Sport

Więcej gra się dziś do tyłu...

Rozmowa z Henrykiem Latochą, czterokrotnym mistrzem Polski w barwach Górnika Zabrze

Henryk Latocha zawsze będzie kojarzył się z największymi sukcesami Górnika. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus

Mijający sezon już wielkich emocji w kibicach Górnika nie wywoła. Zabrzański klub już wysoko nie podskoczy, ani nisko nie spadnie. Jak pan ocenia grę tej drużyny?

- Drużyna na boisku musi grać piłką i bez piłki. Moim zdaniem z piłką Górnik gra dobrze, ale kiedy ją traci, to często zawodnicy nie wiedzą jak bronić. Napastnicy Górnika niby cofają się, ale niewiele z tego wynika, nie biegają aż tyle. Obserwuję wiele meczów klas niższych i, o dziwo, wiele z tych drużyn gra od Górnika lepiej defensywnie! Oczywiście dużo słabsze są w ataku, ale obronie poświęcają wiele uwagi. Górnik chce grać ofensywnie, ale do tego trzeba przygotować cały zespół. A jeśli chodzi o obecny sezon, to myślę jednak, że Górnik będzie chciał być w tabeli jak najwyżej. Chodzi przecież o pieniądze: im wyżej , tym więcej.

Obrońcy Górnika mogliby grać lepiej? Lepiej się ustawiać?

- Ależ oczywiście! Drużyna musi cała atakować i cała bronić, ale część tej drużyny nie wie chyba jak. Co z tego, że zawodnik się cofnie, jak rywal i tak mu ucieknie.

Jest jakiś zawodnik defensywny w Górniku, który się panu podoba?

- Trudno powiedzieć... Indywidualnie ci piłkarze z pewnością są dobrzy, każdy z nich wiele potrafi. Ale przecież nie tylko o to chodzi. Chodzi o umiejętność czytania gry. W kolejnych meczach powtarzały się błędy przy stratach bramki, piłkarze nie potrafią ich zlikwidować. Kiedy przychodziłem do Górnika, właściwie nie miałem szans gry. Nie byłem obrońcą, lecz ofensywnym pomocnikiem i na tej pozycji grałem wcześniej, choćby w II-ligowym Piaście Gliwice.W  Górniku było wtedy wielu pomocników. Gdyby trenerem nadal był Władysław Giergiel, ja czy Alfred Olek musielibyśmy raczej z Górnika odejść - taki miał wybór w drugiej linii. Po nim przyszedł jednak Węgier Geza Kalocsay. Przez pierwsze dwa miesiące występowałem incydentalnie, w jakichś mniej ważnych meczach. Kierownik drużyny Marian Olejnik powiedział mi jednak pewnego dnia, że Kalocsay chce ze mną rozmawiać. Powiedział mi, że chce bym grał na obronie. Wahałem się, właściwie nie chciałem. Nie byłem tak wysoki jak choćby Waldek Słomiany. Uważałem, że obrońca musi być wysoki, a on mi na to: „To nic, żeś nie jest taki wysoki, ale jesteś za to bardzo skoczny. A ja ci dokładnie pokażę jak masz się ustawiać, co na boisku robić, jak masz kryć rywala". Wszystko mi pokazał. Oczywiście - czasem się burzyłem, mówiłem, że tak się nie da. Ale on mi wtedy mówił:  „Henryk, jak ty zrobisz piętnaście procent z tego co ja ci mówię, to będzie dobrze". Przekonałem się, że nie da się zaleceń trenera wykonać w stu procentach, ale trzeba ciągle pewne zachowania trenować, żeby popełniać jak najmniej błędów.  Chodzi o wyrobienie w sobie odpowiednich nawyków... Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tamte czasy i obecne to inna epoka. Wtedy obowiązywało ścisłe krycie. Gdy pilnowałem Fabera, Żmijewskiego czy Gadochę, to musiałem za nimi chodzić cały czas, mieć ich stale na oku.  Wiadomo że dziś obrońcy mają więcej ofensywnych zadań, ale powinna wtedy działać asekuracja z tyłu... W dodatku stoperzy Górnika grają w jednej linii, a w razie potrzeby boją się czasem zainterweniować żeby nie popełnić błędu. To daje pole manewru rywalom. Wydaje mi się też, że zawodnicy za często łapią kartki. A łapią, bo źle kryją, a potem kiedy jest pożar, muszą gwałtownie reagować... Zbyt często dopuszczają przeciwników do pola karnego, a potem boją się gwałtownie atakować, żeby faulu nie było... Tak czasem myślę, że w defensywie chcą grać jakimś tanim sposobem, żeby się nie nabiegać. Dostrzegam, że często robi się chaos, nie wiadomo kto kogo ma kryć... Ale najbardziej nie lubię kiedy jakiś zawodnik straci piłkę, a potem pomału wraca... Sądzę, że między zawodnikami na boisku nie ma odpowiedniego kontaktu, zgrania. Jeden atakuje, a drugi w tym czasie co innego robi... Tak myślę, że z tymi młodymi, utalentowanymi chłopakami, których w Górniku nie brakuje - z Sarapatą czy Lukoszkiem powinno się jeszcze więcej pracować. Po to żeby jeszcze lepiej rozumieli grę. Kalocsay nie patrzył na Ernesta Pohla czy Staśka Oślizłę - oni mieli klasę, ale i nawyki, które trudno było zmienić. Wiedział, że pewnych jego zadań nie zrobią, ale tym bardziej określonego sposobu gry i konkretnego zachowania żądał za to od nas. Wykorzystywał to, że go słuchaliśmy. Przede wszystkim staraliśmy się grać do przodu. To wyrobiło również nawyki u... kibiców. Kiedy zdarzyło się nam zagrać do tyłu, ludzie gwizdali. Dziś gwizdy w takim momencie to rzadkość, bo wszyscy do tego się przyzwyczaili. No i w efekcie dziś piłkarze więcej grają do tyłu niż do przodu!

Był pan na ostatnim meczu z Widzewem? Górnik oddał jeden celny strzał.

- Widziałem. Mecz był nijaki, wiele gry w środku... Oba zespoły bały się zdecydowanie zaatakować, górę brał strach żeby bramki nie stracić... Spaść żaden nie spadnie, ale zawsze jeden punkt lepszy niż przegrana... Okazje były, miał je zwłaszcza Taofeek Ismaheel, ale bramki nie potrafił zdobyć. Szkoda, bo gdyby na jego miejscu był Lukas Podolski to gole z pewnością by padły. To jemu powinni koledzy wyrabiać sytuacje, tymczasem to on te najlepsze piłki daje, które potem nie są wykorzystywane.

On już nie ma takiego depnięcia.

- A jego koledzy nie mają tak klasowego uderzenia. Taofeek uderzył i trafił w bramkarza...

W przyszłym sezonie Górnik może być lepszy niż obecnie?

- Naprawdę nie wiem. Ta drużyna ciągle się zmienia, ciągle dochodzą nowi zawodnicy. Właśnie dowiedziałem się, że sprowadzono nowego napastnika z Brazylii. Trzeba czasu żeby to wszystko poukładać. Jeśli przyjdą kolejni nowi to znów trzeba będzie czasu. Szczerze mówiąc nie wiem czy coś daje kiedy nowy piłkarz wychodzi na dwadzieścia minut, będzie dużo biegał... Takie dopasowanie zawsze wymaga czasu. Mnie to dodatkowo trudno zrozumieć, bo kiedy wychodziłem już na boisko to grałem całe mecze.  Nie wiem więc jak to jest wejść na boisko dwadzieścia minut przed końcem i pomóc.

W Zabrzu pożegnali trenera Jana Urbana. Co pan na to?

- Tak chcieli i tak zrobili... Ten zespół zrobił się obecnie nijaki, ale trenerowi Urbanowi trudno było zbudować drużynę, bo ten proces nigdy nie miał szans się skończyć. Stale pojawiali się nowi zawodnicy, inni odchodzili. W takich warunkach żaden trener nie zbudowałby zespołu, choćby nie wiem jakiego trenera tu ściągnąć...

A sposób pożegnania trenera Urbana?

- Nieładnie to zrobili, trzeba to przyznać...

Coś jednak robi wrażenie. Górnik stał się modny, na mecze walą tłumy. Ponad 18 tysięcy na meczu z Widzewem, ponad 22 tysiące - na poprzednim meczu z Legią. To jest coś!

- To prawda. Też mi się to podoba. Bo to nie jest przecież tak, że mecze Górnika są nieatrakcyjne. Byle tak dalej.

Rozmawiał Paweł Czado

Henryk Latocha

Ur. 8 czerwca 1943 r.

Kluby: Unia Bieruń Stary (1956-61), Piast Gliwice (1962-63), Górnik Lędziny (1963-65), Górnik Zabrze (1965-72), Rapid Wiedeń (1973), GKS Katowice (1974-76), Polyar Kittsee (1977-79), FC Gols (1979)

Reprezentacja: 8 występów w latach 1968-70.

Sukcesy: czterokrotny mistrz Polski (1966, 67, 71, 72), pięciokrotny zdobywca Pucharu Polski (1968, 69, 70, 71, 72). Uczestnik finału Pucharu Zdobywców Pucharów (1970).