Sport

Włochy – piłkarskie niebo czy piekło?

Ledwie kilku Polaków zrobiło wielką karierę w Serie A. Co działo się, jak i gdzie teraz grają pozostali Biało-czerwoni, którzy trafili na Półwysep Apeniński?

Aktualnie we włoskiej Serie A gra 12 Polaków. Spora część z nich związana jest z włoskim futbolem od lat. Piotr Zieliński (Inter), Paweł Dawidowicz (Hellas), Łukasz Skorupski (Bologna), Karol Linetty (Torino) to piłkarze, którzy ugruntowali swoją pozycję na Półwyspie Apenińskim. To samo zresztą możemy powiedzieć o Arkadiuszu Miliku, choć on zmaga się z kontuzją i w tym sezonie nie zagrał jeszcze ani jednego meczu w Juventusie. Nieco krócej we Włoszech jest Sebastian Walukiewicz, który stanowi o sile bloku defensywnego Torino. Jednak nie wszyscy Polacy we włoskiej lidze są wysoko w hierarchii swoich klubów. Niektórzy o swoje miejsce muszą walczyć. Kariera Adriana Benedyczaka, który był podstawowym napastnikiem Parmy w poprzednich rozgrywkach, gdy drużyna grała w Serie B, została wyhamowana przez kontuzje. Filip Marchwiński od momentu transferu do Lecce zagrał 14 minut na boiskach Serie A. Było to w meczu pierwszej kolejki z Atalantą, a później siedział na ławce, leczył uraz stawu skokowego, potem znów wrócił na ławkę, a teraz przechodzi okres rekonwalescencji po zerwaniu więzadła krzyżowego. Z kolei Szymon Żurkowski w Serie A zadebiutował szybko, w 2019 roku. Teraz gra w Empoli, do którego wypożyczony jest z drugoligowej Spezii, ale w regularnej grze w trzeciej najgorszej drużynie w lidze przeszkadzają mu kontuzje. Znacząco spowolniła też kariera Kacpra Urbańskiego, który w poprzednim sezonie dostawał stosunkowo dużo szans w Bolonii, ale po letniej zmianie trenera grał coraz mniej. Zimą został więc wypożyczony do najgorszej w lidze Monzy, gdzie na początku grał od deski do deski, a ostatnio dostaje coraz mniej minut (w sobotnim meczu z Interem nie wszedł nawet na murawę). Całkiem odosobnionym przypadkiem jest Nicola Zalewski, jeden z najlepszych zawodników reprezentacji Polski w 2024 roku. W Romie w tym sezonie grał nieregularnie, więc zimą… przeniósł się do jeszcze mocniejszej drużyny, Interu Mediolan. W barwach tego zespołu zagrał na razie trzy mecze, a w ostatnich meczach nie wybiegł na boisko, bo leczył uraz łydki.

Serie A należy do pięciu najsilniejszych lig na świecie. I z jednej strony możemy cieszyć się z tego, że od lat występują w niej Zieliński, Skorupski czy Linetty, ale z drugiej zastanawiający jest fakt, jak wielu polskich zawodników w ostatnich latach wylądowało we Włoszech i jak wielu z nich nie zrobiło tam kariery. Patrząc na listę Polaków, którzy aktualnie znajdują się we włoskich klubach z najwyższej klasy rozgrywkowej, trudno przewidzieć, jak potoczy się tam przygoda Marchwińskiego czy Urbańskiego. Czy w najbliższym czasie będą stanowić o sile najlepszych włoskich klubów? A może będą tułać się po zespołach, które co roku walczą o utrzymanie? Być może całkowicie zrezygnują z gry we Włoszech i wyruszą świat lub wrócą do Polski? Scenariuszy, które mogą się wydarzyć, jest bez liku, o czym świadczą poczynania wielu piłkarzy z Polski, którzy w ostatnich 10 latach zdecydowali się na przenosiny na Półwysep Apeniński.

15-krotny reprezentant Polski Arkadiusz Reca (z prawej) nie przebił się do Serie A i gra na jej zapleczu. Fot. IPA/SIPA USA / Press Focus

Powrót do ojczyzny

W ostatnim oknie transferowym ciekawego ruchu na rynku dokonał kandydat do awansu do ekstraklasy, Bruk-Bet. Sprowadził do siebie Krzysztofa Kubicę z Motoru Lublin. Choć tak naprawdę transfer odbywał się pomiędzy klubem z Niecieczy a Benevento, bo do ekipy Mateusza Stolarskiego Kubica był tylko wypożyczony podczas rundy jesiennej. W Lublinie się nie sprawdził, w Benevento, w którym grał w Serie B i C, rozegrał w sumie 25 meczów ligowych, więc ostatecznie trafił na zaplecze ekstraklasy. Jego przypadek nie jest odosobniony. Wielu polskich piłkarzy przylatuje do Włoch, często podpisując umowę z zespołem z drugiego szczebla rozgrywkowego (lub ze słabszymi zespołami w elicie) z myślą o tym, że za niedługo uda im się przebić do czołówki Serie A. Marzenie o zrobieniu wielkiej kariery jest ogromne, ale wielu z tych marzycieli kończy… z powrotem w Polsce.

Tak też było w przypadku Jakuba Łabojko, który w 2020 roku dołączył do Brescii, po 1,5 roku uciekł na wypożyczenie do AEK-u Larnaka, a następnie znów grał w Serie B, w Brescii i Ternanie. Do Serie A się nie dostał, więc zimą bieżącego roku został zatrudniony przez Motor Lublin.

Znacznie szybszy powrót do ojczyzny zaliczył Michał Marcjanik, który w 2018 roku z Arki Gdynia przeszedł do Empoli. Po pół roku zmienił klub na Carpi, nie rozgrywając ani jednego meczu ligowego w obu drużynach. W kolejnym sezonie przyjechał więc do Polski w ramach wypożyczenia do Wisły Płock, a następnie na stałe wrócił do Gdyni.

W 2021 roku wielkim transferem były przenosiny młodego, 18-letniego Aleksandra Buksy z Wisły Kraków do Genoi. Szybko okazało się, że napastnik nie był gotowy na taki krok. Włoski klub po roku wypożyczył go do Leuven, następnie do Standardu Liege, później do WSG Tirol. W sumie Buksa zagrał w czterech meczach w Serie A, a teraz wrócił do Polski i jest zawodnikiem Górnika Zabrze.

Do włoskiej elity piłkarskiej na stałe nie przedostał się także Marcin Listkowski. Podczas czterech lat spędzonych w Lecce i Brescii uzbierał 61 meczów w Serie B i zaledwie sześć spotkań na najwyższym szczeblu. Wrócił do Polski, sprowadziła go Jagiellonia, która zimą wypożyczyła go do Zagłębia Lubin.

Z podobnym problemem mierzył się Filip Jagiełło, który do Genoi trafił w 2020 roku, był wypożyczany do Brescii i Spezii, a ostatecznie wrócił do ojczyzny, gdzie został zatrudniony przez Lecha Poznań. Przez cztery lata we Włoszech rozegrał 13 meczów w Serie A i 109 spotkań w Serie B.

Problemy zdrowotne nie pozwoliły we Włoszech rozwinąć się Patrykowi Dziczkowi, który na Półwyspie Apenińskim spędził trzy lata (od 2019 do 2022 roku). Ściągnęło go Lazio, ale szybko wylądował na wypożyczeniu w Salernitanie. Z uwagi na problemy z sercem w Rzymie nie mógł się rozwijać. Nie zadebiutował w Serie A i wrócił do Piasta Gliwice.

Rok we Włoszech wytrzymał Sebastian Musiolik. Po sezonie 2019/20 został wypożyczony z Rakowa Częstochowa do Pordenone w Serie B. Zagrał 31 meczów, strzelił w nich sześć goli, ale swojego wypożyczenia nie udało mu się przekuć w karierę na Półwyspie Apenińskim. Od czasu powrotu z Pordenone grał w Rakowie, Górniku Zabrze, a teraz jest zawodnikiem Śląska Wrocław. Sukcesów strzeleckich nie osiąga.

Tyle samo czasu poza granicami Polski co Musiolik spędził Michał Chrapek. W 2014 roku został sprzedany do Catanii. W Serie B zagrał w 21 spotkaniach, ale po jednym sezonie we Włoszech znalazł się kadrze Lechii Gdańsk.

Lista zawodników, którzy w ostatnich latach odbili się od włoskich realiów i wrócili do Polski, jest długa. A podkreślmy, że większość z wymienionych piłkarzy jest w wieku 25-30 lat, w którym powinni przeżywać szczytową formę w swojej karierze.

Po czterech latach bez sukcesów we Włoszech do Polski powrócił Marcin Listkowski. Fot. Tomasz Folta / Press Focus

Globtroterzy

Dla wielu polskich piłkarzy przygoda we Włoszech nie skończyła się powrotem do ojczyzny, a rozpoczęciem wędrówki po innych europejskich ligach. To jednak nie zawsze oznacza, że Serie A była dla nich przepustką do wielkiej piłki. Jakub Kiwior, który ze Spezii przeniósł się do Arsenalu, jest jednym z niewielu wyjątków. Jemu udało przedostać się na salony poważnego futbolu na poziomie angielskiej Premier League (abstrahując od jego roli w zespole). Inni takiego szczęścia nie mieli. Przykładowo 29-letni Mariusz Stępiński gra aktualnie w Omonii Nikozja, w przeciętnej lidze cypryjskiej. Wcześniej swoją zagraniczną karierę budował w przeciętnych zespołach we Włoszech. Odwiedził Chievo, Hellas i Lecce. Na Półwyspie Apenińskim spędził pięć lat, grając w sumie w 78 meczach Serie A. Nie jest to zły wynik, ale doskonale pamiętamy, że dziewięć lat temu, gdy kończył przygodę z Ruchem Chorzów i przenosił się do Nantes (to stamtąd po roku znalazł się w Weronie), postrzegaliśmy go za ogromny talent. Czy więc pobyt we Włoszech pozwolił mu na rozwinięcie się na miarę swojego talentu? Niech każdy na to pytanie odpowie sobie sam.

Wyjątkowym piłkarzem, który po przygodzie we Włoszech musiał obniżyć swoje oczekiwania, jest Krzysztof Piątek. Napastnik zachwycił w sezonie 2018/19, od razu po transferze z Cracovii do Genoi. Strzelał jak na zawołanie, więc po pół roku kupił go Milan. W barach „Rossnerich” początkowo radził sobie nieźle, później coraz gorzej, więc w styczniu 2020 roku oddany został do Herthy. Od tego momentu jego kariera zaczęła iść w zupełnie odwrotnym kierunku niż przewidywano. Próbował wracać do Włoch dwukrotnie, żeby się odbudować. Ani we Fiorentinie, ani w Salernitanie nie był już jednak tym samym snajperem, który zachwycił Serie A w debiutanckim sezonie. Ostatecznie wylądował więc w Basaksehirze. Teraz jest najlepszym strzelcem ligi tureckiej, co można uznać za spore osiągnięcie, ale przecież mieliśmy wobec niego ogromne nadzieje na zrobienie kariery w ligach z TOP 5.

Nadzieje na fenomenalną karierę we Włoszech miał też Mateusz Wieteska. Po roku gry we francuskim Clermont przeniósł się w 2023 roku do Cagliari. Po 1,5 roku klub zdecydował się go wypożyczyć do PAOK-u. Oczywiście ma jeszcze szansę na zaistnienie w Serie A, ale sam półroczny transfer do Grecji mówi wiele.

W tym samym kraju w ostatnim oknie transferowym znalazł się Karol Świderski, który jest zawodnikiem Panathinaikosu. Rok temu napastnik zdecydował, że po dwóch latach gry w MLS w barwach Charlotte chce wrócić na Stary Kontynent. Został wypożyczony w lutym 2024 roku do włoskiego Hellasu. W Serie A nie zachwycał, więc wrócił do Stanów Zjednoczonych, a teraz na stałe przeniósł się do Grecji, gdzie zresztą zaczęła się jego zagraniczna przygoda (w 2019 roku zamienił Jagiellonię na PAOK).

Na wypożyczeniu z Salernitany (druga najgorsza drużyna Serie B w bieżącym sezonie) wylądował Mateusz Łęgowski, który na Półwyspie Apenińskim zameldował się latem 2023 roku. Co ciekawe, w poprzednim sezonie w Salernitanie grał regularnie, choć często wchodził z ławki. W sumie uzbierał 29 meczów. Po spadku został mimo wszystko oddany na rok do szwajcarskiego Yverdon Sport.

Włoski futbol zweryfikował także Dawida Kownackiego. Wychowanek Lecha Poznań w 2017 roku dołączył do Sampdorii, żeby chwilę później zamienić ją na niemiecką Fortunę Duesseldorf. Później trafił z powrotem do Lecha, a w ostatnim czasie występował za naszą zachodnią granicą w Werderze Brema i Fortunie, głównie na poziomie 2. Bundesligi. W niemieckiej elicie zagrał w 52 meczach, w których zdobył cztery gole.

Po latach spędzonych we Włoszech kraj ten opuścił także na rzecz słabszej ligi Bartłomiej Drągowski. Od 2016 roku grał we Fiorentinie, Empoli i Spezii aż do stycznia 2024 roku. Wówczas został wypożyczony do Panathinaikosu i tam pozostał.

Włoska kariera

Gdy wykreślimy wspomnianych zawodników z listy wszystkich Polaków, którzy na dłużej bądź krócej odwiedzili Włochy w celu gry w piłkę nożną, okaże się, że naprawdę niewielu piłkarzy potrafiło tam zrobić zawrotną karierę. Wspomnieliśmy na początku o Zielińskim, Skorupskim, Linettym czy Dawidowiczu. Prawda jest jednak taka, że tylko dwóch pierwszych może szczycić się poważnymi sukcesami w Serie A. Zieliński został mistrzem Włoch z Napoli w sezonie 2022/23. Skorupski z kolei w poprzednim sezonie wywalczył awans z Bologną do Ligi Mistrzów. W przeszłości wiele we włoskim futbolu znaczył Wojciech Szczęsny. Najpierw grał w Romie, następnie w Juventusie, gdzie był następcą Gianluigiego Buffona. Ze „Starą Damą” trzykrotnie sięgał po scudetto. Z kolei, przymykając oko na aktualną sytuację Zalewskiego, zaznaczmy, że w 2022 roku sięgnął z Romą po zwycięstwo w Lidze Konferencji. Dzięki grze we Włoszech fenomenalną karierę zrobił Kamil Glik. Został pierwszym obcokrajowcem w historii, który został kapitanem Torino. Po opuszczeniu Serie A grał w Monaco, z którym w 2017 roku dotarł do półfinału Ligi Mistrzów. Z tym klubem został też mistrzem Francji.

I na tym właściwie kończą się piękne piłkarskie historie Polaków, którzy w ostatnich latach grali we Włoszech. Niewielu było w stanie dostać się na futbolowe wyżyny.

Na zapleczu

Co więc dzieje się z pozostałymi zawodnikami? Wystarczy spojrzeć na to, kto aktualnie gra w Serie B, żeby zrozumieć, jak trudno Polakom przebić się do najlepszych ekip na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W tej lidze aktualnie gra ośmiu Biało-czerwonych.

Jednym z nich jest Paweł Jaroszyński (Salernitana), który we Włoszech po raz pierwszy znalazł się w 2017 roku. Do świadomości widzów Serie A nigdy się szczególnie nie przebił. Zagrał w niej 43 spotkania.

Drugi na liście jest wychowanek Rozwoju Katowice Przemysław Szymiński, który w 2017 roku zamienił Wisłę Płock na Palermo. Następnie grał we Frosinone, Reggianie i znów wrócił do Frosinone. Wynik? Jeden występ w Serie A.

W październiku 2023 roku Michał Probierz zaskoczył wszystkich, powołując na zgrupowanie reprezentacji defensora Patryka Pedę. Selekcjoner zapewne widział coś specjalnego w wychowanku akademii Legii Warszawa, ale na razie 22-latek zatrzymał się w piłkarskim rozwoju. Nie miał okazji na debiut w Serie A, a w bieżącym sezonie, grając w Serie B w barwach Palermo (jesienią) i Juve Stabia (od zimy), uzbierał zaledwie trzy mecze.

W styczniu 2022 roku ze Śląska Wrocław do Hellasu trafił Mateusz Praszelik. Co teraz dzieje się z 24-latkiem? Regularnie gra w zespole Sudtirol w Serie B. W debiutanckim sezonie w Serie A był na boisku przez 23 minuty w dwóch meczach. Na tym licznik się zatrzymał.

Gdy selekcjonerem kadry był Jerzy Brzęczek, często powoływanie otrzymywał Arkadiusz Reca. Dynamiczny lewy obrońca po raz ostatni w reprezentacji zagrał w marcu 2022 roku (przeciwko Szkocji), kiedy zespołem narodowym rządził Czesław Michniewicz. W sumie Reca uzbierał 15 meczów reprezentacji. Teraz ma 29 lat i gra w Spezii. Jego doświadczenie w Serie A (113 meczów) nie pomogło mu w utrzymaniu się we włoskiej elicie.

Również w Spezii osiadł Przemysław Wiśniewski, który w 2022 roku przenosił się z Górnika do Venezii. Teraz gra na drugim poziomie rozgrywkowym, a w Serie A do tej pory rozegrał zaledwie 14 meczów.

W Salernitanie próbuje odnaleźć się z kolei Szymon Włodarczyk, choć on przybył do Włoch tylko na chwilę, w ramach wypożyczenia ze Sturmu Graz.

Spośród wszystkich zawodników, którzy aktualnie są zatrudnieni w klubach z Serie B, największą karierę zrobił Bartosz Bereszyński. To 57-krotny reprezentant Polski, aktualny kapitan ekipy z Genoi. Przez lata grał w Sampdorii na najwyższym szczeblu. Zasłużył nawet na transfer do Napoli, gdzie głównie był rezerwowym, ale zdobył mistrzostwo Włoch). W sumie w Serie A zagrał w 207 spotkaniach.

Podsumowanie

Gdy spojrzy się na tę listę nazwisk, można naprawdę dojrzeć, jak wielu Polaków w ostatnim decydowało się na dołączenie do zespołów z Włoch. Podkreślmy, że to tylko część wszystkich zawodników, którzy w ostatniej dekadzie grali we Włoszech. Jakie idą za tym wnioski? Do Włoch bardzo łatwo jest się dostać, ale zrobienie tam poważnej kariery, przedostanie się do zespołów z ligowej czołówki, jest bardzo trudne. W przeszłości udawało się to tylko nielicznym, wybitnym jednostkom. Gra w gorszych drużynach Serie A lub w zespołach z zaplecza wcale nie musi być przepustką do wielkiej kariery. W większości przypadków oznacza ona występy na co najwyżej przeciętnym europejskim poziomie. Dlatego pod znakiem zapytania należy postawić słuszność przeprowadzek wielu młodych polskich piłkarzy na Półwysep Apeniński. Wystarczy spojrzeć na historię polskich transferów do Włoch, żeby zrozumieć, że w większości przypadków kariery zawodników po takim ruchu stoją w miejscu lub w najgorszym przypadku wracają do punktu wyjścia. Trzeba jednak się zastanowić, jakie jest inne wyjście. Gdzie Polacy radzą sobie najlepiej? I w tym momencie najlepiej będzie wrócić do wydania „Sportu” z 20 lutego bieżącego roku, w którym opisaliśmy, jak marginalną rolę polscy piłkarze odgrywają w europejskim futbolu. Okaże się wówczas, że nie radzimy sobie nigdzie. Smutne to, ale prawdziwe...

Kacper Janoszka