Trzy powody do radości
Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz
1. Najważniejszą sprawą jest to, że ekstraklasa w rankingu UEFA awansowała na 15. miejsce. Dlaczego to takie ważne? Bo od rozgrywek 2026/27 da to możliwość wystawienia w rozgrywkach pucharowych nie czterech, a pięciu drużyn, w tym aż dwóch w eliminacjach Ligi Mistrzów. To pierwsza taka chwila w historii naszego futbolu. A jeśli w LM nie wyjdzie, to nie kończy europejskiej przygody, można się zahaczyć, jak Jagiellonia w bieżącej edycji pucharowej rywalizacji. Nie udało się wśród najlepszych, ale jest ćwierćfinał Conference League. Mistrz Polski w III rundzie eliminacji Champions League uległ norweskiemu Bodo/Glimt. I tutaj ciekawostka – spośród drużyn, które grały w decydującej, IV fazie eliminacji LM, a było to 14 ekip, m.in. Galatasaray, Lille, Slavia, Dinamo Zagrzeb, Dynamo Kijów, Red Bull Salzburg, Malmoe, nie ma już nikogo oprócz… Bodo/Glimt (ćwierćfinał Ligi Europy). W ogóle w ćwierćfinałach nie ma przedstawicieli z lig będących w rankingu UEFA zdecydowanie przed nami, z miejsc 6-11, czyli holenderskiej Eredivisie, Liga Portugal, belgijskiej Pro League czy przedstawicieli Czech, Turcji, Grecji.Czy jesteśmy klubową potęgą Europy? Wśród 24 ćwierćfinalistów ze wszystkich trzech rozgrywek pucharowych po dwóch czy więcej przedstawicieli mają tylko ligi top5, czyli Anglia, Hiszpania, Włochy, Niemcy, Francja, a ponadto… Polska. Potęgą nie jesteśmy, choć na papierze wszystko ładnie wygląda. Cieszmy się, ale też pamiętajmy, że jeśli chodzi o kasę, którą polskie kluby otrzymują od Canal+, to sytuuje to ekstraklasę w pierwsze dziesiątce na Starym Kontynencie. Może być – i powinno - jeszcze lepiej. Od lat nie ma nas w elicie, w Champions League. Tam trzeba mierzyć.
2. W zawodowej piłce gra się o kasę. To najważniejsza sprawa dla piłkarzy i właścicieli. Zawodnicy mogą całować klubowy herb, ale przecież wiemy jak jest za rok czy za parę miesięcy - mogą być w innym miejscu. To jednak inny temat. Teraz patrzmy na to, ile kasy można zarobić na dobrym pucharowym graniu. Za sam awans do 1/4 finału Ligi Konferencji to 1,3 mln euro. Dla możnych w europejskim futbolu to może niewiele, ale nie dla drużyn z naszej części Europy. W tym sezonie za grę w pucharach Legia zrobiła 37 mln zł. Jagiellonia niewiele mniej. To praktycznie tyle, ile wynosi roczny budżet Górnika Zabrze (38 mln zł). Opłaca się zatem dobrze grać w europejskich pucharach, opłaca zatrzymywać wyróżniających się graczy. Może z Bartłomiejem Wdowikiem czy Dominikiem Marczukiem „Jaga” mogłaby wyciągać jeszcze więcej? Może nie sprzedawać Afimico Pululu, ale grać w kolejnym sezonie w pucharach z powodzeniem, jak ma to miejsce teraz!
3. Trzeba też zwrócić uwagę na historyczny moment. To ledwie trzeci raz, kiedy na tym etapie rozgrywek mamy duet polskich klubów. Pierwszy raz było tak w marcu 1970 roku, kiedy na europejskich salonach brylował Górnik, finalista Pucharu Europy Zdobywców Pucharów, oraz Legia – półfinalista Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Rok później oba kluby doszły do ćwierćfinałów tych samych rozgrywek. Teraz, po ponad pół wieku, jest trzeci moment. Oby na czwarty nie przyszło nam czekać równie długo! Tego sobie i polskiemu futbolowi życzmy.