Sport

Świetne wejście w rok

Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado

Takie futbolowe rozpoczęcie roku to ja lubię! Zimno jak diabli, ale w Spodku nie trzeba było się tym przejmować, wręcz przeciwnie - temperatura podczas turnieju halowego była gorąca, wiele się działo, nie zabrakło emocji, no i zalał nas grad bramek. Mecze były zacięte, widać było, że to nie jest sposób na dojście do siebie po świątecznym okresie, ale bardzo poważnie traktowana przez uczestników rywalizacja, choć jak podkreślali trener Górnika Jan Urban i klubowy lekarz Zbigniew Kwiatkowski, uznany specjalista w zakresie ortopedii i traumatologii narządów ruchu – główne zmartwienie było takie, żeby nikt nie odniósł kontuzji.

Można powiedzieć, że podczas turnieju podobało mi się prawie wszystko. Niosła mnie atmosfera, człowiekowi w głowie pikała myśl „ale fajnie, że mogę w czymś takim uczestniczyć". Na miejscu rzeczywiście pojawiło się mnóstwo wspaniałych gwiazd. Właściwie wszyscy podkreślali, że uczestniczą w czymś niecodziennym, a atmosfera jest wspaniała.

Podobało mi się, że jest zabawa, a kibice mogli nie tylko podziwiać efektowne akcje, ale wręcz dotknąć swoich idoli, którzy rozdawali autografy i robili sobie zdjęcia w fanzonie. Piłkarze, trenerzy i sędziowie byli na życzenie fanów, cierpliwie pozując i podpisując. To było bardzo fajne, widziałem wypieki na policzkach wielu podekscytowanych bajtli!

Słowa uznania należą się więc organizatorowi wydarzenia Grzegorzowi Górskiemu oraz jego zespołowi, którzy potrafili udźwignąć to wydarzenie i sprawić, że człowiek chciałby, aby taki turniej w Spodku stał się tradycją, żeby każdy styczeń na Górnym Śląsku zaczynał się tak samo. Szacunek za to, że nie próbowali na siłę przeskakiwać poprzeczki. Na turnieju pojawiło się nieco ponad 9500 kibiców. Organizatorzy nie próbowali na siłę robić wszystkiego, by pękła efektowna granica 10 tysięcy. Miejmy nadzieję, że pęknie w przyszłym roku.

Jak to w takim turnieju bywa - nie brakowało dramatycznych momentów. W meczu Górnika z Wisłoką Dębica na moment głowę stracił Lukas Podolski, zaskakująco brutalnie faulując rywala. Niewiele brakowało, by 23-letni Jakub Siedlecki z drużyny trzecioligowca doznał poważnej kontuzji kolana. Po meczu, kiedy emocje puściły, Podolski w eleganckim stylu chciał naprawić błąd. Przeprosił przeciwnika i wręczył mu swoją koszulkę. Wszystkim zależało na zwycięstwach, nic dziwnego, że zaiskrzyło także w finale. W ostatnich sekundach sędzia pokazał – mimo towarzyskiego charakteru imprezy - dwie czerwone kartki, po jednej dla piłkarza GKS-u Katowice i Spartaka Trnava.

Właściwie nie podobało mi się tylko jedno, ale to nie podoba mi się zawsze i w każdej konfiguracji, nie tylko w sobotę w Spodku. Zawsze lubię, kiedy kibic skupia się na własnej drużynie, mam wtedy przekonanie, że nie ma kompleksów, bo… nie musi. Na turnieju z powodu trwałych kibicowskich animozji zabrakło Ruchu Chorzów i choć szkoda (bo Ruch to Ruch), przyznać trzeba, że ze względu na trybuny, które są w Spodku  - pojawienie się na nich zorganizowanych fanów „Niebieskich” – gwarantowałoby Armageddon. Ruchu nie było, ale część kibiców na trybunach nie pozwalała o nim zapomnieć – wyzywając go grubiańsko. A przecież na turnieju było mnóstwo dzieci. Prawda taka, że niektórych nigdy to nie obchodziło, zwłaszcza tych, dla których gruba mowa to codzienność.