Sport

Trzeba z tym żyć

Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado

Błędy w życiu się zdarzają. Nawet bardzo poważne - takie, że trudno je już wymazać. Życie jednak toczy się dalej, bo... musi. Wiedzą o tym choćby w Watykanie, wiedzą o tym w polskiej centrali piłkarskiej.

Jeśli chodzi o stolicę apostolską - dawno temu „poknocili” tam… numerację papieży. Pontyfikat ostatniego papieża o imieniu Jan, dobrze pamiętanego i wspominanego, dwudziestego trzeciego o tym imieniu - miał miejsce na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Jan XXII był z kolei głową kościoła bardzo dawno temu, w latach 1316-1334; Polskę z rozbicia dzielnicowego wyciągał wtedy Władysław Łokietek. Jan XXI rządził przez niecały rok w latach 70. XIII wieku, kiedy na stolcu krakowskim zasiadał Bolesław Wstydliwy, a Jan XIX obejmował pontyfikat niedługo przed koronacją Bolesława Chrobrego. Watykańscy rachmistrze popełnili jednak między XI a XIII wiekiem zdumiewający, kompromitujący błąd – otóż… gdzieś zaginął Jan XX. To znaczy – nigdy go nie było. Po Janie XIX, był od razu XXI! I co? Nic: życie toczy się dalej, bo musi się toczyć. Trzeba z tym żyć.

Sędziowie piłkarscy nie mają oczywiście dylematów tego rodzaju, za to problemem są inne. Oni decydują o wynikach meczów, co kiedyś było jedynie... wynikami meczów, ale dziś stoi za tym los wielu ludzi. Czasy gdy arbitrów można było kupić minęły – mamy nadzieję – bezpowrotnie. Dziś są to jedynie decyzje nieudane (te mniej szokujące) lub... nieudaczne (te bardziej). Przykładem ostatni weekend w wykonaniu warszawskiego sędziego – Pawła Raczkowskiego (więcej o tym na s. 6). Najpierw w meczu 1. ligi w Gdyni nie podyktował rzutu karnego dla Wisły za zagranie ręką. Potem jako arbiter VAR siedział przed monitorem w spotkaniu Puszczy Niepołomice z Motorem i sędzia główny po zagraniu ręką piłkarza gości wskazał już na wapno, ale Raczkowski wezwał go przed monitor; ostatecznie werdykt został zmieniony. To wyjątkowo kontrowersyjna decyzja, którą potem skrytykował nawet w Canal+ były arbiter Adam Lyczmański.

Sędziowie z jednej strony uprawiają fajny zawód, z drugiej mogą przejść do ludzkiej pamięci w sposób, który by nie chcieli. Z czego zapamiętam arbitra Raczkowskiego?

Kwiecień 2023 – zostaje odsunięty od prowadzenia spotkań Lecha Poznań. Powodem decyzje w trakcie meczu z Pogonią Szczecin (2:2). Dopiero interwencje VAR zmieniają złe decyzje, np. podyktowanie rzutu wolnego zamiast karnego dla Lecha. Nie pokazuje też ewidentnej drugiej żółtej kartki, a w konsekwencji czerwonej - ówczesnemu obrońcy Pogoni - Konstantinosowi Triantafyllopoulosowi. Zaraz potem Raczkowski ma sędziować mecz w lidze greckiej między AEK-em Ateny a Arisem Saloniki. Zdaniem greckich mediów ma jednak z kolegami nadużywać alkoholu w lecącym do Hellady samolocie i zachowywać się agresywnie w stosunku do innych pasażerów. Raczkowski kategorycznie zaprzecza, twierdzi, że to on został zaatakowany i opluty. Zgłasza się na policję, gdzie zostaje przebadany alkomatem, w wydychanym powietrzu nie stwierdza się alkoholu. Meczu jednak nie prowadzi, renoma polskich arbitrów w Grecji nie wzrasta.

Listopad 2024 – Raczkowski znów sędziuje mecze Lecha. W zgodnej opinii sędziowskich ekspertów niesłusznie karze czerwoną kartką Michała Gurgula z Lecha Poznań. Poznaniacy, grając w osłabieniu, przegrywają w Krakowie z Puszczą Niepołomice 0:2. W tym samym miesiącu Raczkowski prowadzi derby Śląska, czyli mecz Górnik - Piast. Najpierw nie pokazuje jakiejkolwiek kartki Lukasowi Podolskiemu za brutalny faul na Damianie Kądziorze, a potem - jakiejkolwiek kartki… Lukasowi Podolskiemu za staranowanie Jakuba Czerwińskiego. Zdaniem niektórych należały się wręcz dwie czerwone. Gwieździe Górnika Raczkowski pokazuje jednak jedynie żółtą za… dyskusje. Wcześniejsze występy Raczkowskiego już zapomniałem. Może i dobrze...

Jakie wnioski? Cóż, nie ma przecież przymusu być sędzią. Można w życiu robić inne rzeczy: być stolarzem, technikiem dentystycznym albo pilotem boeinga. Nie wiem jednak, czy chciałbym lecieć samolotem pilotowanym przez Pawła Raczkowskiego. Czy chciałby Jan XX – też nie wiem. To już jednak zupełnie inna historia.