Urban i stare zdjęcia
Jan Urban na polskiej ziemi w roli selekcjonera zadebiutuje na Stadionie Śląskim. Symbolicznie – to tu, w roli piłkarza, wywalczył przepustkę na mundial. O Kotle Czarownic generalnie mówi z wielkim sentymentem, choć... nigdy nie wygrał tu żadnego z meczów, które w swych wspomnieniach zalicza do najważniejszych.
Po 1:1 w Rotterdamie ręce polskich kibiców składały się do oklasków dla podopiecznych Jana Urbana. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus
REPREZENTACJA POLSKI
Czwartkowy remis „wyszarpany” w Rotterdamie przywrócił wiarę kibiców (a pewnie i samych kadrowiczów) w sukces w walce o finały MŚ. Jednak po czerwcowej porażce w Helsinkach, niedzielny rewanż z Finami w Chorzowie wciąż będzie grą o „być albo nie być” Biało-czerwonych w dalszej walce o wyjazd na mundial. Stadion Śląski wielokrotnie w przeszłości otwierał naszej reprezentacji drogę na turnieje tej właśnie rangi. Po raz ostatni – w 2022 do Kataru, już na „nowym” obiekcie, betonowym, postawionym od zera, po całkowitym wyburzeniu dawnych trybun osadzonych na ziemnych wałach.
Drewniane ławki i człowiek przy człowieku
- A ja lubię oglądać stare zdjęcia, z których przebija niezwykły klimat tego obiektu. Trochę „skansenowy”, ale też pełen emocji. Drewniane ławki, człowiek przy człowieku – jak w autobusie w godzinach szczytu – uśmiecha się Jan Urban, wspominając niezwykłą atmosferę Kotła Czarownic pękającego w szwach. - Właściwie trzy mecze z moim udziałem stają mi przed oczami, kiedy myślę o Stadionie Śląskim – dodaje, wymieniając je niekoniecznie chronologicznie.
Urban grał, Furtok strzelał
Ten pierwszy – to finał Pucharu Polski (55 tys. widzów), rozegrany 1 maja 1986. „Byliśmy zdecydowanym faworytem. W porównaniu do GKS-u mieliśmy znakomitą pakę, w której grało pół reprezentacji Polski. Więc myśmy grali, jechali na nich, a oni strzelali. Bo mieli Janka Furtoka i Marka Koniarka. Co kontra, to bramka. Nie było łatwo się podnieść, ale gdy tuż po przerwie trafiliśmy na 2:1, wydawało mi się, że już ich mamy. Jeszcze mocniej siedliśmy na nich, a oni znowu: pyk, konterka i gol. Cóż, takie mecze, w których nie ma „zmiłuj”, od czasu do czasu się zdarzają” - te słowa obecnego selekcjonera zaczerpnęliśmy z przygotowywanej do druku biografii Jana Furtoka. To właśnie gwiazdor GieKSy po końcowym gwizdku od Urbana... pożyczał szampany, które zapobiegliwi działacze Górnika przygotowali dla zabrzan. Otworzono je, ale w szatni zwycięskich (4:1) katowiczan.
Porachunki z Królewskimi
- Niespełna rok wcześniej, przy jeszcze większej frekwencji, świętowaliśmy w Chorzowie awans na mundial w Meksyku. Niby tylko 0:0, ale wydarzenie wielkie – z emocjami przywołuje wydarzenia sprzed niemal dokładnie 40 lat (11 września 1985) obecny selekcjoner. No i w końcu ostatni z pamiętnych meczów w Kotle Czarownic: jesienią 1988 nieznaczna porażka (0:1, gol słynnego Hugo Sancheza z karnego) z Realem Madryt w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych. - Świetnie wtedy zagraliśmy – wzdycha opiekun Biało-czerwonych. - Szkoda tej przegranej, bo wygrać z Królewskimi to zawsze coś.Nasz selekcjoner dostał jednak szansę rewanżu i przeszedł do historii Osasuny, gdy dwa lata później – jako jej zawodnik – zaaplikował Realowi hat trick na Santiago Bernabeu!
Teraz też walczy o miejsce w historii, tym razem Biało-czerwonych, na mającym status legendy Stadionie Śląskim. - Nie porównuję go do tego sprzed lat – zaznacza. - To zupełnie inna arena, multifunkcjonalna, elegancka, z klasą – dodaje.
Oby ją – w swym osobistym wymiarze – wreszcie odczarował!
Dariusz Leśnikowski
Jan Urban (z prawej) kontra Marek Biegun – finał PP'86 na Stadionie Śląskim selekcjoner przegrał; oby w niedzielę odwrócił złą passę. Fot. Jerzy Bydliński / archiwum Sportu
