciech Nowicki

Wojciech Nowicki z optymizmem patrzy w przyszlość: tę bliższą i tę dalszą. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz

Dla mistrza olimpijskiego z Tokio oraz multimedalisty mistrzostw świata i Europy miniony sezon było słodko-gorzki. W czerwcowych mistrzostwach Starego Kontynentu w Rzymie, ostatnim rzutem na odległość 80,95, zapewnił sobie złoty medal. Podczas igrzysk olimpijskich był jednym z kandydatów do podium, ale ostatecznie wynikiem 77,42 zajął 7. miejsce. Kanadyjczyk Ethan Katzberg był poza zasięgiem rywali i zwyciężył rezultatem 84,12. Gdyby młociarz z Białegostoku zbliżył się do wyniku z ME, wówczas byłby drugi.

Powrót do równowagi

To niepowodzenie zabolało. Tym bardziej Nowicki ceni czas spędzany z rodziną. Domator, jakich mało - mówi się o nim w środowisku „królowej sportu”.

- To prawda, po igrzyskach potrzebowałem ucieczki w zacisze rodzinne, pobyć z żoną Anną oraz córkami - Amelią i Izabelą - uśmiecha 5-krotny zdobywca „Złotych kolców”. - Lubię spędzać czas z moimi najbliższymi, a przerwa od lekkoatletycznego zgiełku bardzo mi pomogła. Zwłaszcza pod względem mentalnym to był wręcz idealny czas. Mogłem sobie poukładać wszystkie sprawy związane z minionym sezonem. To był również czas na podsumowanie moich wzlotów oraz błędów, jakie popełniłem w jego trakcie. Wyciągnąłem wnioski, wiem, co zrobiłem źle i co nie zagrało w tym najważniejszym - olimpijskim - momencie.

Sprawa osobista

Nowicki jest typem introwertyka i stara się zachować wnioski dla siebie dlaczego w konkursie olimpijskim było tak, a nie inaczej.

- W Paryżu byłem jednym z wielu kandydatów do podium, ale też wszyscy moi rywale myśleli o tym samym - wspomina Nowicki. - Ale też zdobyłem już jedenaście medali w najważniejszych imprezach lekkoatletycznych, więc jestem sportowcem spełnionym. Ponieważ jednak sam od siebie wiele wymagam, podobnie jak sympatycy sportu w Polsce oczekiwałem medalu. Tak się nie stało. Przeanalizowałem to i już z pewnego dystansu czasowego mogę powiedzieć: to był wypadek przy pracy. Wiem dlaczego tak się stało. Zaważyły istotne sprawy osobiste, rodzinne, ale nie chciałbym, by ujrzały światło dzienne. Nie chcę roztrząsać tego publicznie i proszę o uszanowanie prywatności. Nie wszystko się układało po mojej myśli i to muszę zaakceptować. Podczas zawodów rangi igrzysk wszystko powinno być zapięte na ostatni guzik. Niemniej, nie powiedziałem ostatniego słowa i nadal mam motywację do pracy.

Ciągle zmotywowany

Nowicki, podobnie jak Paweł Fajdek, ma 35 lat, ale nie zamierza rezygnować z profesjonalnego sportu. Słynie zresztą z tytanicznej pracy, czasami trzeba go wręcz hamować.

- O motywację proszę się nie martwić, mam jej wystarczająco dużo - podkreśla mistrz olimpijski z Tokio. - Nie, nie jestem u schyłku swojej kariery (śmiech), bo mam jeszcze trochę do zrobienia. Wypocząłem i - jak już wspomniałem - nabrałem dystansu do tego, co się wydarzało. To wystarczające bodźce do pracy. Nie stawiam sobie dalekosiężnych celów, ograniczam się do tych najbliższych. Niebawem przystępuję do treningów, by przygotować się jak najlepiej do wrześniowych mistrzostw świata w Tokio. Oczywiście, po drodze są zawody, w których nie można schodzić poniżej swojego poziomu. Wiem, że stać mnie na rzuty powyżej 80 metrów, choć nie wiem dokąd one mnie zaprowadzą. Nie wiem też, czy poprawię rekord życiowy (82,52 z Tokio – przyp. red.) czy rekord kraju (83,53 należący do Pawła Fajdka – przyp. red.), ale dołożę wszystkich starań, by zaprezentować się z jak najlepszej strony. Czasami powracają stare demony, przyzwyczajenia, których trudno się pozbyć. Niemniej jestem optymistycznie nastawiony i z entuzjazmem biorę się do pracy. Mam energię, zdrowie dopisuje, a jedno niepowodzenie nie może mnie złamać. Nadal pragnę rzucać jak najdalej i zaliczać się do czołówki światowej. Do treningów nie należy mnie zachęcać. No i pragnę powrócić do medalowej serii, by powiększyć moją kolekcję trofeów. Na razie liczy ona jedenaście medali.

Nowicki należy do „żelaznych” rycerzy „królowej sportu”; jest jednym z tych, co nie zwykli rzucać słów na wiatr. Cieszymy się, że mieliśmy okazję spotkać naszego mulitmedalistę rozluźnionego, ale jednocześnie skoncentrowanego przed drogą, jaką zamierza pokonać. Oczywiście to droga na podia w kolejnych prestiżowych imprezach...

Włodzimierz Sowiński