Sport

Ucieczka spod topora

Wygrywając 3:2 w derbach z Podbeskidziem, bielski Rekord wydostał się z „czerwonej strefy”. Trener Dariusz Rucki o posadę może być na razie spokojny.

Tak kilka minut po końcowych gwizdku wyglądała szatnia ludzi szczęśliwych... Fot. Facebook/Rekord Bielsko-Biała

Negatywnym bohaterem niedzielnego meczu był sędzia Leszek Lewandowski z Zabrza. Kibice Podbeskidzia mieli do niego pretensje o to, że na zbyt wiele pozwalał zawodnikom drużyny gości.

Dwumetrowy spalony

O ile z tym stwierdzeniem można się zgodzić, bo w końcówce gracze Rekordu często upadali (najczęściej Daniel Świderski) i przedłużali wznowienia gry, to uczciwie trzeba też wskazać, że pierwszy gol dla Górali nie powinien zostać uznany. Sędzia asystent, podążający za mocno zagraną piłką, którą zdołał odbić jeden z piłkarzy gospodarzy, kompletnie nie kontrolował położenia środkowych obrońców Rekordu oraz Macieja Górskiego. Nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że napastnik znajdował się wyraźnie bliżej bramki Wiktora Żołneczki niż stoperzy. Trener Dariusz Rucki stwierdził nawet, że Górski znajdował się na dwumetrowym spalonym. - Cieszę się, że jestem uczestnikiem takich meczów, bo to zawsze coś fajnego dla Bielska-Białej. Tym bardziej cieszę się, że wygraliśmy i było to zwycięstwo zasłużone - dodawał szkoleniowiec Rekordu. - Oczywiście, możemy sobie „odbijać piłeczkę”, że w końcówce „młody” (Żołneczko - przyp. red.) obronił dwa groźne strzały, ale my też mieliśmy okazję, żeby szybciej zamknąć to spotkanie - mówił Rucki, mając na myśli kontrę Świderskiego, który długim podaniem na wolne pole uruchomił Filipa Sapińskiego. Rozpędzony młodzieżowiec wpadł w pole karne, miał przed sobą tylko bramkarza i sporo czasu, by oddać skuteczny strzał, lecz nieznacznie chybił. Wygrana sprawiła, że Dariusz Rucki na razie pozostanie na ławce drugoligowca. Choć przed derbami nie usłyszał żadnego ultimatum, to w przypadku porażki jego posada byłaby mocno zagrożona.

To bardzo boli

- Nie takiego wyniku oczekiwaliśmy, nie taki rezultat planowaliśmy. Przegraliśmy derby i to na pewno bardzo boli - mówił trener Krzysztof Brede, który przyczyn porażki upatrywał w szybko straconym golu, który dodał wiary gościom i podciął skrzydła Podbeskidziu. Czego zabrakło, by wygrać? - Skuteczności. Stworzyliśmy bardzo dobre sytuacje, których niestety nie wykorzystaliśmy; albo bronił bramkarz, albo nie trafialiśmy. Myślę, że pod względem taktycznym był to bardzo dobry mecz. Wiedzieliśmy kiedy atakować wysoko i kogo atakować, gdzie szukać pomyłek przeciwnika, ale i Rekord wiedział, jak nas wyblokować - mówił Brede i trudno się z jego opinią nie zgodzić.

Bez kontroli

W niedzielnych derbach szczególnie zawiodła prawa flanka Górali, gdzie potężne problemy z upilnowaniem Wojciecha Łaskiego miał Krzysztof Kolanko. Młodzieżowy reprezentant Polski był współwinny utracie gola numer 1 i 3. Drugi stracony gol przez Podbeskidzie obciążył kolei konto Jana Majsterka, który kompletnie nie kontrolował, gdzie za jego plecami znajduje się Świderski, gdy mierzonym dośrodkowaniem na 5. metr popisał się Dariusz Pawłowski. W derbach zawiódł Wojciech Szumilas, który był kompletnie niewidoczny i zszedł po godzinie. W zespole Rekordu na wyróżnienie zasłużyli wspomniani wcześniej Łaski oraz bohater ostatnich minut 16-letni bramkarz Żołneczko, który w kapitalnym stylu obronił w końcówce strzały głową Lucjana Klisiewicza i Marcina Urynowicza.

(gru)