Tak nie może być!
Rozmowa z Janem Benigierem, legendą Ruchu, trzykrotnym mistrzem Polski, zdobywcą krajowego Pucharu
Legenda „Niebieskich” współczuje trenerowi Dawidowi Szulczkowi. Fot. PressFocus
– Moja opinia na ten temat jest... specyficzna. Może zacznę od tego – jeżeli Ruch robi mistrza Polski, to ja się robię wielkim człowiekiem. Jeżeli Ruch spada do III ligi – to ja głowę w dół i nie mam nic do powiedzenia, bo wszyscy mówią „co to za wyniki”. Przed niedawnym meczem z Wisłą Kraków działacze Ruchu zaproponowali mi, żebym wyprowadził "Niebieskich" na boisko. Zagrali fatalnie – ja bym tak nie mógł słabo zagrać – i przegrali 0:5. Pomyślałem wtedy, że, cholera... może im jakieś fatum przynoszę?
Ruchowi potrzeba kilka punktów, żeby się utrzymać. Jeżeli się pan zna na piłce, to powie pan to samo. W dwóch, trzech meczach trzeba zrobić punkty, a reszta jest mało ważna, bo szykujemy się do nowego rozdania w nowym sezonie. Tak orzekli znawcy i tak to wygląda.
W czym szukać przyczyn tak słabej postawy? Końcówka rundy jesiennej była znakomita. Wydawało się, że zimą były idealne warunki do przygotowań – kadra podobno znakomita, brak potrzeby transferów, obóz w Turcji, jednym słowem stabilizacja. Patrzono na wiosnę z optymizmem, a tu klops. 9 meczów bez zwycięstwa i porażka w Pucharze Polski z Legią.
– Nie wiem, czy pan bardzo dobrze czyta grę, którą Ruch gra. Bo kiedy wychodzi się na boisko, to pierwsze, o czym powinno się myśleć, to jak nie stracić bramki. Potem przechodzę do ataku, a ten jest w Ruchu mizerny. Żeby zbudować klub, trzeba mieć podwaliny. Jest tak, jak z budowaniem domu. Gdy nie ma fundamentów, to się rozsypie. W piłce nożnej te fundamenty to: bramkarz, stoper, środkowy pomocnik, no i napastnik. A jeśli tego nie ma, to gramy kiepsko. Zgadzam się, że wcześniej Ruch grał znakomicie. Dlaczego? Bo nikt nie był pewny miejsca w kadrze na nowy sezon, nie wiadomo było, kto w czerwcu odejdzie, a kto zostanie.
Co jest jednak najważniejsze. Czy istnieje piłkarz bez menedżera? Nie, wszyscy mają. Przeżyłem to na własnej skórze. Menedżer dzwoni i mówi: „słuchaj, kończy ci się kontrakt, w czerwcu załatwię ci inny, ale teraz nie możesz zagrać przeciwko zespołowi, w którym za chwilę będziesz występował”. To jest wielki problem, bo taki piłkarz przychodzi do trenera Dawida Szulczka i mówi, że go noga boli. I trener Szulczek, jak normalny człowiek, mówi: „no, cholera, boli go noga!”. Albo lepszy numer. Wychodzi taki zawodnik na boisko i szuka żółtej kartki, bo ma już 3. Dostanie czwartą i nie gra. Takich zawodników, siedzących na ławie, niegrających za kartki albo ze względu na drobną kontuzję, jest sporo. No i co ten facet ma zrobić? Szulczek na razie zachowuje się jeszcze znakomicie. Patrzy na to i mówi „co się dzieje?!”. Co by pan zrobił?
Oj, trudno mi powiedzieć.
– Ja wiem, co bym zrobił. Niektórych piłkarzy przesunąłbym do rezerw. Niech grają tam 2-3 miesiące i niech nie przeszkadzają trenerowi w zrobieniu wyniku. Chce mi się płakać, gdy widzę, jak zawodnik atakuje napastnika z piłką i wycofuje się, bierze do tyłu ręce i odprawia dziwne tańce w polu karnym! A w tym czasie rywal wychodzi na czystą pozycję i uderza. Gdybym ja, jako napastnik, miał przed sobą takich obrońców, to – Boże kochany! Byłbym gwiazdor nad gwiazdory! Trzeba atakować piłkę przed polem karnym, a nie tylko cofać się.
Tylko ktoś tych piłkarzy musiał sprowadzić.
– Pyta pan tak jak ja przez cały czas. Już pół roku temu pytałem, kto odpowiada za transfery.
Prezes Seweryn Siemianowski, dyrektor sportowy Tomasz Foszmańczyk, do tego szef skautingu Jakub Komander.
– Prezes powiedział mi, że za transfery odpowiada zarząd. Teraz od pana się dowiedziałem, że trzech ludzi. A co taka legenda jak ja ma robić? Przyjść na kawę? Chciałbym jakoś pomóc.
A gdzie szukać w tym wszystkim optymizmu? Wielkanoc w Chorzowie zapowiada się szarobura...
– To się za chwilę skończy. Już nie będziemy musieli liczyć na awans bezpośredni czy z barażu. Teraz, jako Ruch Chorzów, musimy liczyć na to, żebyśmy nie spadli.
To bardzo pesymistyczne. 16 punktów przewagi nad strefą spadkową, a 6 kolejek do końca, czyli 18 punktów do zdobycia... Musiałaby nadejść kataklizm, żeby Ruch spadł.
– Nie chcę teraz mówić, co zamierzam zrobić – bo faktycznie zamierzam, ale na razie nie chcę tego nagłaśniać – ale tak dalej być nie może! Nie może być tak, że pytam się trenera (a to bardzo fajny chłopak), czy to on chciał danego zawodnika – tak jak zabiegał o jednego piłkarza z Warty Poznań. On musi walnąć pięścią w stół i powiedzieć wyraźnie: „kochani kibice i wszyscy wokół, to ja decyduję, kto w tym klubie ma grać, a nie prezes. Za wyniki odpowiada Szulczek. Ja, Szulczek, chcę, żeby tak było i dopiero wtedy mnie rozliczajcie”. A nie, że do klubu piłkarzy sprowadza ktoś inny, a za wyniki odpowiada Szulczek. Tak nie może być. Powinni zrobić spotkanie, chociaż mnie na nie nie zaproszą, bo pan słyszy, co mówię. Powiedziałbym od razu: „to jest klub Ruch Chorzów! Jeżeli gracie na takim poziomie, to ja cierpię. Ja, który ten Ruch wprowadzałem na wyżyny”. I jeszcze jedno: zawodnik, któremu kończy się kontrakt i nie podpisze pewnego zobowiązania, nie wchodzi na boisko – w ogóle! Nie wiem, czy on wchodzi i gra destruktywnie, robiąc wszystko, żeby Ruch nie wygrał – a mi się tak w życiu zdarzyło. Grał ze mną zawodnik, który za miesiąc miał być w innym klubie. Mówię: „po co ty przychodzisz? Idziesz do tego klubu i teraz grasz przeciwko niemu”. Dobrze, że Benigier był na fali i strzelił jednego gola więcej. Jest mi przykro, bo nie wiem, czy ktoś oprócz mnie odzywa się na temat gry. Kiedy Ruch przegrywa, dostaję setki telefonów i każdy mówi – panie Janku, zrób pan coś! A co ja mam zrobić? Idę do klubu, ale nikt nie chce ze mną rozmawiać.
Może musi pan znowu ubrać korki, spodenki i wybiec na boisko?
– Ja bym tak zrobił! (śmiech) Powiem panu szczerze, niekiedy kładę się spać i... jeszcze gram. Zaczynam zasypiać i myślę, że jestem na boisku. Myślę, że znowu strzelam bramkę czy zdobywam hat tricka. Żona pyta: „co ty robisz?”. Nie piję alkoholu, bo jestem starszym człowiekiem, ale marzeń nikt mi nie odbierze! Mam marzenia,wspomnienia i tak to jest. Nie wyzbędę się ich.
Rozmawiał Piotr Tubacki