Sport

Uniwersytet w Białymstoku, wydział piłki nożnej

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

Dostaliśmy bolesną lekcję międzynarodowego futbolu - wiedziałem, że znowu to usłyszę. Tak się kończą od niepamiętnych czasów przygody pucharowe polskich klubów, zwłaszcza jeśli jakimś cudem od wielkiego dzwonu udaje im się dotrwać do wiosny. To słowa trenera… zaraz, zaraz, jak to? To nie nasz trener zrozpaczony wynikiem tak skomentował porażkę? To coach przeciwników z Belgii? Na etapie walki o ćwierćfinał Ligi Konferencji? Piekło zamarzło. Jagiellonia od początku fazy grupowej, kiedy wygrała w Kopenhadze mecz nie do wygrania, ma furę szczęścia, ale też pomaga temu szczęściu intensywnie i efektownie. Rywale grupowi i drabinka wiosenna to pierwszy fart - jak dotąd ani jednego przeciwnika poza zasięgiem, w dodatku potencjalny rywal nie do przejścia w ćwierćfinale, czyli sewilski Betis, na razie odwala fuszerkę, zremisował pierwszy mecz z portugalskim przeciętniakiem i wcale nie musi przejść dalej.

Fiorentina pierwszy mecz przegrała, a zatem wcale nie trzeba wytężać wzroku, aby zobaczyć w drabince Jagi prawdziwego drapieżnika z TOP 5 dopiero w finale. Jaga - Chelsea we Wrocławiu - to już nie marzenie ściętej głowy, tylko całkiem prawdopodobne zwieńczenie niesamowitego sezonu Dumy Podlasia. Jeśli po drodze trzeba będzie stuknąć Vitorię Guimaraes i Panathinaikos? Cóż to dla chłopców Siemieńca… Jakie tam mają gwiazdy w składach? Portugalczycy mają Haendla? Dobre sobie, Haendla to się słucha w Wielkanoc, a następna runda będzie nieco wcześniej. Karol Świderski u Greków? A czy ktoś pamięta, żeby on strzelił gola przewrotką? W Białymstoku szaleje teraz najlepszy snajper Ligi Konferencji, Afimico Pululu, z każdym golem wart więcej, a ostatnim, tym akrobatycznym, bodaj najpiękniejszym strzelonym dla polskiego klubu w historii zmagań europejskich, to już się wywindował na szczyt listy pożądań poważnych skautów. Szczęście sprzyja lepszym. Jaga była lepsza od Cercle Bruegge, ale niechlujna w ofensywie - potrzebowała czerwonej kartki dla rywala, karnego z przypadku i rykoszetu, żeby wygrać, ale dzięki Pululu będziemy z tego meczu pamiętać tylko wysoki wynik i tę niebywałą bramkę. Stadiony świata? Białystok jest już jednym z nich, skoro to tu się przyjeżdża po lekcje futbolu.

Satysfakcja z pokonania Belgów jest tym większa, że to wciąż ten sam sezon, który zaczynało się całkiem fatalnie. 22 sierpnia Wisła została sponiewierana przez Cercle w Krakowie, a Jagiellonia pobierała bolesne nauki od Ajaxu. W ciągu półtorej godziny dwie nasze ekipy straciły 10 goli i nawet u największych optymistów ta kanonada rozstrzelała wszelkie nadzieje. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że jeszcze w tej edycji pucharowej nasi władują w ramach zemsty brugijczykom co najmniej 7 goli (najpierw Wisła, teraz Jagiellonia), Jaga będzie na wiosnę w grze o puchar europejski i mistrzostwo kraju, a biedniejsza część Brugii o krok od spadku z ekstraklasy, uznałbym to za nader efektowny, lecz mało wiarygodny scenariusz piłkarskiego revenge movie. Teraz to Jagiellonia udziela wykładów europejskiej piłki, także ekipom z wyżej notowanych lig skandynawskich. To za jej sprawą mamy wymarzone 15. miejsce w rankingu UEFA na wyciągnięcie jednego zwycięstwa, bo Kopenhaga przegrała z Chelsea i w rewanżu na wyjeździe raczej losu nie odmieni.

Do pełni szczęścia brakuje tylko tego, by i Goncalo Feio czegoś się od Adriana Siemieńca nauczył. Legioniści powinni teraz przez cały tydzień analizować jesienne 3:0 Jagi z Molde, a ich trener posypać głowę popiołem, bo to przez jego fatalną taktykę i błędne ustawienie przez godzinę jego drużyna zmierzała ku katastrofie. Legia była ustawiona do wysokiego pressingu, ale pressować nie zamierzała; rywale rychło się zorientowali, że Polacy straszą rakietami, do których nie znają kodów. I zaczęli trafiać raz za razem, skądinąd drugiego gola właściwie strzelili Ziółkowski wespół z Kovaceviciem, Kristian Eriksen musiał tylko pochylić czoło przed takim zaproszeniem do bramki. Dwa gole zdobyte w ciągu trzech minut przywróciły bieg rzeczy dzięki temu, że Feio wreszcie poszedł po rozum do głowy i zawodników z ławki, ale też wskutek tego, że piłkarze Molde są przed sezonem i kondycyjnie wymiękają po dwóch trzecich meczu. Przed rokiem w identycznej sytuacji Legioniści - zamiast ostrożnie poczekać, aż Norwegowie zaczną oddychać rękawami - dali sobie strzelić kolejne dwa gole na dzień dobry i było po sprawie. Historia nie może się powtarzać wiecznie, dlatego obstawiam, że w rewanżu na Łazienkowskiej Legia w końcu wykopie Molde z pucharów, aby sobie w nagrodę zagrać z Chelsea już w kwietniu. Rzekłbym nawet, że wedle mojej intuicji, cierpliwość do Goncalo Feio skończy się wraz z pucharową przygodą, bo jak dotąd wyniki w Europie były jego ostatnim argumentem za dalszym stażem w Warszawie. Żyleta kocha rozbójników, ale nie aż tak, żeby im wybaczać taką fuszerkę, jak w pierwszej połowie wyjazdu norweskiego - a bodaj już tylko fanatyczni kibice z Ł3 bronią portugalskiego narwańca.