Sport

To już nie jest lunapark

Wielki Real stał się w tym sezonie chłopcem do bicia. „Przestali mieszkać w wesołym miasteczku” - pisze hiszpańska Marca.

Trener Chus Mateo często w tym sezonie musi brać przerwy.

REAL MADRYT

Dokładnie przed rokiem „Królewscy” wymieniani byli jako pierwszy europejski kandydat do ewentualnej gry w NBA. Drużyna ze stolicy Hiszpanii była wtedy maszyną do wygrywania, nikt nie potrafił znaleźć sposobu na jej pokonanie. Niesamowity start w Eurolidze – 10 wygranych z rzędu! Podobnie wielki początek w lidze hiszpańskiej, gdzie Real był na czele tabeli z bilansem 9-0! Co ciekawe, w październiku odwiedzili Madryt zawodowcy z NBA i też dostali łupnia! Gospodarze pokonali wtedy Dallas Mavericks 127:123. W 2023 roku Real rozegrał rekordowe w historii klubu 92 mecze. Ustanowił też rekord zwycięstw – 74 wygrane (ponad 80 procent).

W tamtym okresie ekipa z Madrytu sięgnęła po dwa wielkie trofea – mistrzostwo Euroligi oraz Superpuchar. W 2024 roku Real został mistrzem ligi hiszpańskiej, grał też w Final Four Euroligi. Trener Chus Mateo został uznany za najlepszego szkoleniowca roku w Eurolidze, otrzymał statuetkę imienia Aleksandra Gomelskiego.

Zaplątany słoń

Wszystko wyglądało bardzo obiecująco, ale tej jesieni królewska układanka się posypała. U progu sezonu Real w finale Superpucharu Hiszpanii zmierzył się z Unicają. I niespodziewanie wygrała drużyna z Malagi, która przerwała serię sześciu kolejnych sukcesów Los Blancos w tych rozgrywkach. Potem było już tylko gorzej. Na początek sezonu ligowego sensacyjna porażka z beniaminkiem Leyma Coruna, zaraz potem kolejna wyjazdowa wpadka w Bilbao. A w Eurolidze prawdziwy koszmar – najpierw porażki w Monachium, baskijskiej Vitorii, Pireusie, Belgradzie i Mediolanie! Co wyjazd, to porażka. Potem doszły jeszcze wielkie kłopoty we własnej hali – przegrane z dwoma klubami ze Stambułu, Efezem i Fenerbahce, wreszcie łomot od litewskiego Żalgirisu!

„Madryt zaplątał się jak słoń, powolny, bez pomysłów, bez tej iskry, która przemieniła Pałac Sportu w miejsce, w którym wszystko mogło się wydarzyć. Nie ma już magii. Biali to grupa na kanapie, która nawet nie reaguje na flagi: dwie kolejne trójki Litwinów sprawiły, że rzucili ręcznik. Kolejna noc do zapomnienia” - pisał po meczu z Żalgirisem rozgoryczony dziennikarz „El Mundo”.

Kilka tygodni temu po fatalnych porażkach we własnej hali z Fenerbahce i Żalgirisem Real wypadł z Top 10 i od tego czasu nie może do niej wrócić.

Ekipa z NBA

Czołowi zawodnicy Realu to gracze z przeszłością w NBA. 32-letni Argentyńczyk Facundo „Facu” Campazzo Avedano ma w kolekcji tytuł wicemistrza świata i dwa mistrzostwa Euroligi. Doświadczony rozgrywający grał w Realu jeszcze w okresie 2014-20, potem próbował swoich sił w NBA – był w Denver i Dallas – i wreszcie wrócił do Madrytu w minionym roku i od razu stał się kluczową postacią zespołu. Walter Samuel „Edy” Tavares da Veiga to gracz z Wysp Zielonego Przylądka, bez niego trudno obecnie wyobrazić sobie Real. Gra w stołecznej drużynie od 2017 roku, wcześniej występował m.in. w Atlanta Hawks czy Cleveland Cavaliers. Ma w kolekcji tytuły MVP finałów ligi ACB, MVP Superpucharu czy najlepszego obrońcy Euroligi.

Bośniak Dzanan Musa (rzucający obrońca / niski skrzydłowy) to także ciekawy i wciąż przyszłościowy gracz. Swego czasu zadebiutował w Eurolidze jako jeden z najmłodszych zawodników w historii, miał 16 lat i 160 dni.

28-letni Chorwat Mario Hezonja od ponad dwóch lat gra w Madrycie. Jeszcze w 2015 roku Orlando Magic wybrali go z piątym numerem w drafcie. Grał nie tylko na Florydzie, ale także w New York Knicks. W 2011 roku Hezonja był MVP Mistrzostw Europy do lat 16, po tym, jak w finale poprowadził swój zespół do złota, a sam zaliczył double double – 21 punktów, 10 zbiórek i 3 przechwyty.

Zmęczenie liderów?

Jakie zatem są powody wielkiego kryzysu? Hiszpańskie media twierdzą, że doświadczeni gracze mogą nie wytrzymywać ogromnego natężenia spotkań. Drużyny, które występują w Eurolidze, poza spotkaniami w ligach krajowych grają dodatkowo jeden, a niekiedy dwa mecze (wtorek i czwartek) na parkietach europejskich.

Wydaje się, że jeszcze ważniejsze były odejścia latem klubowych legend – Rudy'ego Fernandeza oraz Sergio Rodrigueza, a także Vincenta Poiriera. Dwaj pierwsi zakończyli kariery, trzeci trafił do Stambułu. Nie udało się ich zastąpić, zakontraktowani latem zawodnicy zawodzą. „Po Realu Madryt, który przez ponad dekadę rok w rok walczył o tron Euroligi, nie ma już śladu. W ciągu jednego lata spadek jakości jest ogromny. Los Blancos przestali mieszkać w wesołym miasteczku i stali się niezdolni do ucieczki przed ligowym terrorem” – w mocnych słowach pisała „Marca”.

Sposób na poprawę sytuacji? Szykowane są zmiany personalne. Jest bardzo prawdopodobne, że Real rozstanie się ze sprowadzonym z rosyjskiego Jeniseja latem Kanadyjczykiem Xavierem Rathanem-Mayesem, w zamian madrytczycy na celownik wzięli Theo Maledona, gracza LDLC ASVEL Villeurbanne.

Za zmęczeniem idzie nerwowość. Czołowi gracze nie wytrzymują presji, nie radzą sobie z kolejnymi porażkami. Facundo Campazzo został wyrzucony z boiska w meczu z Bayernem, a potem jeszcze otrzymał 5000 euro kary oraz zawieszenie na jedno spotkanie. Także Hezonja został usunięty z boiska. W meczu z Żalgirisem sędziowie po dwóch przewinieniach technicznych na trybuny wyprosili również trenera Mateo.

Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Real w dwóch kolejnych spotkaniach pokonał w Eurolidze francuski Paris Basketball, a zaraz potem liderujące w tabeli Monaco. Wracają lepsze czasy? Być może. Ale w lidze dla otrzeźwienia „Królewscy” właśnie ulegli Walencji...

(bb)