Tortu nie ma, ale są wisienki
WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok
Wytrzymał dobrych kilka miesięcy, a może i dłużej, a to już nie przelewki, wiem, że nawet w skrytości wtedy meczów nie oglądał, bo byłem z nim w stałym kontakcie telefonicznym - może się męczył, ale trwał w postanowieniu, widać uznał, że męka uczestnictwa i tak byłaby silniejsza od męki oddzielenia. Tej wiosny miałem podobny stan, bo Ruch zawalił wiosnę w sposób bezprzykładny. Bojkot jest jeszcze jakimś gestem rozpaczy człowieka zaangażowanego miłośnie, lecz okrutnie zdradzonego, Pilchu go ogłosił po ledwie trzech porażkach Pasów.
Mnie dotknęło coś gorszego – po fazach rozczarowania i buntu przyszło zobojętnienie. Po prostu przestałem oglądać, przejmować się, skoro ani nie spadną ani nie awansują, pies im mordę lizał, co ja sobie będę psuł nastroje wieczorami. Trener, który ożywił drużynę jesienią i rozbudził nadzieje na awans stracił kontrolę nad zawodnikami, wynikami i stylem gry, Niebiescy rozdawali punkty jak Mentzen kiełbasę wyborczą. Nie dało się na to patrzeć, zęby starłem na proch od zgrzytania, sąsiedzi wzywali policję, słysząc moje zwierzęce wrzaski w porze meczów, miałem dość, jak wszyscy w Chorzowie. A kiedy już przestałem zaznaczać w kajeciku pory meczowe, gdy tylko Ruch upewnił się, że sięgnął dna, przegrywając u siebie z czerwoną latarnią i tracąc ostatecznie szanse na awans do strefy barażowej (prawdopodobieństwo nadal istnieje, ale jest podobne do groźby zderzenia Ziemi z asteroidą), nagle zaczął strzelać i wygrywać. Przepadł mi mecz z Kotwicą, przepadła pierwsza połowa ze Stalą Rzeszów, ale tuż przed przerwą zdążyłem się załapać na wolnego a la Declan Rice. Miłosz Kozak zdjął pajęczynę z okna. Potem Daniel Szczepan wszedł na ostatni kwadransik i już w pierwszym kontakcie z piłką załadował następnego gola miesiąca, też w okienko. A potem dodał gola w stylu Tomasza Frankowskiego - przepchał obrońcę i podcinką trafił nad bramkarzem.
Przez miesiąc w pięciu meczach Ruchowi nie udało się nawet zdobyć gola, a teraz w dwóch spotkaniach Niebiescy trafili siedem razy. Jasne, że wiem: nawet jeśli Ruch wygra wszystko do końca, sezon idzie na zmarnowanie, trener nie wywiązał się z obietnic i jego pozycja nie może być stabilna. Ale jeśli zarząd Ruchu pobił tej wiosny wszelkie rekordy cierpliwości, nie zwalniając szkoleniowca, kiedy drużyna zdjęta nagłym paraliżem grała na poziomie a-klasowym, może pozwoli mu pracować dalej także po zakończeniu rozgrywek. W Katowicach Rafał Górak przegrał cztery sezony (a właściwie cztery i pół, bo po jesieni 2023 nikomu w GieKSie nie śnił się awans), żeby móc zacząć wygrywać – teraz jest coachem co najmniej solidnej ekstraklasowej ekipy. Dawid Szulczek przeżył w Chorzowie spore turbulencje, ale kibice wciąż są skłonni raczej pomstować na piłkarzy niż na trenera. Z całą pewnością nic gorszego niż bieżąca wiosna Szulczka w Ruchu już nie spotka – zawodnicy od lutego do drugiej połowy kwietnia wykazali się rekordowo wysokim ilorazem indolencji, drugiej takiej serii przetrwać nie sposób.
Aktywnie kibicuję Ruchowi od czterdziestu trzech lat, pamiętam już całkiem sporą galerię trenerów, od fantastycznych majstrów w swoim fachu, którzy przez wiele sezonów przysparzali Niebieskim sukcesów i radości (Jerzy Wyrobek, Waldemar Fornalik), ale też pamiętam takich, którzy wedle mojej intuicji minęli się z powołaniem (wśród niech niestety trójka graczy z mistrzowskiego składu 89’: Gucio Warzycha, Dariusz Fornalak i Albin Wira). Pamiętam też koszmarne serie Niebieskich bez gola i zwycięstwa z ostatnich sezonów w ekstraklasie przed historycznym spadkiem – drużyna, która spadała z ligi w 1987 roku była nazywana trupem ekstraklasy, a potem we właściwie tym samym składzie awansowała po to, by zdobyć tytuł mistrzowski. Gole zdobyte w ostatnich meczach, zwłaszcza zaś te z ostatniej potyczki wynagradzają paździerzowe tygodnie i boiskowe męczarnie. Tortu nie ma, ale są wisienki. Wedle stołecznych tradycji za uporczywie kiepską postawę piłkarzom urządza się wychowawcze pogadanki na klubowym parkingu i wymierza profilaktyczne plaskacze. Na szczęście kibice Ruchu tej tradycji nie hołdują. Piłkarze zaczęli trafiać do siatki i jedenastki kolejki bez… bicia.