Sport

Wiatr od morza

POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz

Na zaproszenie księdza Zbigniewa Czendlika odwiedziłem urokliwe czeskie miasteczko Lanśkroun. Na spotkaniu w szerszym gronie usłyszałem, że w lokalnej amatorskiej lidze hokejowej gra 40 drużyn. 40! W całych Czechach takich miast jest ponad setka. Wystarczy dodać i pomnożyć, a to nie jest chyba mocna strona pozostałych na placu boju dwóch kandydatów na Prezydenta RP. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie po obejrzeniu ostatniej ich debaty. Panowie Karol i Rafał wzajemnie zarzucali sobie analfabetyzm matematyczny. Oczywiście pod publiczkę; na pewno nie są tacy, jak wzajemnie o sobie mówią.

W Polsce hokej na lodzie uprawia tylu zawodników, co w dowolnym czeskim mieście średniej wielkości. Mój gospodarz to człowiek niezwykły, od 30 lat jest proboszczem parafii na czeskiej prowincji, wysłał go tam biskup katowicki po ukończeniu przez Zbigniewa nauk w seminarium duchownym. Pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego, więc jest pracowity, sumienny i życzliwy. Stał się najpopularniejszym Polakiem w Czechach, na jego msze chodzą tłumy, co w bardzo zlaicyzowanym społeczeństwie jest ewenementem. Czendlik jest gwiazdą medialną, programy telewizyjne z jego udziałem biją rekordy popularności. To celebryta w najlepszym tego słowa rozumieniu. Mówi do ludzi prostym językiem, przekonuje do wiary, a nie zmusza. Słowo Boże można głosić na różne sposoby, ale tylko nielicznym kapłanom udaje się to robić w sposób przekonujący, nowoczesny. W swojej misji podpiera się gwiazdami sportu i show biznesu, choćby Jaromirem Jagrem, gwiazdą czeskiego hokeja, postacią kultową. Dzięki jego obecności w studiu programy ewangelizacyjne ze sportowym wątkiem mają oglądalność jak na Czechy ogromną. Wielebny sam czynnie uprawia sport, gra w hokeja, piłkę nożną, golfa i tenisa. Miniboiska na zapleczu plebanii i szachownice w parafialnej świetlicy robią wrażenie.

Znajomi dworują sobie ze mnie, że „wystąpiłem” w finałowej debacie prezydenckiej Trzaskowski - Nawrocki. Poszło o wymienienie mojego nazwiska przez kandydata prawej strony w kontekście kibicowskiej przeszłości premiera Donalda Tuska. To fakt powszechnie znany, że Tusk był fanatycznym kibicem Lechii Gdańsk, takim jeżdżącym na wyjazdy i organizującym doping. Taki czas w życiorysie ma wielu ludzi późniejszego sukcesu. Biznesmenów, polityków, dziennikarzy, celebrytów. To nie był jeszcze czas brutalnych ustawek, przemocy z użyciem noży, maczet i pałek.

Największym przegranym sezonu jest Pogoń Szczecin. Najbardziej żal Kamila Grosickiego, bo zasłużył na więcej za całokształt pięknej kariery. Fot. Mateusz Porzucek/Pressfocus

W wywiadzie prasowym i książce żartobliwe wspomniałem o stadionowych „rozróbach” z udziałem obecnego premiera. To raczej stawiało go w dobrym świetle, jako wtedy młodziana z krwi i kości. Chodziło o przepędzenie bez przemocy fizycznej kibiców Arki Gdynia z trybuny „Na Górce” i zajęcie jej przez sąsiadów z Gdańska. Podparłem się też tekstem z zaprzyjaźnionego ze środowiskiem Tuska znanego dziennikarza Tomasza Wołka. Ujawnił on, że obecny premier RP obronił grupę kolegów przed atakiem wrogich kibiców Zawiszy Bydgoszcz. Użył w tym celu ogrodowego węża zakończonego metalową końcówką, który leżał na trawniku przed dworcem. Do zabawnej w sumie historii ciąg dalszy dopisała polityka, a konkretnie wybory prezydenta anno 2025.

Andrzej Szarmach radził mi kiedyś, by nie reagować na zaczepki, dopóki nie przekręca się mojego nazwiska. A jednak zareagowałem, bo być cytowanym w momencie dla Polski historycznym, i to zupełnie bez powodu, nie napawa mnie dumą, a raczej martwi. Sięganie do odległych zdarzeń i wypowiedzi to droga na skróty, podobnie ocenianie dzieci za zachowania dziadków i rodziców, a nawet dawne poglądy polityczne. Zasłużeni dla walki o wolną Polskę Jacek Kuroń, Karol Modzelewski i Bronisław Geremek należeli do PZPR, nikomu tam krzywdy nie zrobili, a potem zostali bohaterami walki o prawdziwą wolność. Sam miałem w życiu PZPR-owski epizod, który szybko się zakończył po wyrzuceniu z partii Stefana Bratkowskiego, legendarnego opozycyjnego dziennikarza. Z partii wyrzucono wcześniej moją babcię i ojca, protestujących przeciwko nagonce antysemickiej w 1968.

Historia zazwyczaj jest pokręcona, to nie kolorowy film, a często czarno-biała saga. Bardzo łatwo osądzamy ludzi, dziś to już w ogóle jazda bez trzymanki. Zaglądamy innym do łóżka, kieszeni, apartamentu. Niewielu próbuje zajrzeć do serc. Dotyczy to także sportowców. Tworzy się mity o hulaszczym trybie życia, łatwych kobietach, alkoholu i narkotykach. Plotkarskie portale podbijają sobie klikalność, tworząc półprawdy, które powielane i koloryzowane zamieniają się w kłamstwa. Oburza mnie pisanie o intymnych sprawach Igi Świątek, a podłe komentarze pod głupimi artykułami dowodzą prawdziwości twierdzenia Stanisława Lema, że dopiero po wynalezieniu internetu okazało się ilu idiotów chodzi po tym świecie.

Stek bzdur wypisywano o Erneście Pohlu. Fakt, że za kołnierz nie wylewał, ale sugestie, że wychodził na boisko kompletnie pijany to bujda, co potwierdzali jego trenerzy i koledzy z tamtych czasów. Alkohol był jednak problemem, sportowcy zmagali się z nim tak samo, jak aktorzy, pisarze i politycy, ale też przeciętni obywatele. Po ważnym meczu na Stadionie Śląskim chłopcy z okolicy zbierali do lnianych worków stosy pustych butelek po czystej z czerwoną kartką, by sprzedać je nazajutrz w punkcie skupu. To był niezły biznes w czasach komuny.

Piłkarski sezon ligowy dobiegł końca. Lech wrócił na mistrzowski tron, Jagiellonia rzutem na taśmę utrzymała miejsce w Europie, Raków potwierdził, że jest solidną firmą z czołówki, a nie polskim Leicesterem, dla Legii sam Puchar Polski to za mało. Największym przegranym sezonu jest Pogoń Szczecin. Który to już rok bez pucharu w gablocie, choćby za brązowy medal? Najbardziej żal mi Kamila Grosickiego, zasłużył na więcej za całokształt pięknej kariery. Nowy prezes Portowców Tan Kesler robi świetne wrażenie. Jest elokwentny, sympatyczny, otwarty na Polaków, a jednocześnie pewny siebie i stanowczy. Turka z angielskimi manierami kształtował mój przyjaciel David Dein, legenda londyńskiego Arsenalu, dziś prezes honorowy Kanonierów. Mówi mi, że Kesler to jeden z najbardziej uzdolnionych europejskich bossów piłkarskich. A zdanie Davida liczy się bardzo. Następny sezon może być w Szczecinie przełomowy, rewolucja personalna w gabinetach pewnie przełoży się na tę boiskową, a za rok w wyśmiewanej często pustej klubowej gablocie pojawi się coś okazałego.

Kibicowski epizod w życiorysie ma wielu ludzi sukcesu. Biznesmenów, polityków, dziennikarzy, celebrytów. Również premier Donald Tusk. Fot. PAP/Michał Meissner