Sport

Tymczasowy wstydek

LIGOWIEC – Piotr Tubacki

Adam Zrelak wlał nadzieje w katowickie serca, ale... nie na długo. Fot. Tomasz Jastrzębowski/Press Focus

Zapowiadało się bardzo dobrze, ale po strzelonym golu GieKSa jakby zapomniała, po co w ogóle przyjechała do Warszawy. Na takie spotkanie, na takim terenie katowiczanie czekali od lat i po niezliczonych perturbacjach oraz bolesnych upadkach w końcu dotarli tam, gdzie zmierzali. Nie ma co ukrywać, że są kluby, które do ekstraklasy pasują bardziej i takie, po których nikt by specjalnie nie zapłakał. GKS należy do tej pierwszej grupy, choć pod względem sportowym ma jeszcze oczywiście mnóstwo do nadgonienia. Jest w środku tabeli, ale to ciągle beniaminek, więc porażka z zespołem, który ma największe możliwości w Polsce i gra w europejskich pucharach nie przynosi mu wiekopomnej hańby (jedynie tymczasowy wstydek). GieKSa to wielki klub z wielką społecznością, z największego (w dzisiejszych czasach) miasta najgęściej zaludnionego regionu. Jeszcze przyjdzie czas na pokonanie Legii, tak jak był czas na zwycięstwo z mistrzem Polski.

Humory dopisały natomiast innemu górnośląskiemu klubowi, który w ligowym – w ujęciu historycznym – hicie pokonał Widzewa. Górnik był stroną niepodważalnie lepszą i odniósł drugie wyjazdowe zwycięstwo w sezonie. Potrzebował tego, bo jak na razie gra poniżej oczekiwań. Ciekawe natomiast były słowa trenera łodzian Daniela Myśliwca, który skarcił swoich piłkarzy, wprost przyznając, że ci beznadziejnie spisywali się na treningach. 38-latek to człowiek spokojny i wyważony, na konferencjach raczej nie jeździ po bandzie. „Jak trenujesz, tak grasz” – powiedział tymczasem. Z zaciekawieniem więc można przyglądać się temu, co będzie się działo w Widzewie w następnych dniach i tygodniach. Taka szczerość, choć ekscytująca dla kibica, trenerowi potrafi przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Myśliwiec przyznał, że jego zespół zatracił swoją tożsamość, ale co to konkretnie oznacza i jak na te słowa zareagują jego zawodnicy? Dla trenera nie ma bowiem nic gorszego niż utrata szatni, a urażone ego boiskowej gwiazdeczki bywa czasem jak mentos wrzucony do butelki z Coca Colą.