U nas słabo szkoli się bramkarzy!
Rozmowa z Hubertem Kostką, wybitnym polskim golkiperem i trenerem, reprezentantem Polski, mistrzem olimpijskim
Feralny błąd Dawida Kudły, który bardzo źle odbija piłkę głową, w konsekwencji Lechia strzela bramkę, wpływającą na przebieg spotkania. Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus
PKO BP EKSTRAKLASA
Rozmawiamy o polskich bramkarzach w konkretnym kontekście. Ostatnia kolejka ligowe to wyjątkowe klopsy w ich wykonaniu. Takie błędy jak Dawida Kudły w meczu GKS-u z Lechią, czy Filipa Majchrowicza w starciu Radomiaka z Legią. Jak pan ocenia te błędy?
- To trudne pytanie, bo wiele czynników ma wpływ na postawę bramkarza w konkretnym meczu i tylko wiedząc o wszystkim, można tak naprawdę ocenić to sprawiedliwie. Inna sprawa, że widziałem te interwencje, o których pan wspomina, w telewizji i rzeczywiście muszę przyznać: takie błędy nie powinny się zdarzać. Ale - jak to w życiu i w ligowej piłce – zdarzają się i zdarzać będą. Prawda jest taka, że bramkarze mają pod tym względem o tyle trudniej niż gracze z pola, że ich błędy są bardziej spektakularne, o nich się potem dyskutuje, je się ocenia, czasem wyśmiewa. Bramkarze są na świeczniku. Ich poważne błędy częściej mają wpływ na wynik spotkania. To jasne, że przez kibiców jest to częściej dostrzegane.
O jakie przepuszczone gole bramkarze mają do samych siebie największe pretensje?
- O takie, o których wiedzą, że padły jedynie dlatego, że oni popełnili jakiś błąd: podczas interwencji, złym ustawieniem czy w przewidywaniu sytuacji. Niech pan nie wierzy w opinie, że bramkarze nie mają czasem świadomości popełnionego błędu. Oni zawsze wiedzą, kiedy zawalili. Zawsze! Mogę mówić o własnych doświadczeniach: ja też, jak każdy bramkarz, popełniałem błędy i zawsze miałem tego świadomość. Często to były błędy, z których nikt inny nie zdawał sobie sprawy, także dziennikarze, którzy oglądali mecz (śmiech). Najważniejsze jednak, że ja wiedziałem.
Co po tak nieszczęsnym meczu jest dla takiego bramkarza najważniejsze? Odpoczynek, czyli ławka? Pocieszanie? Pan pocieszał bramkarzy, którzy zawalili mecz pańskiego zespołu?
- Na pewno nie dołowałem. Błędy zdarzają się każdemu, choć rzeczywiście taki, jaki popełnił Kudła, to rzadkość i trudno mi sobie wyobrazić, że można zrobić coś takiego na ligowym poziomie... Gdy Górnika prowadził Geza Kalocsay, mając do dyspozycji Jasia Gomolę i mnie, przyjął sprawiedliwą zasadę. Reguły były czytelne: broniło się do pierwszego poważniejszego błędu, potem następowała zmiana. Obaj bardzo się staraliśmy, obaj wiedzieliśmy, że to sprawiedliwe rozwiązanie. Broniłem więcej, bo może byłem bardziej odporny na stres, choć w tym miejscu muszę podkreślić, że Jasiu był znakomitym brakarzem.
Z czego bramkarskie klopsy mogą wynikać?
- To przykra diagnoza, ale nic na to nie poradzę: ogólnie z niedostatecznego u nas szkolenia. U nas zwyczajnie słabo szkoli się bramkarzy, choć oczywiście doceniam fakt, że w każdej drużynie ligowej są od tego specjaliści. Za moich czasów trenerów bramkarzy nie było, choć ja akurat miałem w tym względzie wyjątkowe, ogromne szczęście.
Na czym polegało?
- W 1962 roku, podczas mojego drugiego roku pobytu w Górniku, na Górnym Śląsku pojawił się Gyula Grosics, legenda światowego futbolu. Wicemistrz świata z reprezentacją Węgier z 1954 roku nie przyjechał do nas bynajmniej z powodów futbolowych. Pracował w węgierskiej firmie Haldex, która zajmowała się przerabianiem hałd górniczych i pozyskiwaniem z nich materiałów budowlanych. Firma miała przedstawicielstwo w Zabrzu i Grosics, jako jej pracownik, został tu oddelegowany. Gdy w zabrzańskim klubie się o tym dowiedzieli, zrobili wszystko, żeby Grosics mógł się z nami spotkać i z nami poćwiczyć. Mogę powiedzieć, że to właśnie on wszystkiego mnie nauczył. Spotykaliśmy się regularnie. Tak naprawdę on pokazał mi na czym właściwie polega trening bramkarski. To były intensywne, bardzo wszechstronne zajęcia. Jednak uwielbiałem z nim nie tylko trenować, ale i rozmawiać; dostrzegał każdy niuans, który mógł mieć znacznie dla mojego występu. Dzięki niemu moja świadomość jako bramkarza wzrosła niepomiernie. Na tym polegało moje szczęście. I nie chodzi tu o szczęście podczas meczów, ale o szczęście spotkania właściwego człowieka we właściwym czasie. Ktoś obeznany może pomóc ci wykorzenić złe nawyki, bo one też mogą narobić wiele złego.
No właśnie. Pan też potrafił dostrzec talenty nieoczywiste. Mam na myśli choćby Wiesława Surlita, z którym współpracowaliście w Szombierkach, gdzie w 1980 roku zdobywaliście mistrzostwo Polski. Opowiadał mi jak godzinami wykonywał w Bytomiu ćwiczenia na wzmocnienie chwytu: odbijał piłkę o ścianę, łapiąc ją jedną czy drugą ręką. Ale kiedy na chwilę przestał, pan, uczestnicząc w treningu z piłkarzami z pola nawet się nie odwracał, tylko od razu krzyczał: „Wieeeesiuuu, ćwiiiicz!”.
- Wiesiek był fantastycznym bramkarzem. Mogę powiedzieć, że miał wszystko, że umiał wszystko, prawie wszystko. Zdumiało mnie, że zanim do nas trafił, miał na koncie ledwie kilka ligowych spotkań. Jak można było nie dać mu prawdziwej szansy? Tylko jedno musiał poprawić: właśnie pewność chwytu. Ale po kilku miesiącach wszystko już pod tym względem było należycie. Wiem, że tamte ćwiczenia były nużące, ale opłaciły się. Wiesiek miał potem w ręku imadło! Świetny bramkarz i człowiek. U mnie w Szombierkach przez pięć lat bronił w każdym meczu. Każdym!
Bramkarze nie mogą podczas meczu z założenia liczyć na szczęście, choć wiadomo, że pomaga. Z pewnością jednak ważna jest ich psychika - cierpliwość i spokój.
- To prawda. Zanim zacząłem regularnie grać w reprezentacji, musiałem być cierpliwy. Wiele razy jechałem na mecz i byłem rezerwowym. Bronił Konrad Kornek z Odry: nie powiem, dobry bramkarz. Ale nigdy z tego powodu nie narzekałem, nigdy nie wylewałem żali, nie skarżyłem się. Byłem cierpliwy. Opłaciło się.
Kto jest najlepszym polskim bramkarzem w lidze? Bartosz Mrozek, który otrzymał powołania od Michała Probierza i Jana Urbana? Wszystkie nasze drużyny, które grają w pucharach, mają polskich bramkarzy.
- Nie podejmę się odpowiedzi na pańskie pytanie, bo nie mam szczegółowej wiedzy. Tylko raz, zapytany, wydałem opinię na temat bramkarza. Gdy Wojciech Szczęsny był nastolatkiem stwierdziłem, że o reprezentacyjną bramkę nie musimy się martwić przez najbliższe piętnaście lat. Wtedy akurat trafiłem (Szczęsny bronił w reprezentacji w latach 2009-24 - przyp. aut).
A dzisiejszy pierwszy - Skorupski?
- Broni we Włoszech regularnie, a słaby bramkarz nie mógłby tego dokonać. Niemniej w pierwszym meczu z Finlandią i w grze z Holandią popełnił błędy, które zaważyły na wyniku. Myślę, że selekcjoner, mimo że ma fachowców od bramkarzy, doskonale wie, na kogo stawiać. Nie podobało mi się podejście Kamila Grabary, bez względu na to, co potrafi. Nigdy nie ośmieliłbym się powiedzieć o sobie, że jestem najlepszym bramkarzem.
Gra bramkarza się zmienia?
- Owszem. Jakoś mam poczucie, że dziś mniej gra się na przedpolu. Rzadko dziś bramkarze choćby piąstkują, zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Wydarzeniem czasem jest już interwencja na linii pola bramkowego (śmiech).
Rozmawiał Paweł Czado
Hubert Kostka w towarzyskiej pogawędce z Janem Rudnowem, byłym piłkarzem i trenerem Ruchu. Fot. Marcin Bulanda / PressFocus
KLOPSY SPEKTAKULARNE
W ostatniej kolejce ligowym bramkarzom przytrafiły się dwa spektakularne błędy, które zakończyły się utratą bramki. Najpierw w meczu Lechii z GKS-em Katowice Dawid Kudła wyszedł do dalekiego podania posłanego do gdyńskiego napastnika Dawida Kurminowskiego, jednak źle obliczył dystans. Wyskoczył do piłki, chcąc odbić ją głową, ale ta ostatecznie poleciała do tyłu i Kurminowski bez przeszkód wbił ją do pustej bramki. – Mój błąd ewidentny. Nie ma co tego rozpamiętywać. Biorę tę bramkę na siebie – mówił Kudła. To była gol na 0:1, skończyło się 0:2.
Potem równie spektakularny – i równie kosztowny błąd – popełnił Filip Majchrowicz, bramkarz Radomiaka podczas meczu z Legią. Próbował wybić piłkę poza polem karnym, ale zwyczajnie się… machnął. Piłka przeleciała mu koło nogi, a do pustej bramki wkopnął ją Mileta Rajović. To była trzecia stracona przez Radomiak bramka, po tym błędzie się nie podniósł, przegrał 1:4.
PaCz
