Sport

Tak się „kaszle”!

PODWÓJNY NELSON

W czwartek oczywiście trzymałem kciuki za oboma polskimi zespołami walczącymi w Lidze Konferencji Europy, lecz nie będę ściemniał - więcej szans na korzystny wynik przyznawałem jedenastce z Łazienkowskiej, tym bardziej że jeden z norweskich dziennikarzy przed pierwszym gwizdkiem arbitra nie owijał w bawełnę, pisząc: „Awans do 1/8 finału Molde może odbierać trochę jak dar od losu. Teraz ta drużyna potrzebuje czasu, który będzie ją budował. Każda kolejna jednostka treningowa będzie działała na jej korzyść”. Zapewne jednak nie przypuszczał, że w pierwszej połowie jego rodacy dosłownie zmiażdżą przeciwnika. Piłkarze Legii w pierwszych trzech kwadransach przypominali kulejącego okapi, którego po boisku goni tłum kłusowników. Naprawdę żal było patrzeć na nieporadność podopiecznych Goncalo Feio, a egzekucję dokonaną przez ich rywali można było porównać do konia depczącego skrzynki po owocach.

Nie mam zielonego pojęcia, co portugalski szkoleniowiec powiedział w szatni zawodnikom i w jaki sposób ich zmotywował, najważniejsze, że uniknęli blamażu i zachowali szanse na awans do 1/4 finału. Po pierwszej połowie sympatycy Legii chyba byli bliscy obłędu, bo w tej fazie meczu nie miała żadnych argumentów w grze ofensywnej, wręcz nie istniała. Dość powiedzieć, że pierwszy strzał oddała po pół godzinie zmagań, a tym „rodzynkiem” był Kacper Chodyna. Po przerwie Legionistom wystarczyły 3 minuty, by strzelić 2 gole i zachować twarz, a nadto uchylić sobie drzwi do 1/4 finału LKE, bo przecież mogło zdarzyć się tak, że brama prowadząca do tej autostrady zatrzasnęłaby się z hukiem przed ich nosem.

Czapki z głów przed wciąż urzędującym mistrzem Polski. Jego ogromnego sukcesu (nie waham użyć się tego słowa) nie umniejsza fakt, że wszystkie gole dla niego padły w momencie, gdy Cercle Brugge musiał sobie radzić w dziesiątkę. Nie każdy przecież potrafi skorzystać z tego przywileju i „dobić” przeciwnika. Ale żeby piłkarze Jagiellonii nie popadli w samozachwyt, powinni mieć zakodowaną informację, że za nimi dopiero pierwsza połowa tej rywalizacji i na razie nic nie jest przesądzone. Jeżeli pomyślą inaczej, byłaby to z ich strony skrajna głupota, by nie powiedzieć bardziej dosadnie. Owszem, awans do 1/4 finału jest na wyciągnięcie ręki, lecz po drodze można nadziać się na drut kolczasty i poważnie skaleczyć. Na razie jednak mogą cieszyć się chwilą i czuć satysfakcję, że trzykrotnie posłali wymagającego przeciwnika na deski i jedną nogą są w następnej rundzie. Nie mam żadnych wątpliwości, że po ostatnim gwizdku greckiego arbitra Anastassiosa Sidiropoulosa piłkarze drużyny z Belgii czuli się po prostu podle, a jeden rzut oka na ich zmartwione twarze odstraszyłby każdego agenta ubezpieczeniowego, który chciałby im sprzedać polisę na życie.

Nie jestem i nigdy nie byłem minimalistą, dlatego za tydzień proszę o replay w wykonaniu mistrzów Polski. Ale nawet gdyby nie poszło gładko,skłonny jestem udzielić im rozgrzeszenia, jeżeli sforsują przeszkodę z etykietką Cercle Brugge. A na razie - tak się „kaszle”!

Bogdan Nather