Utrzymanie i co dalej?
Sportowy krok do utrzymania żużla na najwyższym poziomie w Częstochowie został wykonany. Zawodnicy Włókniarza wygrali dwumecz ze Stalą i teraz swoje muszą dołożyć działacze.
Żużlowcy Włókniarza na finiszu sezonu zademonstrowali siłę. Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus
PGE EKSTRALIGA
Częstochowianie są pierwszym beneficjentem wprowadzonego przed tym sezonem nowego sytemu rozgrywek dzielącego drużyny po rundzie zasadniczej na walczące o medale (play off) oraz utrzymanie (play down). Włókniarz zawodził przez większą część sezonu (zaledwie trzy wygrane w 14 spotkaniach), borykał się z kontuzjami czołowych zawodników, ale gdy przyszło do decydującego o utrzymaniu starcia ze Stalą Gorzów, stanął na wysokości zadania.
W końcu mieli liderów
Po wygranej w pierwszym meczu u siebie różnicą zaledwie sześciu (48:42) punktów częstochowianie nie byli faworytem w rewanżu, a większość ekspertów i kibiców wręcz spisała ich na straty. Kiedy po pięciu biegach niedzielnego rewanżu Włókniarz przegrywał 12:18, wydawało się, że Stal będzie jedynie zwiększać przewagę. Stało się jednak inaczej, ponieważ ekipa Mariusza Staszewskiego w końcu miała wzorowo spisujących się liderów w osobach Jasona Doyle'a oraz Piotra Pawlickiego, a także solidną drugą linię w duecie Kacper Woryna - Mads Hansen. Cała czwórka pojechała na tyle dobrze, że punkty Wiktora Lamparta oraz juniorów nie były nawet potrzebne.
Australijczyk był nieuchwytny dla rywali i zapisał przy swoim nazwisku komplet 15 punktów. Młodszy z Pawlickich pogromcę znalazł tylko raz, w pierwszym wyścigu stracił jedyny punkt z Martinem Vaculikiem. - Czasami trzeba wyluzować ciało i wjechać się na nowo, poczuć pewność siebie. Udało mi się wrócić na końcówkę sezonu i jestem dumny tak z siebie, jak i swojego teamu - powiedział nam po spotkaniu krajowy lider Włókniarza, który już po pierwszym meczu był przekonany, że częstochowianom uda się wygrać w Gorzowie i utrzymać w lidze. - Analizowałem sobie to wiele razy. Wiadomo, że to jest sport i trzeba mieć na uwadze, że z każdym możesz zarówno wygrać, jak i przegrać. Uważałem jednak, że na każdej pozycji jesteśmy bardziej kompletną drużyną. Mads lubi takie przyczepne starty i byłem pewny, że on tu będzie dobrze wyjeżdżał spod taśmy - dodał Piotr Pawlicki.
Uwolnili potencjał
Mecz w Gorzowie pokazał, że drużyna Włókniarza miała w tym sezonie naprawdę spory potencjał, a w najsilniejszym składzie była w stanie rywalizować jak równy z równym z najlepszymi w PGE Ekstralidze. - Mocny Włókniarz na początku sezonu widzieliśmy w Lublinie (41:49) czy Toruniu (43:47). Przez dużą część sezonu mieliśmy zdekompletowany skład, a ciężko wygrywać mecze bez dwóch czołowych zawodników. Dopiero w końcówce mogliśmy pokazać siłę - ocenił trener Mariusz Staszewski. - Gdyby nie kontuzje, to w Grudziądzu jechalibyśmy o play off. Niestety, sezon potoczył się w taki, a nie inny sposób. Ważne, że na koniec pokazaliśmy siłę tej drużyny - dodawał Pawlicki.
Poukładać od nowa
Wiele wskazuje na to, że dla zdecydowanej większości zawodników, a przede wszystkim liderów - Pawlickiego, Doyle'a oraz Woryny - był to ostatni mecz w barwach Włókniarza. Zbudowanie zespołu, który w przyszłym sezonie będzie w stanie ponownie skutecznie powalczyć o utrzymanie w elicie może być zadaniem zdecydowanie trudniejszym niż wygrana w Gorzowie (47:43). Do Włókniarza w trakcie sezonu przylgnęła łatka klubu mającego problemy finansowe, zalegającego zawodnikom z wypłatami, przez co wielu zawodników woli wybierać bardziej stabilne finansowo kluby od Częstochowy. Przed prezesem Michałem Świącikiem niezwykle trudne zadanie uporania się z bieżącymi problemami, regulacją zaległości oraz odbudową wizerunku Włókniarza jako klubu, w którym żużlowcy mogą skupić się jedynie na ściganiu, a nie sprawdzaniu wpływających przelewów. Pierwszy krok do ekstraligi został zrobiony. Kolejne najprawdopodobniej będą jednak trudniejsze.
Mariusz Rajek
