Wielka nadzieja rodaków
Jak zawsze przed debiutem była lekka niepewność, ale po dwóch meczach pod wodzą Jana Urbana można być ostrożnym optymistą...
Jan Urban udanie rozpoczął pracę z reprezentacją Polski. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus
REPREZENTACJA
Ostrożność w optymizmie nie wynika z tego, że coś poszło źle, ale z tego, że po dwóch meczach nigdy nie można wyciągać daleko idących wniosków. Nie znaczy to jednak, że wniosków nie można wyciągać żadnych. Widać pewne różnice, jakie nastąpiły wewnątrz i wokół reprezentacji Polski. Co rzuciło się w oczy w ciągu ostatniego tygodnia?
Wróciła dobra atmosfera
Selekcjoner to trener, ale nie do końca. Nie ma czasu na realne trenowanie, co niby wie każdy, ale czasami... jakby ludzie o tym zapominali. W prowadzeniu reprezentacji Polski kluczowe jest zadbanie o mentalność graczy, o podejście, o atmosferę, a Jan Urban wie, jak to robić. Widać i czuć zupełnie inną aurę wokół kadry. Wrócił humor, wrócił luz – oczywiście kiedy luz jest stosowny, bo kiedy jest do wykonania robota, to na śmichy-chichy nie ma miejsca.
– Szczerość u trenera to fajna rzecz. Mówi o pozytywnych rzeczach, ale też o takich, na które trzeba zwrócić uwagę. Nie chcę powiedzieć, że wbije szpilkę, ale szczerze wypowie swoje zdanie i to zawsze będziemy szanowali. My, Polacy, nie jesteśmy tak wychowani, żeby mieć taki luz, uśmiech. Czasem, gdy spróbujesz to zrobić, wkradnie się rozprężenie. Trzeba więc umieć złapać odpowiedni balans i pamiętać, że pewne rzeczy należy wykonać – mówił kapitan Robert Lewandowski, najwyraźniej zadowolony z nowego selekcjonera. A wiemy z doświadczenia, że zadowolenie „Lewego” to w tej drużynie często kwestia być albo nie być...
Piłka jest okrągła
Urban powiedział po Holandii wprost – nie było wielkiej analizy. Selekcjoner zwrócił uwagę na podstawowe elementy, przećwiczył stałe fragmenty, poprawił drobnostki – i tyle. Więcej i tak przecież nie mógłby zrobić, no bo kiedy? Dostosował się i do przeciwnika, i do posiadanego materiału. Wyglądało to tak, jakby wszystko było sprofilowane pod tych zawodników, którymi dysponował. Nie było kwadratowych jaj. Wszyscy myśleli, że Jan Urban zagra na czterech obrońców, ale wystawił trzech plus wahadłowych. Jednakże w razie potrzeby Nicola Zalewski przesuwał się w przód lub w tył, w praktyce... zmieniając ustawienie. Czy to jakaś wielka sprawa? Nie, po prostu rzecz zgodna z charakterystyką tego piłkarza, dobrze wkomponowaną w zespół. Po erze Michała Probierza wielu ekspertów i „ekspertów” krzyczało, że „trzeba wrócić do czwórki, Polacy nie umieją grać trójką!”. Okazało się, że umieją. Wystarczy tylko nakreślić drużynie odpowiednie założenia. Obrona, trzymanie pozycji, szukanie kontry - to sprawdzi się w każdej reprezentacji. Trudno grać pressingiem, otwierać się, bo to niećwiczone tygodniami powoduje błędy, szczególnie przy ograniczonym potencjale. Mało która kadra tak gra, a te najlepsze preferują futbol zupełnie odmienny. Anglia czy Francja – ich wielokrotnie nie da się oglądać, ale skupiają się na rzeczach prostych. Hiszpanie? Okej, oni grają ładnie, ale to zupełnie inny profil nacji. Niemcy czy Austriacy chcieli grać tak, „jak należy”, widowiskowo. Ci pierwsi od dekady są w kryzysie, a ci drudzy mimo pochwał szybko odpadli z ostatniego Euro. Zresztą proste też potrafi być ładne i ofensywne.
Forma ma znaczenie
– Trener nie patrzy na nazwiska i kto gdzie gra, tylko powołuje i daje szansę gry zawodnikom, którzy są w danym momencie w formie – mówił Kamil Grosicki. Nowy selekcjoner trafił z powołaniami na wrześniowe zgrupowanie. Nie było nie wiadomo jakich sensacji, choć oczywiście niektórzy powiedzą o braku Marcina Bułki czy Sebastiana Walukiewicza. Grasz – masz powołanie: to niby prosta zasada, ale nie zawsze oczywista. Tym bardziej w reprezentacji, która – jak mówi sam Urban – ma ograniczone pole manewru. Trener Urban nie będzie tu wymyślał kwadratowych jajek i nie kryje tego. Zresztą po raz pierwszy od dawien dawna Polska zagrała dwa mecze tą samą jedenastką. Fernando Santos nie zmieniał prawie nic, Probierz zmieniał cały czas – a Urban? Czyżby znalazł przywoływany przez wszystkich balans?
Jan pozostał Janem
Prestiżowy stołek nie zmienił charakteru Jana Urbana. Widzieliśmy to, gdy odwiedził redakcję „Sportu”, widzieliśmy to przy okazji licznych wywiadów czy konferencji okołomeczowych. Przy okazji jego zatrudnienia wszyscy powtarzali, że nie da się go nie lubić, że to człowiek bez wrogów... i prawdopodobnie dalej tak zostanie. Sposób na Finlandię? „Może nie przyjadą...”. Żarcik, riposta, metafora – to pozostało przy trenerze Urbanie. Jasne, czasem wkurzy go jakieś pytanie, ale nie obraża się, zazwyczaj cierpliwie odpowiada, czasem i kilka razy na to samo. Jest jednak człowiekiem, który skupia się na pozytywach i taka pozytywna energia popłynęła od Biało-czerwonych - a w ostatnim czasie było jej zdecydowanie za mało. Wszyscy wiedzieliśmy, jaki jest Jan Urban i takiego samego Jana Urbana widzimy w reprezentacji Polski. Ona chyba tego właśnie potrzebowała, ale...
…to tylko pierwsze wrażenie, a za wrażenia na mundial się nie jedzie. Tak czy siak, niech pan prowadzi, panie trenerze.
Piotr Tubacki
