Trio do fotela
Sztuczna inteligencja już wie, kto powinien zostać nowym prezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Tymczasem delegaci będą musieli wybrać jednego z trzech dobrze znanych kandydatów.
Sielanki nie będzie
W szranki pojedynku o fotel prezesa po odchodzącym Henryku Szczepańskim staje trio bardzo znanych postaci handballowego środowiska: Sławomir Szmal, Bogdan Wenta i Damian Drobik. Kampania przebiegała w miarę spokojnie, a na pewno o wiele ciszej niż w kolarstwie czy koszykówce. Może z tego względu, że najlepszy w historii bramkarz ogłosił chęć kandydowania dużo wcześniej niż konkurencja...
Niemniej w piłce ręcznej nie było i nie jest tak sielankowo, jakby się mogło wydawać. Szmal zdradził, że na ostatniej prostej nie brakuje tzw. „brudnej polityki”. - Słyszę różne opinie na mój temat, które nie są prawdziwe i się z nimi nie zgadzam. To jest brudna polityka, której nie lubię. Jestem osobą, która zawsze szła z otwartą przyłbicą. Nie boję się trudnych tematów. Na wszystkie pytania staram się odpowiedzieć. Nie lubię oszczerstw i szkalowania - tłumaczy popularny „Kasa”. W czym rzecz? Skupmy się tylko na dwóch wątkach. Po pierwsze Szmal został zdradzony przez Bogdana Wentę, swego trenera, z którym razem święcili największe sukcesy polskiego handballu w XXI wieku. To o medalistach mistrzostw świata mówiło się zawsze jako o „Orłach Wenty”. Były selekcjoner Biało-czerwonych najpierw zadeklarował pełne poparcie dla swego podopiecznego, a później się wycofał z zapewnienia i nie informując oficjalnie o swoich zamiarach, rozpoczął przygotowania do wyborów, a nawet z tylnego siedzenia po cichu prowadził swoją kampanię. - Nie spodziewałem się tego - przyznawał na naszych łamach Szmal, który pełni funkcję wiceprezesa ZPRP ds. szkolenia. - Rozmawialiśmy z Bogdanem o wyborach i wtedy usłyszałem zapewnienie, że mam jego wsparcie, więc wiadomość, że jest jednym z kandydatów była dla mnie dużym zaskoczeniem. Ale to jest decyzja Bogdana. Nie chciałbym się na ten temat dłużej rozwodzić. Drugim „kłopotem” Szmala jest zarzut, że jest człowiekiem Prawa i Sprawiedliwości, że wspierał tę partię, utożsamiając się z poprzednią władzą. Jeszcze niedawno był obecny na kongresie programowym PiS-u, podczas gdy Wenta to były europoseł, wybrany z list Platformy Obywatelskiej. Z naszej wiedzy, to bardzo poważny problem w podzielonym politycznie - jak zresztą cała Polska - środowisku piłki ręcznej, choć Szmal tłumaczy swoje „zbratanie się” z PiS-em, czy bliskie kontakty z byłym ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem, że z kim miał się wcześniej kontaktować jako wiceprezes ZPRP, a jego bliskie spotkania z poprzednią władzą nie miały żadnych innych podtekstów niż działalność dla dobra piłki ręcznej i dobre pełnienie funkcji w krajowej federacji.
Wenta się tłumaczy
Wywołany do tablicy Bogdan Wenta dopiero po oficjalnym ogłoszeniu swej kandydatury udzielił wywiadu TVP Sport, w który wyznał, co skłoniło go do kandydowania. - To było po konferencji, na której Sławek ogłosił, że zamierza kandydować - wyjaśniał. - Bardzo mocno rozgrzał się wówczas mój telefon. Podchodziłem do tych rozmów z dystansem, wiele z nich było bardzo emocjonalnych, takich na gorąco. Nie chciałem komentować, zabierać głosu. To byłoby nie w moim stylu. Natomiast byłem zaskoczony, że tych telefonów i głosów z różnych stron było tak wiele. Miałem poczucie, że ludzie we mnie wierzą, że patrzą na mnie jak na człowieka z trochę innej bajki - zakończył, a ta enigmatyczna konstrukcja myślowa wzbudziła w środowisku sporo kontrowersji.
Murem za „Kasą”
Koledzy z boiska, z którymi Szmal zdobywał medale mistrzostw świata, stanęli murem za Sławkie, stwierdzając, że od tego momentu nie ma już „Orłów Wenty”, że ostały się tylko „Orły”. Słów poparcia dla Szmala i jednocześnie oburzenia na postawę byłego trenera - także na naszych łamach - nie kryli Grzegorz Tkaczyk, Artur Siódmiak, Piotr Chrapkowski, Bartłomiej Jaszka, jednak najostrzej „pojechał” z „Wentylem” Karol Bielecki. - Bogdan Wenta miał swój czas w latach 2006-12, gdy był trenerem reprezentacji. Wtedy mógł zachęcić działaczy do zmian, przyczynić się do rozwoju tego sportu, także wśród najmłodszych. Nic w tym kierunku nie zrobił. Nie wykorzystał też szansy jako trener Vive, prezydent Kielc, czy później już jako polityk. W żadnej z tych ról nie zrobił niczego dobrego dla naszej dyscypliny. Dzisiaj reprezentuje tych, którzy nie chcą zmian. Dlatego nie wierzę w jego zapewniania. Poza tym w ostatnich tygodniach nie usłyszałem choćby jednego konkretu, propozycji zmiany. Zamiast tego ciągle wypowiada jakieś niedomówienia i rzeczy, które nie kleją się w całość - mówił dla Wirtualnej Polski chorąży polskiej reprezentacji na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro i „oświeca” rzekomą sympatię Szmala do PiS-u. - Niestety, w Polsce mamy takie realia, że jeśli chcemy coś zbudować w sporcie, musimy rozmawiać z politykami. Przez ostatnich 8 lat nie dało się nic załatwić, jeśli nie miało się kontaktów z politykami partii rządzącej. Nie widzę powodu, dlaczego to miałoby kogoś dyskwalifikować. My też po sukcesach gościliśmy choćby u prezydenta Lecha Kaczyńskiego... To jest zupełnie niepotrzebne, bo mieliśmy już jednego bardzo dobrego kandydata, a zmiana mogła przebiegać spokojniej. Tymczasem kij został wepchnięty w mrowisko.
Identyczne programy
W doborowym towarzystwie wyścigu do fotela prezesa dość niespodziewanym, a na pewno najmniej znanym aspirantem, jest Damian Drobik. - Kiedy ogłaszałem swoją kandydaturę, było to zaskoczenie dla części naszej handballowej rodziny. Zdecydowałem się ubiegać o stanowisko prezesa zainspirowany rozmowami z ludźmi, delegatami, którzy mnie znają, wiedzą co sobą reprezentuję, jaki mam bagaż wiedzy i doświadczeń, i którzy niekoniecznie podzielają wizje przyszłości naszej dyscypliny prezentowane przez innych kandydatów - wyjaśnia 49-krotny reprezentant Polski w latach 1996-2003, a aktualnie dyrektor sportowy ZPRP.
To jednak nie będzie bitwa na programy, bo te u wszystkich trzech pretendentów są bardzo podobne, by nie rzec identyczne. Wszyscy chcą rozwoju dyscypliny „od przedszkola do seniora”, poprawy jakości szkolenia klubowego, kadr wojewódzkich, także transparentności związku, profesjonalizacji zawodu sędziego, czy sukcesów obu reprezentacji. Obiecują większe poparcie dla kobiet na każdej płaszczyźnie swych działań, a piłka ręczna ich zdaniem powinna stać się halowym sportem zespołowym nr 1 w Polsce. Każdy z kandydatów zapewnia też, że ma duże wsparcie środowiska, a decyzja o starcie w wyborach została poprzedzona wieloma spotkaniami i konsultacjami. Wszyscy zgodnie przyznają, że agitując przejechali tysiące kilometrów. Wszyscy z dystansem podchodzą do ewentualnej porażki, na zasadzie „świat się nie zawali”, ale Bogdan Wenta podkreśla, że przecież sam się nie wybierze. - Nie krzyczę - Wenta wraca, głosujcie na mnie, bo chcę być prezesem” - zaznacza.
Walka do końca
Natomiast Szmal zapowiada, że będzie walczył do samego końca, tak jak na boisku. - Bardzo trzeźwo podchodzę do wyborów. Przez ostatni rok dużo pojeździłem, spotykałem się z ludźmi. Czuję duże wsparcie, jeśli chodzi o zawodników, kibiców i środowisko trenerów. W sporcie zawsze uważałem, że trzeba walczyć do końca. Tutaj idę w tę samą stronę - deklaruje, ale jednocześnie zapowiada, że jeśli przegra, zrezygnuje z pracy w związku. - Zrezygnuję. Ostatnie trzy lata były dla mnie okresem bardzo ciężkiej pracy. Tych zadań było dosyć sporo i dużo czasu poświęciłem, żeby przygotować się do tych wyborów. Gdybym został prezesem, to całą koncentrację musiałbym poświęcić na ZPRP i rozwój naszej dyscypliny - podkreśla „Kasa”.
Czy jest zatem możliwy scenariusz, w którym jeden z kandydatów wygrywa, a drugi go potem zatrudnia? Żaden nie wykluczył możliwości kompromisu, ale też nikt nie rzucił takiej deklaracji. Za to sztuczna inteligencja i jej algorytm - zapytane o najlepszego kandydata na prezesa federacji piłki ręcznej w Polsce - wskazały, że najbardziej aktywnym kandydatem jest Sławomir Szmal, Bogdan Wenta jest lepszy merytorycznie, ale to Damian Drobik wypada w badaniach najlepiej.
Zbigniew Cieńciała