Udana zmiana
Henrich Ravas wrócił do bramki Cracovii i dzięki niemu zespół... przegrał z Lechem tylko 1:2.
Słowacki bramkarz czekał na mecz w ekstraklasie przez cztery i pół miesiąca. Fot. Krzysztof Porębski / Press Focus
CRACOVIA
Słowak zagrał w pierwszym zespole po raz pierwszy od 8 grudnia ubiegłego roku. Był najlepszym zawodnikiem w meczu przeciwko „Kolejorzowi” i najpewniej dokończy sezon, który zaczynał między słupkami niemal z marszu po powrocie do ekstraklasy.
Jak na początku
27-latek stracił miejsce w składzie po remisie z Zagłębiem Lubin. W doliczonym czasie kontrolujący mecz gospodarze stracili gola po dobitce uderzenia Marka Mroza. Ravas odbił piłkę przed siebie i dopadł do niej Jarosław Jach. Może nie czarne, ale ciemniejsze chmury zbierały się nad byłym bramkarzem Widzewa Łódź już kilka tygodni wcześniej. Nie miał wpadek, o których kibice dyskutowaliby przez kilka dni, ale też nie dawał drużynie nic ekstra, do tego w kilku sytuacjach mógł się zachować lepiej. Trenerzy zdecydowali się na zmianę po trzech spotkaniach bez zwycięstwa, na ostatnią kolejkę w 2024 roku. W Gliwicach krakowianie nie zagrali dobrze – zremisowali, bo udany powrót zaliczył właśnie Sebastian Madejski. W zimie wygrał rywalizację i dwa miesiące później pozostał pierwszym wyborem. Na wiosnę Cracovia zaczęła tracić bardzo dużo goli. Gra defensywna zaczęła wyglądać gorzej niż jesienią. W pierwszej części sezonu zespół też nie był w tym elemencie więcej niż poprawny, ale nadrabiał polotem w ofensywie. Gdy trudniejsze stało się zdobywanie bramek, a szyki w tyłach dodatkowo zostały poluzowane, drużyna Dawida Kroczka traciła punkty i dystans do czołówki. W ostatnim czasie także Madejski nie był ostoją „Pasów”. Czarę goryczy przelała porażka ze Śląskiem Wrocław. Gospodarze próbowali strzelić gola na 3:3, a zamiast tego stracili gola z ponad połowy, po dośrodkowaniu bramkarza do rywala.
Bez zastrzeżeń
W poniedziałek Ravas utrzymał Cracovię w grze interwencjami w pierwszym kwadransie. Aspirujący do mistrzostwa lechici zdołali go pokonać dwa razy i wykorzystali wpadki Jagiellonii oraz Rakowa. Słowak przepuścił dwa z dziesięciu celnych strzałów podopiecznych Nielsa Frederiksena. – Podjęliśmy decyzję, że zagra „Ravi”. Mamy dwóch bardzo dobrych bramkarzy, a Henrich ze swoich zadań wywiązał się dobrze. Nie można go winić za utratę bramek, interwencje z pierwszych 15 minut trzymały nas w grze. Jego występ oceniam bardzo dobrze – mówił trener Dawid Kroczek. – Drużyna z Poznania miała obiektywnie więcej szans bramkowych. Czujemy lekki niedosyt, zespół włożył w mecz dużo pracy, było widać dużą zmianę w stosunku do spotkania ze Śląskiem. Zagraliśmy z drużyną, która walczy o mistrzostwo Polski. Jest rozczarowanie, ale nie takie jak po ostatnim spotkaniu. Zespół odpowiednio zareagował, determinacja, wola walki były widoczne. To dobry prognostyk przed kolejnym meczem – szukał pozytywów szkoleniowiec.
Nie do obrony
Na tle ogólnego marazmu, który charakteryzuje „Pasy” od pewnego czasu, w ostatnich spotkaniach nieźle prezentował się Ajdin Hasić. W Poznaniu był jednym z nielicznych w drużynie gości, któremu coś wychodziło. – To był trudny mecz. Wygrał lepszy zespół, trudno przyjąć taką porażkę – komentował Bośniak. Po wyrównującym golu Otara Kakabadze Lech szybko odpowiedział niesamowitym trafieniem Afonso Sousy. – W takich meczach decydują detale. Dostał piłkę w świetnym miejscu, to było nie do obrony. Nawet trzech bramkarzy nie zatrzymałoby tego strzału – uważa Hasić.
Michał Knura