Trudna sztuka handlu klubami
BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk
Popatrzmy... Ledwo dyszy Pogoń Szczecin, której długi w dotychczasowym układzie własnościowym tylko rosną, w związku z czym zawodnicy skwapliwie stamtąd odchodzą, niektórzy za darmo. Kontrahent z Kanady, o którym do niedawna mówiło się w kategoriach pewniaka, nagle się wycofał. W Górniku Zabrze aż takiego dramatu się nie wyczuwa. Wyczuwa się natomiast, że miasto już-natychmiast chciałoby sobie zrzucić klub z pleców i w ten sposób poczuć finansową ulgę. Może zresztą nie tylko finansową. Kolejna zmiana własnościowa dokonała się właśnie w Kielcach, gdzie miasto po raz kolejny – bywało już tak w przeszłości – pozbyło się Korony na rzecz podmiotu prywatnego. Czy bardziej wiarygodnego niż te, które pojawiały się tam w przeszłości, czas pokaże. Faktem jest, że nowy właściciel ze sportem ma wiele wspólnego. No ale czy jest klasycznym dobrodziejem, który oprócz wyników nie będzie żądał niczego więcej? Dość wspomnieć o doświadczeniach Arki Gdynia, która swego czasu była we władaniu rodziny Kołakowskich (ojciec Jarosław, syn Michał) też związanej bardzo mocno z piłkarskim managementem, ale najwyraźniej i jej nie wyszło. A co stanie się z Lechią Gdańsk, której ponownie zagrożono utratą licencji na grę w ekstraklasie?
Na okoliczność tych wszystkich ruchów (rozpaczliwych?) nie sposób nie wspomnieć o tym, jak dziwne instytucje i jak różne indywidua pojawiają się w charakterze potencjalnych (domniemanych) kupców. Bodaj najsłynniejszym (i najśmieszniejszym) był facet z Kambodży, Vanna Ly, który już-już miał przelać na konta Wisły 12 mln zł i już-już miał się stać właścicielem, ale nagle zniknął. Złośliwcy powiadają, że zagubił się na którejś z tras tanich linii lotniczych.
Wszystko to wskazuje, jak bardzo ludzie w polskich klubach oczekują choć namiastki normalności i stabilizacji, a przede wszystkim jak bardzo są złaknieni stałego dopływu gotówki, bo w gruncie rzeczy do tego się to wszystko sprowadza. I oczywiście nie dotyczy to wyłącznie klubów ekstraklasy; dość wspomnieć chociażby doświadczenia Zagłębia Sosnowiec, które – po rozmaitych meandrach – jak spoczywało na barkach miasta, tak spoczywa nadal.
Już od dawna toczą się dyskusje, dlaczego polski kapitał prywatny – ten poważny – tak niechętnie inwestuje w futbol (choć są wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę). Są na to co najmniej dwie odpowiedzi.
Po pierwsze, ta zabawa kosztuje i doprawdy trzeba być potentatem, żeby bawić się w to przez długie lata i (przynajmniej) oczekiwać zwrotu poniesionych nakładów. Bogusław Cupiał bardzo długo dosypywał do Wisły Kraków, ale ostatecznie nagrody, czyli występów w Lidze Mistrzów, się nie doczekał. Janusz Filipiak bardzo dużo zainwestował w Cracovię i – za życia – także nie zaznał pełni satysfakcji. Zbigniew Drzymała uczynił mocarza z Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wlkp., a skończyło się tym, że unurzano go w aferze korupcyjnej. Dziś rej wśród właścicieli klubów wodzi Zbigniew Jakubas z Motoru Lublin. Jak długo wytrzyma?
Po drugie, nie dość, że ponosi się koszty materialne utrzymywania klubów, to jeszcze są tego szeroko rozumiane koszty psychiczne. Prędzej czy później staje się przed plutonem egzekucyjnym kibolstwa, które w imię tego, że „klub to nie wy, tylko my” domaga się rozmaitych danin, a najlepiej partycypowania we wpływach, na przykład poprzez prowadzenie cateringu. A jeśli sprawy nie idą po myśli kibolstwa, na porządku dziennym są obraźliwe i – często – zawierające groźby bannery. Każdy zdroworozsądkowy człowiek trzy razy się zastanowi, czy warto taką cenę płacić...
Taki właśnie mamy klimat, więc droga do normalności będzie jeszcze długa i nie wiadomo, czy w dającej się przewidzieć perspektywie uda się polskiej piłce ją przejść.
PS. 1. Kibice w Kielcach protestują przeciwko utajnieniu części nazwisk strony nabywającej Koronę.
PS. 2. Kibice Lechii Gdańsk są przeciwko aktualnemu właścicielowi klubu, Paolo Urferowi i jego zarządzaniu. Podczas meczu 18. kolejki PKO Ekstraklasy z trybun poleciało wiele niecenzuralnych słów.
PS. 3. Wojciech Kwiecień, właściciel Wieczystej Kraków, bardzo skrupulatnie pilnuje, by (prawie) nikt nie wiedział, jak wygląda. Czy trzeba się pytać dlaczego?