Widać było pomysł
Rozmowa ze Sławomirem Majakiem, 22-krotnym reprezentantem Polski
Nie tylko zdaniem naszego rozmówcy, wiele dobrego do gry Biało-czerwonych wnieśli zmiennicy. Fot. Paweł Andrachiewcz/PressFocus
Większość Polaków przed meczem punkt w Rotterdamie wzięłaby w ciemno. Może zaniżyliśmy oczekiwania wobec kadry, ale to 1:1 odbierane jest wręcz euforycznie. Ma pan podobne odczucia?
- Trudno się tym nie zgodzić. Na pewno wzięlibyśmy taki wynik bez najmniejszego marudzenia. Wszyscy jako kibice byliśmy też bardzo ciekawi, jak kadra zagra pod wodzą Jana Urbana i po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce kilka miesięcy temu. Myślę tu oczywiście o otoczce i samym meczu w Helsinkach. Od nowego trenera chyba nikt nie oczekiwał bardzo dużego widowiska i jakiegoś cudu, ale bardziej posprzątania tego bałaganu.
Czy już po pierwszym meczu możemy powiedzieć, że widać rękę nowego selekcjonera? Dał coś nowego tej kadrze?
- Ciężko po pierwszym meczu powiedzieć. Wiadomo, że zespół musiał przyjąć taktykę pod takiego rywala, czyli grać przede wszystkim w obronie niskiej, czekać na kontrataki. To jest to, co nasza reprezentacja lubi i chce grać. Dobrze to wyglądało, na pewno nie była to obrona Częstochowy, widać w tym było pomysł. Wydaje mi się, że kluczowym momentem było bardzo rozsądna potrójna zmiana środkowego trio w okolicach 70 minuty. Zeszli Zieliński, Szymański i Zalewski, a weszli zawodnicy ze świeżymi siłami i było widać, że to pozwoliło odrzucić Holendrów od własnego pola karnego i kreować sytuacje. Do tego mieliśmy stuprocentową skuteczność zdobywając bramkę właściwie po jednym celnym strzale. Holandia w pewnym momencie poczuła się zbyt pewnie, nasza odważniejsza gra w końcówce przyniosła wspaniały efekt.
Droga do bezpośredniego awansu nadal jest bardzo daleka. Mamy prawo wierzyć, że to jest możliwe, czy jednak powinniśmy zejść na ziemię i skupić się na drugim miejscu w grupie?
- Chciałbym, żebyśmy nie popadali w euforię, bo to jest tylko jeden mecz. Oczywiście cenny punkt na bardzo trudnym terenie, ale przypominam, że w niedzielę czeka nas prawdopodobnie jeszcze ważniejszy mecz dla układu tabeli. To będzie zupełnie inne spotkanie, bo teraz to my będziemy faworytem. Zostaniemy zmuszeni do ataku pozycyjnego, a tego za bardzo nie lubimy. Liczę, że trochę poniesie nas euforia i będziemy bardziej pewni siebie.
Paradoksalnie będzie to trudniejszy mecz?
- Ciężar gatunkowy będzie większy, więc chyba można tak powiedzieć. Każdy będzie oczekiwał po takim meczu z Holandią, że z Finami musimy wygrać, a wiemy jak ciężko się gra takie spotkania. Powinniśmy sobie jednak poradzić.
Mieliśmy też debiutanta w osobie Przemysława Wiśniewskiego. Trener Urban sygnalizował, że może do tego dojść, ale chyba nie wszyscy do końca mu wierzyli. Obronił się występem?
- Trener zna go dobrze z Górnika Zabrze, więc możliwe, że tym było to podyktowane. Przemek zaliczył całkiem udany debiut, nie popełnił żadnego dużego błędu, dobrze sobie radził w pojedynkach siłowych. Nie wiem, czy jego zejście było podyktowane taktyką, czy jakimś urazem, ale trzeba tę zmianę również ocenić jako pozytywną. Zawodnicy, którzy weszli z ławki, dali radę.
Rozmawiał Mariusz Rajek
