Wymuszony transfer
Odra Opole wiosną musiała szukać dodatkowych zawodników.
Jakub Szrek nie pomoże kolegom w Gdyni, bo musi pauzować z powodu nadmiaru żółtych kartek. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus
Po rundzie jesiennej trener Odry Jarosław Skrobacz postanowił uzupełnić skład. Zimowe transfery były przemyślane i na progu rundy wiosennej wydawało się, że opolanie są przygotowani na wszystko. Problem pojawił się, gdy kontuzji kolana nabawił się Adam Wójcik. Zgłoszenie do rozgrywek w trybie nagłym 18-letniego bramkarza Cezarego Glomba było rozwiązaniem tymczasowym, bo wychowanek Rodła Opole nie jest jeszcze gotowy do gry w I lidze. Przez trzy mecze pełnił więc rolę rezerwowego i pomocnika w rozgrzewce Artura Halucha. Co innego Mateusz Abramowicz. 32-letni golkiper, mający za sobą 10 występów w ekstraklasie w barwach Śląska Wrocław oraz 20 spotkań w koszulce Miedzi Legnica, a także pierwszoligowe mecze w GKS-ie Katowice, Chrobrym Głogów i Miedzi Legnica, jest praktycznie gotowy do gry od zaraz. Trener Skrobacz, który zna nowego golkipera Odry z czasów współpracy w Miedzi, może być zadowolony z umowy podpisanej do końca następnego sezonu i opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.
Posmak skandalu
Nie znaczy to jednak, że w Opolu ktokolwiek sięga myślami tak daleko w przyszłość. Wręcz przeciwnie, wszyscy koncentrują się na Wielkiej Sobocie, czyli najbliższym meczu Odry. Wyjazdowe starcie z liderem i głównym kandydatem do awansu, czyli Arką Gdynia, na pewno nie będzie „spacerkiem po plaży”, do tego po trzech z rzędu porażkach poniesionych różnicą jednej bramki wszyscy w stolicy polskiej piosenki „cienko śpiewają”. – Po meczu z Wisłą Kraków byliśmy wściekli – podkreślił Jakub Szrek, który w Gdyni nie zagra, bo musi pauzować po czwartej żółtej kartce. – Dekoncentracja w końcówce pierwszej połowy sprawiła, że grając z takim zespołem jak „Biała gwiazda”, straciliśmy gola z rzutu rożnego. Taka bramka świadczy o tym, że coś jest nie tak. Ok, mieli przewagę, ale stałe fragmenty gry musimy dobrze bronić, bo w tym powinniśmy być mocni. Niższa drużyna nas zaskoczyła. To jest skandal, a w dodatku kilkadziesiąt sekund później zostaliśmy trafieni z kontry. Nie tak to powinno wyglądać.
Dłużej przy piłce
Dodajmy, że w drugiej połowie Odra goniła i choć szybko zdobyła kontaktową bramkę, to w konfrontacji z czołowym zespołem I ligi nie była w stanie nic więcej zrobić. Opolanie mogli jednak z tej porażki wyciągnąć wnioski, bo w Gdyni rywal będzie równie wymagający. – Plan na spotkanie z Wisłą polegał na wybijaniu rywala z rytmu i przeszkadzaniu, ale zakładał też to, czego nie realizowaliśmy – stwierdził Jarosław Skrobacz. – Mieliśmy po odbiorze piłki utrzymać się dłużej przy niej. Nie potrafiliśmy jednak tego zrobić, bo wkradała się nerwowość, panika i taka bojaźń oraz brak wzięcia odpowiedzialności na siebie.
Punkty jak tlen
– Oddawaliśmy więc zbyt łatwo przeciwnikowi piłkę i dlatego doczekaliśmy się wyroku, czyli straty dwóch bramek. Po przerwie nasza gra wyglądała na pewno troszeczkę lepiej, ale zabrakło umiejętności, żeby wyrównać. Dlatego jedziemy do Gdyni mądrzejsi i myślimy o punktowaniu, bo punktów potrzebujmy jak tlenu, ale jesteśmy świadomi, że nawet remis będzie naszym sukcesem i zostanie rozpatrywany w kategoriach niespodzianki. Mamy tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową, a na finiszu bezpośrednie spotkania o utrzymanie. Wyglądamy nieźle fizycznie, pod kątem motorycznym też nie mamy sobie nic do zarzucenia, intensywność też jest dobra, myślę, że stać nas utrzymanie, które jest naszym celem.
Jerzy Dusik