Szansa, by przejść do historii!
Jan Urban podzielił się ze „Sportem” bardzo osobistymi emocjami, związanymi ze zbliżającym się debiutem selekcjonerskim.
Pozory czasem mylą: Jan Urban bynajmniej nie czeka z założonymi rękami na „egzekucję” w Rotterdamie. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus
REPREZENTACJA
W środowe przedpołudnie Biało-czerwoni jeszcze na Arenie Katowice przeprowadzą ostatni trening przed spotkaniem eliminacji MŚ 2026 z Holandią (Rotterdam, 4 września, godz. 20.45). Po obiedzie odlecą do Holandii, gdzie wieczorem Jana Urbana czeka jeszcze zwyczajowa konferencja prasowa na arenie czwartkowego meczu. Z selekcjonerem w gościnnych progach katowickiego Hotelu Monopol porozmawialiśmy o zbliżającym się najważniejszym dniu w jego trenerskiej karierze. Selekcjoner opowiedział nam między innymi o:
… zasadach selekcji
Decydują obserwacje, potem długie rozmowy – zazwyczaj w poniedziałek i pół wtorku – w sztabie. Przykład? Czemu Wiśniewski, a nie Walukiewicz? Ten ostatni nie jest skreślony, ale on – po uporaniu się z problemami – grał i gra na prawej obronie, a my mamy tam zabezpieczenie. W środku muszą być Bednarek i Kiwior, bo są pewniakami. Szukamy dalej: jest młody Ziółkowski, wraca Kędziora. Ktoś zapyta: a czemu nie Dawidowicz albo Skrzypczak? I tu już jest bardzo szczegółowa, osobista analiza: ten da mi trochę więcej pod konkretnym względem, więc biorę jego, a nie kogoś innego. Druga ważna rzecz: jeden gra więcej, drugi mniej. Więc bierzesz tego, który jest akurat w lepszym momencie, nawet jeżeli jego konkurent wcześniej grał dobrze, nie zawodził. Kolejna rzecz, w tym okienku kilku chłopaków zmieniało kluby. To jest mentalnie „wartość dodana”, zastrzyk pozytywnej energii. I w końcu ostatni element – jeżeli masz na przykład czterech równorzędnych zawodników na jakiejś pozycji, to weźmiesz tego, którego znasz, z którym pracowałeś, o którym wiesz wszystko – jaki jest w szatni, na boisku itp. Niestety, na niektórych pozycjach wybór jest bardzo skromny...
… momencie debiutu w nowej roli
Nie mam żalu do losu, że przychodzi mi debiutować w takim, a nie innym momencie. Owszem, Zalewski w tej chwili gra „ogony”, Zieliński niewiele więcej, podobnie Lewandowski – nie wiem, na ile starczy im sił w każdym z czekających nas meczów. Ale kibice mają świadomość, że dziś wybór jest bardzo trudny. Za chwilę jednak, przed następnym zgrupowaniem, albo za dwa miesiące może okazać się, że wszyscy kadrowicze grają już dużo częściej i więcej i to w dobrych klubach, jak wiemy! A że teraz mam tylko parę dni, niespełna tydzień na wspólną z nimi pracę? Przecież nie będę chodził ze zwieszoną głową... Jeśli wykorzystamy szansę na awans, to potem tego czasu będzie dużo więcej, bo mundial jest dopiero za rok.
… uznaniu dla Tomasza Hajty
Zgadzam się z Tomkiem Hajtą, kiedy – powołując się na przykład Arka Pyrki, mającego za sobą pół roku przerwy w ligowych występach – mówi, że dziś niewiele trzeba zrobić, by dostać się do kadry. Na niektórych pozycjach, na przykład na lewej obronie, rzeczywiście tak to wygląda. Wystarczy tylko nieco się wyróżniać, nawet wyłącznie w polskiej lidze. Puchacz, Reca, Wdowik – ja wiem, że oni są, obserwujemy ich. I na dziś uznajemy, że to nie ten moment, nie ta forma, by ich powołać. Za miesiąc, kiedy złapią rytm meczowy, ta ocena już może być inna, ale na teraz uważam, że jeśli na tę lewą stronę będziesz mieć odpowiedniego gościa z prawą nogą, który w zadaniach defensywnych będzie w stanie zrobić wszystko, czego wymagasz, to nie ma problemu z jego powołaniem. Kilka tygodni temu pojechałem oglądać „Świdra” (Karola Świderskiego – przyp. red.) w meczu Panathinaikosu z Rangersami. I zobaczyłem na lewej obronie Szkotów zawodnika prawonożnego, który świetnie sobie radził. Więc nie tylko my miewamy problem z tą pozycją.
… różnicach między pracą klubową a reprezentacyjną
Selekcjoner – przynajmniej z mojej obecnej perspektywy – żyje „na walizkach”. W poniedziałek i wtorek – jak mówiłem – mieliśmy analizy obserwacji w sztabie. W piątek, sobotę i niedzielę zawsze starałem się bywać na dwóch meczach ligowych, a w środku tygodnia na spotkaniach w europejskich pucharach. A czasem jeszcze zapraszają cię gdzieś na mecz, w którym co prawda nie ma specjalnie nikogo do oglądania pod kątem reprezentacji, ale chcieliby obecności selekcjonera na trybunach. Do tego doszły jeszcze te sławne podróże związane z tematem opaski kapitańskiej. Podejrzewam, że z upływem czasu, gdy będzie można skoncentrować się na nieco mniejszej grupie zawodników do oglądania, poukładam to sobie, wygospodaruję trochę czasu dla siebie.
… szansie na miejsce historii polskiej piłki
Wiemy, co przed nami, jakie mecze nas czekają w odstępie trzech dni. Wymagam od siebie tego, żebyśmy zrobili to, co w tak krótkim czasie można zrobić najlepszego; żeby ta drużyna wyglądała jak najlepiej. Przyznam, że źle spałem w nocy z poniedziałku na wtorek, że budziłem się często i biłem z myślami o wyjściowym składzie na mecz w Rotterdamie. Wiem, że kluczowy może być mecz z Finlandią. Ale to nie jest tak, że mam sobie powtarzać non-stop: „Finlandia, Finlandia, Finlandia”. Gdyby w piłce nożnej nie było niespodzianek, to nie mielibyśmy pełnych trybun na każdym spotkaniu. My też byliśmy faworytem z Finlandią, a wcześniej z Mołdawią. I nie wygraliśmy tych meczów. Więc w Holandii też wcale nie musi wygrać faworyt. Ja wolę myśleć pozytywnie. Wiem, że Polska – choć u siebie pokonała tego rywala 4:1, a potem i 2:0, między innymi po bramce Włodka Mazura z karnego „a la Panenka” – nie wygrała nigdy w Holandii. Ale też przez wiele dekad nasza reprezentacja nie wygrywała z Niemcami. Mnóstwo lat na takie zwycięstwo wszyscy czekaliśmy i w końcu stało się, od tej pory tak wiele mówi się o tym zwycięskim 2:0. A potem jeszcze w towarzyskim meczu ich ograliśmy. Teraz i my będziemy mieć szansę, by przejść do historii!
… hat tricku na Santiago Bernabeu i Robercie Lewandowskim
Fajnie, że wciąż się o tych moich trzech bramkach w Madrycie pamięta. Przynajmniej tyle po mnie zostało w Hiszpanii (śmiech). Choć pewnie wolałbym mieć tyle goli, co „Lewy” zamiast tego mojego hattricka. Z drugiej strony pamiętacie, jak niedawno na Realu dwa gole strzelił, a prócz tego miał jeszcze ze dwie „lagi”? Fajnie wtedy komentator powiedział: „Chyba tylko Jan Urban się cieszy, że Robert tych kolejnych bramek nie zdobył”. I wiecie co? Faktycznie byłem zadowolony (śmiech).
Opracował Dariusz Leśnikowski
Łukasz Skorupski i Kamil Grosicki na stadionie w Katowicach szykują się do meczów z Holandią i Finlandią. Fot. Michał Meissner/PAP
