Sport

To nie będzie zwykły beniaminek!

Unia Leszno awansowała do PGE Ekstraligi w świetnym stylu i już teraz spędza sen z powiek przyszłorocznym rywalom.

Po rocznej banicji Unia Leszno powróciła do ekstraligi. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus

UNIA LESZNO

Najbardziej utytułowany polski klub (18 tytułów mistrza Polski) zgodnie z przypuszczeniami po roku powrócił do ekstraligi. Nawet Polonia Bydgoszcz, z którą się zmierzyli, była jedynie tłem dla ekipy z bykiem na plastronie, nie mówiąc o reszcie rywali w Metalkas 2. Ekstralidze. - Już po spadku mówiło się, że to tylko na rok i miało to podparcie w składzie, jaki zbudowano w Lesznie. W zasadzie ten skład już walczył w ekstralidze i tylko przez splot nieszczęśliwych zdarzeń spowodowanych kontuzjami sprawił, że ta drużyna spadła. W tym sezonie wszystko ułożyło się już bardzo dobrze. Pełen stadion w niedzielę (finał oglądało około 20 tysięcy ludzi - dop. red.) nie był zaskoczeniem, bo ludzie przyszli się cieszyć z awansu. W Lesznie jednak kibice są wierni, chodzą zawsze czy jest źle, czy dobrze - mówi Jan Krzystyniak.

Zmieniać skład?

Teraz priorytetem będzie budowa drużyny na sezon 2026. Choć Unia, nawet jeśli nie zmieniałaby składu, nie będzie wcale skazana na pożarcie, jak to zwykle ma miejsce w przypadku beniaminków. Głośno mówi się o jednak o jednym, a nawet dwóch solidnych wzmocnieniach, którzy mieliby zastąpić Joshuę Pickeringa. - Ten zespół już teraz jest naprawdę mocny. Dodatkowo jeśli jeden ma słabszy dzień, to inny akurat jedzie dzień konia. Toczy się gorąca dyskusja, czy powinno się coś zamieszać w tej drużynie. Jeśli Unia od razu chciałaby walczyć o medale, to wzmocnienie pod jednym numerem wydaje się konieczne. Musiałby to jednak być zawodnik z absolutnej czołówki, który gwarantuje powyżej 10 punktów w każdym meczu, zmiana dla samej zmiany nie ma żadnego sensu. Mówi się o Piotrku Pawlickim, ale nic nie jest jeszcze pewne w tej sprawie - ocenia nasz rozmówca.

Prawdziwą siłą Unii są młodzi, perspektywiczni zawodnicy, którym gdzie indziej nie dano szansy. O tym, że w Lesznie jak nigdzie indziej potrafią wyszukać, a potem oszlifować żużlowe diamenty, obserwatorzy dyscypliny wiedzą od dawna. Najnowsze przykłady? Ben Cook, czyli człowiek znikąd zakontraktowany w poprzednim sezonie niemal jako akt desperacji i próba łatania składu "kim się da" po kolejnej kontuzji podstawowego zawodnika. Australijczyk nie tylko przebojem wdarł się do ekstraligi, ale zaprezentował się w niej na tyle dobrze, że przyszłym roku fani Byków mogą z nim wiązać spore nadzieje.

Rośnie gwiazda

Leszczynianie będą mieć prawdopodobnie najsilniej obsadzone miejsce dla zawodnika do 24. roku życia. Zajmuje je i dalej będzie zajmował Nazar Parnicki, który jest głównym objawieniem tego sezonu. Ukrainiec, który przybył do Polski po rosyjskiej napaści na Ukrainę, w październiku skończy dopiero 18 lat, a w piątek w Vojens świętował tytuł mistrza świata juniorów! - Zrobił wielką robotę i udowodnił, że powinien być jednym z pierwszoplanowych zawodników w ekstralidze. Mówi się, że zawodnicy ze Wschodu są twardzi, nieugięci i potrafią jechać w każdych warunkach. Nie są to ślizgacze, którzy jadą tylko na wygłaskanych torach. Najlepiej pokazał to w deszczowej Danii. Zawodnik uniwersalny, który radzi sobie w każdych warunkach, a tylko tacy mogą do czegoś dojść. On prawdopodobnie ma przed sobą 20 lat jazdy na wysokim poziomie. Będzie to duże nazwisko w światowym żużlu - prognozuje Krzystyniak.

Mariusz Rajek