Sport

Usterki i uszczerbki

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

W czwartek zmierzyliśmy się, a raczej zderzyliśmy z poziomem Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Legia i Jagiellonia w starciach z poważnymi pretendentami do Champions League (Chelsea) i Europa League (Betis), przypadkowo zaplątanymi w obecnym sezonie w zmagania o najmniej prestiżowy z europejskich pucharów, przepadły z kretesem. Legia nawet nie podjęła walki, Jagiellonia próbowała grać w piłkę, ale efekty były równie mizerne. Przekonaliśmy się, że najgorsze, co mogłoby się przytrafić polskiej piłce, to awans której z naszych ekip powyżej Ligi Konferencji. Ten puchar wymyślono specjalnie dla nas, abyśmy w „rajskiej dziedzinie ułudy” przeżywali europejskie sukcesy. Na kwalifikacji do którejś z lig wyższych kluby zarobią, ale kibice stracą. Slovan Bratysława i Young Boys Berno nachapały się forsy (18,6 mln euro) za posadę chłopców do bicia, ale ich fani najedli się wstydu patrząc na osiem kolejnych porażek i pożegnanie z pucharami. Nasze kluby za dotarcie do ćwierćfinałów Ligi Konferencji nie zarobiły nawet połowy tego hajsu, ale kibice z Warszawy i Białegostoku mieli frajdę, bo oglądali mecze, a nie nudne wykłady nowoczesnego futbolu. Ludzie chodzą na stadiony nie po to, by patrzeć, jak ich ulubieńcy biorą lekcje – uczyć to oni się mają na treningach, w czasie gry mają podejmować rywalizację. Cóż stąd, że taka Legia za sam awans do Champions League zarobiłaby dwu-, albo i trzykrotnie więcej niż za swoje harce w Conference League, skoro taka Chelsea praktycznie nie ma żadnych ograniczeń budżetowych, a jej kadra jest wyceniana dwadzieścia pięć razy drożej. Nie ma co się łudzić – zastrzyki od UEFA nic nam nie dadzą, w obecnym systemie NIGDY nie dogonimy czołówki klubów z TOP 5 europejskich lig. Występy w Lidze Mistrzów byłby katastrofą sportową, wskutek tego także i wizerunkową, a premia finansowa raczej odszkodowaniem za poniesione uszczerbki. Pamiętamy, jak zaczął się ostatni sezon Ligi Mistrzów na Łazienkowskiej przed dziewięciu laty: 6-bramkowym łomotem od Borussii Dortmund i zamknięciem stadionu na Real. Nie wiem, czy widziałem kiedyś smutniejszy mecz polskiej drużyny. Żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie chce płacić za bilet wstępu na salę tortur, gdzie jego miłość będzie poddawana wymyślnym męczarniom z zastosowaniem najnowocześniejszych narzędzi. Dlatego apeluję do polskich klubów, które zdobędą pucharowe kwalifikacje - gdyby się wam nie daj Boże zdarzyło trafić do rozgrywek grupowych w którejś z dwóch wyższych lig, skasujcie premię za awans i czem prędzej wnioskujcie o degradację - zamiana miejsca w Champions League z którąś z niepocieszonych ekip angielskich lub hiszpańskich powinna być legalna i możliwa.

Groźba secesji najbogatszych i ich nieustanne straszenie atomową opcją utworzenia Superligi, z której nie będzie można spaść ani do niej awansować już na mnie nie działa. Jako kibic śląskich, a w drugiej kolejności polskich klubów, już dozgonnie będę miał inne zmartwienia. Niech cała piłkarska lumpenburżuazja stworzy własny plac zabaw i ogrodzi go płotem z concertiny, tylko zostawcie nam nasz Puchar Biedronki, czy jak go tam zwał. Milion razy atrakcyjniejszy jest dla mnie wyrównany mecz w A klasie niż egzekucja w stylu meczu Legia - Chelsea. Jak sobie kibic będzie chciał popatrzeć na gwiazdy, to poleci tanią linią na Stansted, dotoczy się jakoś do Londynu i będzie mógł wybrać spośród siedmiu reprezentantów Premier League jakiś klawy meczyk.

Walenie głową w mur bez kasku jest bolesne i mało widowiskowe - szczęście w tym mieli abonenci aplikacji PolsatBoxGo, którzy zapłacili za dostęp do meczu, ale litościwie zaoferowano im coś w rodzaju starodawnej planszy z komunikatem „Przepraszamy za usterki”. Nieszczęście polegało na tym, że kiedy transmisję odblokowano, w drugiej połowie londyńczycy zmienili bieg z jedynki na dwójkę i rozjechali gospodarzy. Skądinąd, hańbą samą w sobie jest kodowanie pucharowych meczów polskich drużyn - jak się to do tego ma ustawowy obowiązek transmisji w otwartym paśmie wydarzeń sportowych po dużym znaczeniu społecznym? Wrócił dziki kapitalizm laty 90., za sprawą którego nikt w Polsce nie mógł zobaczyć, jak Misiek trafia nożem w głowę Dino Baggio, bo niejaka Wizja TV, której dekoder sobie ludziska kupowali specjalnie po to, by patrzeć na popisy mocnej ekipy Cupiała, o tym, że jednak nie zdobyła praw do transmisji poinformowała tuż przed pierwszym gwizdkiem.

Myślałem, że nie dożyję już takiej żenady. Paweł Sołtys alias Pablopavo, wielki fan Legii, który akurat nie miał możliwości wejścia na stadion, tak skomentował sprawę (a cytuję go jako reprezentanta wielotysięczej rzeszy oszukanych, który najłagodniej dobierał słowa): „Gdybyście chcieli kiedyś wydać sześć dych na aplikację @PolsatBoxGo Polsatu,to lepiej sobie kupcie pół litra, albo kilka ciastek. Gówno straszliwe. Kupiłem żeby obejrzeć mecz, niespodzianka - padły im serwery.”