Taki jak Grbić?
REMANENT - Jerzy Chromik
Dziś trochę przerobiony fragment wiersza Fredry. Aleksandra Fredry...
„Sebek i Czarek w jednym stali domu, Sebek na górze, a Czarek na dole; Sebek spokojny, nie wadził nikomu, Czarek najdziksze wymyślał swawole.
Ciągle polował po swoim pokoju: To pies, to zając – między stoły, stołki. Gonił, uciekał, wywracał koziołki. Strzelał i trąbił, i krzyczał do znoju.
Znosił to Sebek, nareszcie nie może; schodzi do Czarka i prosi w pokorze: – Zmiłuj się waćpan, poluj ciszej nieco, bo mi na górze szyby z okien lecą!”.
Co ma wspólnego Cezary Kulesza z Sebastianem Świderskim? Wiadomo – nic albo prawie nic. No, może tylko piastują takie same stanowiska. Obaj są bowiem prezesami związków sportowych. Różnych związków. Diametralnie różnych. Jeden po zrozumiałej reelekcji, a drugi przed niezrozumiałą reelekcją.
Przyszli na świat w czerwcu. Pan Czarek świętuje 22 dnia tego miesiąca, a pan Sebastian zaraz po nim, bo 26. To niezły pretekst, by zestawić ich znienacka ze sobą. Urzędują bowiem teraz na różnych piętrach naszego sportu. Siatkarki i siatkarze wygrywają ze wszystkimi jak leci, a piłkarze często przegrywają. Może nie z kim popadnie, bo z Maltą i Litwą dali radę, ale... Finlandia była za mocna.
Prezes Kulesza, jak w wierszu Fredry, jest znowu na polowaniu. W Ameryce. Każdy pretekst jest dobry, by wypoczywając pracować, albo pracując – wypoczywać. No to pan Czarek, nie bacząc na probierz trzeźwości, prowadzi dynamiczną dyplomację futbolową. Zanim odleciał, pogadał w kraju z dwoma kandydatami na selekcjonera. Zaraz po przylocie do USA szukał Skorży, ale zdjęć nawet przy windzie... na razie nie ma. Trener japońskiego zespołu nie ogłosił jak dotąd, że dopóki nie zmieni się prezes, to on selekcjonerem nie będzie, ale to wyszło na jaw już przy poprzednim rozdaniu. Panom nie będzie raczej po drodze, bo przyzwoitość nie chodzi w parze z hucpą, ale kto wie...
Naród chce teraz w zdecydowanej części Urbana, Jana Urbana. Ale jest już przeciek, że dla Kuleszy jest za... miękki. Czytaj – za mądry. Prezes woli twardych, takich jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”, więc... ciągle ściga kandydatów na selekcjonera. Nawet w bezsennym Seattle. Taka Legia też długo zwlekała, prawie do pierwszego zgrupowania, i ma teraz Rumuna z nazwiskiem. Pośpiech jest wskazany tylko przy likwidacji konkurencji na rynku muzyki disco polo.
Na piętrze Świderskiego jest od dawna porządek. Ma Lavariniego i Grbicia i kogo oni nie wystawią, to nasze drużyny wygrywają mecze. Panie z Chinkami, panowie z Japończykami, a także z Serbią 3:0, bo Grbić nie odpuścił nawet seta rodakom. Co ciekawe, cztery zwycięstwa z rzędu w VNL odnieśli gracze, których za dobrze nie kojarzą nawet tacy jak ja, więcej niż niedzielni kibice kadry. Kewin Sasak to przecież nie Lewandowski, a jak tańczył na parkiecie. Po prostu ten nowicjusz, wespół w zespół z innymi nowicjuszami, dali radę!
Ale do czego prowadzę, jak mawiał mój nieodżałowany przyjaciel Zdzisiek Ambroziak z tygodników „Sportowiec” i „Mecz”? Ja do puenty felietonu. Oto i ona! Jaki prezes, taki związek, taki selekcjoner i taki kapitan zespołu. Praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb!
Wypijmy zatem za błędy, za błędy na górze. Ale także u Czarka na parterze.
– Wolnoć Tomku w swoim domku!
Tylko dlaczego nam wszystkim kapie na głowę?
Ja się nie... skorżę na swój los. Jak Edyta Geppert. I Gareth Southgate.