Wołanie przez Ocean
W dwóch ważnych związkach sportowych dokonano wyboru nowych władz.
Koszykówkę i szczypiorniaka łączy nie tylko parkiet i rzucanie piłką w określone miejsce. Wspólny problem to wysychające źródła dopływu młodych adeptów. Liczba uczestniczących w rozgrywkach klubów spada z roku na rok, obumarły ośrodki szkolące od pokoleń wybitne zawodniczki i zawodników. Problemem jest zanikanie gatunku ludzi, zwanego pozytywnymi wariatami w szeregach nauczycielskich. Kiedyś nauczyciel WF był pasjonatem, dbał o indywidualny rozwój każdego ucznia, wpajał miłość do sportu, oczywiście z jego ukochaną dyscypliną na czele. Na polekcyjne zajęcia SKS (Szkolnych Klubów Sportowych – red.) czekało się z utęsknieniem. Legendarny trener szczypiornistów kadr młodzieżowych i klubu Warszawianka Jacek Zglinicki pracował normalnie w szkole. Zaprzyjaźnionym nauczycielom podrzucał talenty lekkoatletyczne, piłkarskie, siatkarskie. W zamian dostawał tych z predyspozycjami do piłki ręcznej. Wszystko zaczynało się od ogólnorozwojówki, dziś umiejętności zanikającej. 80 procent polskich dzieci nie potrafi zrobić przewrotu, wymyku, skoku przez skrzynię, a wyczynowi ligowcy biegają jak paralitycy.
W zarządzie prezesa Szmala znalazły się trzy panie, wśród nich Joanna Brehmer. Tyszanka szefuje polskim sędziom, jest znaną postacią na arenie międzynarodowej, na pewno nie pozwoli koleżeństwu spać na zebraniach. Szansą na odrodzenie gier zespołowych mogą być Ligi Akademickie AZS. Mekką sportu światowego są jak wiadomo Stany Zjednoczone, a tam wszystko co najważniejsze dzieje się w szkołach i na uczelniach. Rozgrywki koszykarskiej NCAA to przy naszej ekstraklasie kosmiczny poziom. A przecież oprócz basketu uczelnie amerykańskie rywalizują w 15 innych dyscyplinach, istna potęga. Za Oceanem dobry sportowiec jest dumą szkoły, u nas bardziej się ceni jajogłowych grubasków, którzy dla szpanu wpadną raz w tygodniu do klubu fitness.
Nikt nie ucisza frustratów i malkontentów lepiej niż Robert Lewandowski. Tabuny zakompleksionych konsumentów internetu używają sobie na nim, inwektywy z drewnianym motywem poprawiają im samopoczucie. Lewy odpowiedział im piorunująco na Santiago Bernabeu w Madrycie. Był wyluzowany, nieuchwytny, zjawiskowy, radosny. Może i lepiej, że do dwóch pięknych goli nie dołożył kolejnych (a okazje były wyśmienite). Uczyni to za tydzień lub dwa, to pewne.
Za tydzień Walne Zgromadzenie PZPN. Zwyczajne, sprawozdawcze, bez wyborczych emocji. Nikt nie peregrynuje po kraju w poszukiwaniu głosów, nikt nikomu nogi nie podstawia. I bardzo dobrze, będzie czas na merytoryczną dyskusję. Choćby o trenerach, których mamy naprawdę sporo, ale ilość nie zawsze oznacza jakość. Kiedyś sfrustrowani kibice śpiewali, co należy zrobić z PZPN,używając słowa określającego czynność prokreacyjną na literę „j”. Dziś to już zakurzony przebój, ale czy już czas na śpiewanie o kochaniu, a nie je....aniu PZPN? Chyba za wcześnie, ale szkolną czwórkę ekipie Cezarego Kuleszy wystawiam. Dużo dobrego dzieje się w szkoleniu młodzieży i popularyzacji futbolu. Dominująca za poprzedniej ekipy autoreklama zeszła na drugi plan. Szczególne brawa dla PZPN za rewolucję w piłce kobiecej. To naprawdę inna epoka niż za moich prezesowskich czasów. Wtedy legendarna sosnowiczanka Irena Półtorak z Maurycym Wieczorkiem dźwigali wszystko na swoich barkach. Dziś kobiecy futbol to sprawnie funkcjonująca machina.
Na koniec cytat z wioślarza Mirosława Ziętarskiego, medalisty olimpijskiego: „Dzieci z nadwagą nie mają radości chodzenia na lekcje wychowania fizycznego". Odwieczne pytanie o pierwszeństwo jajka przed kurą wciąż aktualne.