Sport

Szóstka się oddaliła

Po remisie z Polonią Warszawa tyszanie pozostali poza strefą barażową.

Gol Juliusa Ertlthalera to za mało, by tyszanie pokonali Czarne Koszule. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus

GKS TYCHY

Tyscy kibice liczyli na sobotnie zwycięstwo, które miało przybliżyć Trójkolorowych do strefy barażowej. Mecz zakończył się jednak remisem 1:1, który pozwolił Polonii Warszawa utrzymać 4-punktową przewagę nad GKS-em, a nawet... powiększyć dystans. W bezpośredniej rywalizacji Czarne Koszule ze zwycięstwem 2:1 na swoim boisku mają bowiem dodatkowy bonus. W sumie więc tyszanie są w tej chwili 5 oczek za przeciwnikiem, który zamyka pierwszą szóstkę i w tym roku może się pochwalić mianem niepokonanego!

Szacunek do charyzmy

– Polonia nieprzypadkowo ma taką serię i tak dobrze wygląda w tabeli, bo uczciwie na to pracuje na boisku – powiedział trener Artur Skowronek na pomeczowej konferencji prasowej. – W meczu z nami również tak to wyglądało. Spotkaliśmy się z bardzo dobrą drużyną i z tej perspektywy jestem dumny z mojego zespołu, że przetrwał trudniejszy moment w pierwszej połowie, bo nie było łatwo. Natomiast druga połowa była bardzo dobra i wróciliśmy do naszego rytmu, trzymając bardzo wysoką intensywność oraz tworząc sytuacje. Z tej płaszczyzny patrząc na wynik możemy czuć ogromny niedosyt, no bo wykreowaliśmy sobie stuprocentowe sytuacje. Nie wykorzystaliśmy ich jednak, ale chcę podkreślić bardzo duży szacunek do charyzmy, do dążenie do strzelenia zwycięskiego gola – mówił szkoleniowiec.

Dużo energii

Popatrzmy na statystyki. W ciągu 100 minut gry, bo do drugiej połowy arbiter doliczył 10 minut, tyszanie mieli 52-procentowe posiadanie piłki, oddali 14 strzałów, przy 12 uderzeniach rywali, a w strzałach celnych „wygrali” 5:1. To wszystko jednak okazało się za mało.

– Bardzo dobrze weszliśmy w to istotne spotkanie – dodał szkoleniowiec tyszan. – Znowu szybko strzeliliśmy gola i dużo energii wychodziło od drużyny na boisku. Nakręcaliśmy ten mecz, ale rywal, który miał dwa dni więcej czasu na regenerację po poprzedniej kolejce, miał też inne argumenty. Jednak my, nawet w setnej minucie, dalej cisnęliśmy, żeby wygrać. Tym razem niestety się nie udało, ale nic się nie kończy. Widocznie ta droga tak musi wyglądać i musi być remis, żebyśmy złapali nasz upragniony cel.

Oglądając plecy rywali

Po 30 kolejkach tyszanie mają 48 punktów. Przypomnijmy, że po remisie 2:2 z Górnikiem Łęczna 23 listopada weszli na drogę, w której nie szli na kompromis. W 12 kolejnych spotkaniach 11-krotnie zgarnęli komplet punktów, a raz przegrali. Po 153 dniach znowu podzielili się jednak punktami i na ostatnią prostą sezonu wychodzą oglądając plecy rywali. Są wprawdzie nadal samodzielnymi liderami tabeli rundy wiosennej, ale to nic nie znaczy. Liczy się bowiem klasyfikacja uwzględniająca dorobek całego sezonu, a w niej GKS jest na 8. pozycji.

W dodatku przed zespołem Artura Skowronka na ostatniej prostej są „wysokie przeszkody”, bo na 4 zespoły, z którymi tyszanom przyjdzie się zmierzyć w maju, aż 3 są w tabeli wyżej i tylko najbliższy przeciwnik, czyli Znicz Pruszków, patrzy na GKS Tychy z dołu. Ale grając bez presji, bo nie mając już szans na awans, a spadek im nie grozi, pruszkowianie mogą pokazać swoją najlepszą stronę. O tym, że drużyna z byłym bramkarzem GKS-u Piotrem Misztalem jako kapitanem, potrafi być groźna, przekonały się już w tym roku Wisła Kraków, pokonana na swoim boisku 0:1, czy Miedź Legnica, która wyjechała z Pruszkowa z porażką 1:2. Od razu na początku majowej drogi pod górę zapowiada się więc trudna przeprawa.

Jerzy Dusik