Sport

Szczotkowanie umysłu

POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz

Powoli zaczynałem się już przekonywać do sztucznej inteligencji wytrwale promowanej przez właściciela Wisły Kraków Jarosława Królewskiego. Na naukę nigdy nie jest za późno. Wystarczyło jednak by ruszyła piłkarska ekstraklasa, a mój zapał ostygł. Słusznie dbając o telewidzów niesłyszących główny nadawca tych rozgrywek, stacja z plusem w nazwie, postanowił narrację komentatorów podeprzeć napisami u dołu ekranu. I tu zaczęły się schody. Kaleczenie polszczyzny i obraza zdrowego rozsądku to mało powiedziane. Na ekranie wyświetlają się takie kretynizmy, że dziecko w przedszkolu tarzałoby się ze śmiechu. Wszystko to sprawka sztucznej inteligencji niechybnie, normalny człowiek nawet po pół litrze okowity nie wpadłby na to, by dośrodkowanie nazwać... szczotkowaniem, zawodnikowi kazać grać boso (legendarny Leonidas od dawna nie żyje), a odmianę przez przypadki wyrzucić do kosza. „Do piłki biegnie geolog żar” - czy ktoś z szanownych Czytelników wyjaśni co to oznacza? Takich idiotyzmów w każdym meczu ligowym są dziesiątki. Canal+ zrobił bardzo dużo, by nadać polskiej lidze europejski sznyt.

Wiele lat temu negocjowałem pierwsze umowy z tym nadawcą, rozmowy z Francuzami nie były łatwe, ale dzięki dobrej woli obu stron udało się ruszyć z kopyta. Przez lata przy piłkarskich transmisjach wykreowało się wielu świetnych komentatorów i reporterów, a od strony technicznej nie ustępujemy europejskim gigantom telewizyjnym. Szczerze mówiąc opakowanie wciąż jest bardziej okazałe od piłkarskiej zawartości. Jak kiedyś pod noworoczną choinką, gdy z pięknego kolorowego papieru wyciągaliśmy... kalesony lub skarpetki, rozczarowanie było ogromne. W naszym futbolu wciąż za mało jest piłki w piłce, dwie jaskółki w Lidze Konfederacji wiosny nie czynią, ale dają nadzieję jak nadlatujące właśnie do Polski bociany.

„I ty też Brutusie? - mam ochotę wykrzyczeć szefom stacji, z którą wiele lat temu podpisałem umowę na transmisje. Jestem stałym abonentem Canal+ od początku i to z dość wypasionym pakietem, tanio nie jest. Teraz dowiaduję się, że za mecze Ligi Mistrzów muszę dopłacać coś ekstra. Niedoczekanie, tak się nie traktuje wiernych klientów. Nie chodzi o kasę, a o zasady. Z podwyższonej właśnie emerytury jakoś bym to ogarnął, ale nie lubię być robiony w bambuko. Obejdę się bez Ligi Mistrzów albo pójdę do sąsiada, któremu wszystko jedno.

Kolejne kluby pierwszej ligi twórczo rozwijają myśl szatniarza z filmu „Miś”. Nie wpuścimy kibiców Wisły Kraków i co pan nam zrobi? Jawnie śmieją się w twarz władzom PZPN działacze z Gdyni, Legnicy i kilku innych miast. Nawet chwalony przeze mnie na tych łamach nowy-stary prezes Arki, Wojciech Pertkiewicz, uskutecznił typową ściemę wmawiając opinii publicznej, że mityczny remont trybuny gości na gdyńskim stadionie faktycznie ma miejsce. Codziennie tamtędy przechodzę. Cicho wszędzie, głucho wszędzie, jak na wielu ulicach tego pięknego miasta, gdzie remonty przeprowadza firma przez mieszkańców nazywana Mam Trzy Maszyny (MTM). PZPN musi walnąć pięścią w stół, nie ma wyjścia. Jeśli tego nie zrobi, będzie jak rodzic straszący dziecko szlabanem na komputer i nigdy tego nie realizujący lub sędzia piłkarski upominający faulującego notorycznie zawodnika po raz dziesiąty bez sięgania po żółtą kartkę. Kibice Wisły zostali wpuszczeni na stadiony w Warszawie i Chorzowie. Czy komuś coś się stało, doszło do awantur i zniszczeń? Absolutnie nie!

Zapamiętajmy tę datę i miejsce: 21 czerwca Stadion Śląski w Chorzowie. Wtedy to na murawę wybiegnie słynny Ronaldinho. Szykuje się wielkie show z genialnym Brazylijczykiem w roli głównej. A że jedenastkę biało-czerwonych zestawi Adam Nawałka, to emocje gwarantowane. Z Ronaldinho, ambasadorem światowego teqballu, miałem kiedyś zabawną sytuację. W trakcie mistrzostw świata w grze piłką na zakrzywionym stole (to właśnie teqball, polecam) mieliśmy pokoje obok siebie w budapeszteńskim hotelu. Pewnego dnia dobrze już po południu idol piłkarskiego świata odziany tylko w kusy szlafrok wychylił głowę na korytarz i zapytał mnie, do której godziny podają śniadania. „Jutro od 7 do 10” - odparłem rozbawiony a sąsiad tylko puścił do mnie oko i wrócił do łóżka. Rozpoznał mnie nazajutrz i podarował kanarkową koszulkę z autografem. Chyba za dyskrecję.

Przeczytałem, że słynny polski klub nie pojedzie na siatkarski turniej do Dubaju w proteście przeciwko równoczesnemu zaproszeniu tam klubów z Rosji. Od razu pomyślałem o asach z Jastrzębia, Kędzierzyna, Bełchatowa czy Zawiercia. Okazało się, że słynnym klubem jest Ślepsk Malow Suwałki z dolnej połówki tabeli. Miasto Marii Konopnickiej odwiedzam z przyjemnością, na stadionie Wigier bywałem często. Zapamiętałem trybunę dla kibiców gości, oddaloną od boiska tak bardzo, że bez lornetki nie widać było piłki. Sam gest oczywiście popieram, trochę petrodolarów przeszło koło nosa. A siatkarzom Ślepska życzę, by kiedyś byli naprawdę słynni z racji sportowych sukcesów. Kiedyś w tajemnicy przed despotycznym zwierzchnikiem Prezesem PZPN Marianem Dziurowiczem wysłałem na turniej do Bangladeszu klub trzecioligowy pod szyldem drugiej reprezentacji Polski. Nikt inny nie chciał tam jechać. Chłopaki z Wyszkowa wygrali turniej, a okazały puchar ukryliśmy na lata w magazynie, by nie drażnić magnata z Katowic.

Każdy zespół chciałby mieć takich kibiców jak koszykarze Górnika Wałbrzych. Byłem zbudowany ich postawą oglądając mecz z Dzikami Warszawa. Stołeczni spuścili gospodarzom tęgie lanie, a pełna hala tętniła radosnym dopingiem. Gdy różnica przekroczyła 30 punktów, śpiewy jeszcze się nasiliły, a sporadycznie zdobywane przez górników punkty były fetowane jakby decydowały o zwycięstwie. Tak powinno być zawsze i wszędzie, prawdziwego fana poznaje się w biedzie. Oj tam, oj tam, żadnej biedy w wałbrzyskim baskecie nie ma, zespół właśnie zdobył puchar Polski, a w ekstraklasie radzi sobie świetnie jak na beniaminka. Kocham atmosferę angielskich stadionów piłkarskich w niższych ligach. Po bardzo niecelnym strzale słychać brawa i owacje jakby padł gol. To przesłanie, że następna próba będzie lepsza. Szydera, ironia, kpiny źle świadczą o takim kibicu, a nie o tym, do kogo są skierowane. Irytuje mnie też słowo „kompromitacja” w odniesieniu do przegranych. Wyznaję zasadę, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Jestem nawet w stanie rozgrzeszyć legendę bytomskiej Polonii i reprezentanta Polski Śp. Kazimierza Trampisza. Obrażany przez kibiców zdjął spodenki i pokazał im gołą pupę. Dobrze, że w jego ślady nie poszedł Kazimierz Deyna, gdy nienawistny tłum na Stadionie Śląskim wygwizdał go po strzeleniu ważnej bramki dla Polski w meczu z Portugalią bezpośrednio z rzutu rożnego. To nie byli miejscowi, Ślązacy znają się na futbolu. Po prostu w autokarach zwożących pracowników PGR z całej Polski obficie raczono się „duchem puszczy”. Teraz, gdy dorośli, powinni pojechać na otwarcie muzeum „Kaki” w jego rodzinnym Starogardzie Gdańskim i nisko się pokłonić legendzie polskiego futbolu.

Koszykarze z Wałbrzycha zawsze mogą liczyć na wsparcie swoich kibiców. Fot. PAP/Maciej Kulczyński