Ta Łódź nie umie pływać
Zagrają, czy nie zagrają – to pytanie krążyło po Chorzowie od samego rana. „Zagrają” – postanowili sędzia z delegatem, a Piotr Ceglarz tylko uśmiechnął się dyskretnie.
W kolejnym meczu Piotr Ceglarz udowodnił, że jest wzmocnieniem z prawdziwego zdarzenia. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus
Niedzielnym przedpołudniem wydawało się, że mecz Ruchu z ŁKS-em w ogóle nie dojdzie do skutku. Obfite opady deszczu zalały Stadion Śląski. Najpierw słyszeliśmy, że sytuacja „nie wygląda optymistycznie”, a potem, że „raczej nie zagrają”. Grono ludzi ruszyło jednak do usuwania wody z murawy, w ruch poszły specjalistyczne walce, łopaty, miotły. Kluczowe było jednak, żeby przestało padać, bo gdyby ściana deszczu nadal zalewała boisko, nawet trójząb Posejdona by nie pomógł w rozegraniu spotkania!
Z czasem jednak warunki poprawiły się, a gdy rozległ się pierwszy gwizdek – wyszło słońce i... zrobiło się naprawdę ciepło. Biorąc pod uwagę, jak wyglądała murawa kilka godzin przed meczem, stan do jakiego udało się ją doprowadzić, był więcej niż poprawny. Oczywiście nie brakowało na niej kałuż czy nierówności, a piłka kopnięta w niektórych rejonach wyzwalała małe fontanny.
Niemiec nie podołał
Dostosowanie się do warunków było kluczowe i lepiej zrobili to gospodarze. W 33 minucie Piotrowi Ceglarzowi z prawego skrzydła dograł płasko Denis Ventura i było 1:0, zaś pod koniec połowy rzut karny wywalczył dryblujący Shuma Nagamatsu - a Ceglarz go wykorzystał.
Przy obu tych bramkach walny udział miał... nowy gwiazdor ŁKS-u Sebastian Ernst. Najpierw – mimo próby – nie przeciął podania do Patryka Szwedzika, a potem sfaulował Japończyka. Czy boiskowe warunki przeszkodziły Niemcowi? Wydaje się, że tak, ale nie tylko Ernst miał u przyjezdnych kłopot z grząskimi realiami. Oczywiście nie było też tak, że ŁKS nie miał nic z gry, bo dogodne okazje mieli Husein Balić czy Fabian Piasecki. Trzeba jednak wspomnieć, że gola zespół gości stracił... już w 3 minucie, kiedy po centrze Ceglarza z rożnego piłkę do łódzkiej siatki wpakował Nikodem Leśniak-Paduch. Jak się okazało - zrobił to ręką. Gospodarze mogli jeszcze „ukłuć” po próbach Ventury czy Szwedzika, piłka do bramki jednak nie wpadła.
Nie tylko obrona!
W przerwie ŁKS zmienił cały środek pola, bo zeszli zarówno Ernst, jak i Mateusz Wysokiński. Obie strony od początku ruszyły ostro, bo nie minęły 3 minuty, a sytuacje mieli Serhij Krykun u gości i Nagamatsu u gospodarzy. Błędem byłoby myślenie, że Ruch tylko bronił wyniku. Wręcz przeciwnie – Szwedzik, Ceglarz czy Nagamatsu byli aktywni z przodu i w sumie lepsi niż zespół z Łodzi.
Dostrzegł to trener przyjezdnych Szymon Grabowski, który po godzinie gry próbował reagować i dokonując dwóch kolejnych roszad zmienił formację na 3-5-2. Niewiele to jednak dało, bo to wciąż Aleksander Bobek miał między słupkami więcej pracy niż Jakub Bielecki. Stresowali go Nagamatsu czy Marko Kolar, raz złapaną piłkę oparł w wyskoku o poprzeczkę.
Zadowolony trener Waldemar Fornalik pierwszej zmiany dokonał dopiero wtedy, gdy ŁKS... wykorzystał już wszystkie. Nie było powodu do interwencji, bo Ruch wyglądał dobrze, był zorganizowany, jak należy, a łodzianie bili głową w mur. Dopiero w drugiej doliczonej minucie w podbramkowym chaosie odnalazł się Jasper Loeffelsend, ale dla łodzian było już za późno. Była to więc tylko bramka honorowa.
Piotr Tubacki
Wyjaśnienia Kochanka
Po meczu „Sport” zapytał sędziego Marcina Kochanka z Opola o to, jak wyglądają przedmeczowe procedury w przypadku obfitych opadów deszczu, jak miało to miejsce w Chorzowie. – Przyjechaliśmy dwie godziny przed meczem. Trwały prace nad murawą, żeby było jak najmniej wody. Jest tu bardzo dobry drenaż, bo to nowy stadion, na którym – przede wszystkim – gra reprezentacja. Woda szybko schodziła. Wyszliśmy na boisko dwie godziny przed spotkaniem, ale też 45 minut przed meczem, żeby przed rozgrzewką dokonać ostatecznej oceny. Rozmawialiśmy z trenerami i kapitanami, wszyscy chcieli grać, boisko było już w bardzo dobrym stanie. Prognoza pogody też była dobra, bo nie padało i przebijało się słońce. Wydaje mi się, że po meczu wszyscy powinni być zadowoleni, że się odbył.
(PTub)
4 MECZE z rzędu bez zwycięstwa notuje ŁKS. To porażki z Miedzią i Ruchem oraz remisy z Polonią Warszawa i Odrą. 10 z 11 punktów w tym sezonie łodzianie zdobyli przed własną publiką.
OCENA MECZU ⭐ ⭐ ⭐
◼ Ruch Chorzów – ŁKS Łódź 2:1 (2:0)1:0 – Ceglarz, 33 min, 2:0 – Ceglarz, 45 min (karny), 2:1 – Loeffelsend, 90+2 min
RUCH: Bielecki – Konczkowski, Leśniak-Paduch, Komor, Preisler – Sz. Szymański – Ventura (86. Szwoch), Nagamatsu – Szwedzik (86. Karasiński), Kolar (77. Bała), Ceglarz. Trener Waldemar FORNALIK.
ŁKS: Bobek – Loeffelsend, Craciun, Fałowski, Norlin (77. Jurkiewicz) – Krykun (60. Hinokio), Wysokiński (46. Kupczak), Ernst (46. Mokrzycki), Balić (60. Rudol) – Lewandowski, Piasecki. Trener Szymon GRABOWSKI.
Sędziował Mateusz Kochanek (Opole). Widzów 10 785. Żółte kartki: Ventura – Ernst, Norlin
GŁOS TRENERÓW
Szymon GRABOWSKI: Chcieliśmy być bardziej konkretni niż ostatnio i z takim nastawieniem przyjechaliśmy do Chorzowa. Początek to odzwierciedlał, bo i jedna, i druga strona prostymi środkami – z racji warunków na boisku – próbowała dobrze wejść w kolejny etap. Szkoda sytuacji Fabiana Piaseckiego. Gdybyśmy byli konkretniejsi, w szeregi gospodarzy wkradłoby się więcej nerwowości. Kolejne minuty to ich przewaga. Dwie stracone bramki okazały się kluczowe i bolesne.
Waldemar FORNALIK: Słowa uznania dla ludzi, którzy pomogli, by ten mecz się odbył. Trzy godziny przed rozpoczęciem to było przecież jedno wielkie jezioro. Co do meczu, zagraliśmy naprawdę dobrze. Szkoda, że w drugiej połowie nie zdobyliśmy trzeciej bramki. Przytrafił nam się jeden błąd kosztowny w skutkach i dobrze, że było wtedy już tak mało czasu.
