Sport

Światełko w tunelu

Mateusz Gradecki jest wojownikiem i nigdy, przenigdy się nie poddaje. Wiele wskazuje na to, że zwycięzca Challenge Tour sprzed kilku lat powoli odzyskuje zagubioną gdzieś formę.

Mateusz Gradecki szuka formy. Fot. Liza Kazandje

Wielokrotny mistrz Polski i trzykrotny triumfator Pro Golf Tour swój najlepszy sezon przeżywał w 2022 roku. W kwietniu zwyciężył w Afryce Południowej w turnieju Challenge Tour - Limpopo Championship. To była wygrana bez cienia wątpliwości. Triumfował pewnie, z trzypunktową przewagą nad lokalnym faworytem - Henniem du Plessisem. Wynik, jaki wtedy uzyskał, był imponujący, a rundy 68-68-67-66 złożyły się na wystrzałowy rezultat -19.

Big Green Egg

Pod koniec lipca znowu dał o sobie znać, tym razem o włos nie wygrywając w kolejnym turnieju Challenge Tour - Big Green Egg German Challenge. „Gradi” starł się wtedy w dogrywce z daleko posyłającym piłki Hiszpanem Alejandro del Reyem, przegrywając dopiero na drugim dodatkowym dołku. Wydawało się wówczas, że tym występem już zagwarantował sobie awans na DP World Tour. Niestety, w dramatycznym finałowym turnieju ligi na Majorce okazało się, że dosłownie o milimetry otarł się o dwudziestą pozycję w rankingu ligi. W konsekwencji w kolejnym sezonie nie miał pełnej karty na DP World Tour i nie mógł planować występów, czekając często do ostatniego momentu na możliwość zakwalifikowania się do kolejnego turnieju. Do tego wszystkiego dołożyła się kontuzja kolana, której nabawił się podczas treningu przed turniejem Soudal Open. Nie było wyników i nie mógł uznać swojego debiutanckiego sezonu DP World Tour za udany. Pod koniec maja 2024 roku przeszedł operację kolana, akurat w dniu w którym w Warszawie odbyła się konferencja prasowa przed Rosa Challenge Tour, na której selekcjoner Michał Probierz ogłosił skład polskiej reprezentacji na Euro 2024. Po nadspodziewanie szybkiej rehabilitacji, 22 sierpnia wrócił do walki na Challenge Tour w Szwecji, kończąc ją na 24. pozycji. W kolejnych dwóch występach nie było różowo, nie przeszedł cuta w Rosa Challenge Tour, gdzie liga powróciła do Polski po niemal piętnastu latach. Podobnie było w Big Green Egg German Challenge, w miejscu, gdzie dwa lata wcześniej walczył do ostatniej chwili o wygraną. Po ponad dwóch latach oczekiwań dość niespodziewanie zwyciężył, we wrześniu, wygrywając lokalny Penati Slovak Open. Ambasadorem i uczestnikiem tego turnieju był srebrny medalista olimpijski z Tokio i były zawodnik PGA Tour – Rory Sabbatini. Mateusz popisał się tam drugiego i ostatniego dnia rywalizacji fenomenalną rundą -8, triumfując z wynikiem -9! Później znowu nie było wspaniale. Po kontuzji kolana pozostały blizny. Kiedy grał z kontuzją, długo nie decydując się na operację, modyfikował swój zamach golfowy, tak, żeby oszczędzać chore kolano. Kiedy kolano było już zdrowe, okazało się, że tak naprawdę trzeba wszystko poskładać na nowo, próbując wrócić do dawnego zamachu. To nie jest łatwy proces.

Tu i tam

W tym sezonie Mateusz mierzy się na różnych arenach, głównie  przeplatając występy na Pro Golf Tour, z tymi na Challenge Tour – teraz znanym jako HotelPlanner Tour. I tu, i tu nie wiodło mu się do tej pory jakoś szczególnie. W tej wyższej lidze wystąpił w tym roku sześć razy, tylko raz meldując się w rundzie finałowej, w Czechach w Kaskáda Golf Resort, gdzie zajął 72 lokatę. Z kolei na Pro Golf Tour wystąpił w tym sezonie jedenastokrotnie. Zaczął od miejsc T21 i T33 w Turcji. Później nastąpiła czarna seria sześciu z rzędu przedwczesnych pożegnań turniejowych. Na początku lipca był 29 u siebie w Gradi Polish Open by Emeralld. Później ponownie nie przeszedł cuta, a teraz wreszcie pojawiło się światełko w tunelu – dziewiąte miejsce w szwajcarskim Golf & Country Club de Bonmont. Rundy 68 -66-67 i rezultat -12 po trzech dniach gry mogą napawać optymistycznie.

Wykręcając w Szwajcarii niesamowitą rundę finałową 61 triumfował 28-letni Bawarczyk Michael Hirmer. „Dziś rano zwycięstwo było jeszcze odległe” – przyznał Michael. „Chciałem po prostu skupić się na sobie i robić swoje, nie patrzyłem też na wyniki innych, ale po dziewięciu dołkach wiedziałem już, że mam duże szanse. To, że to wystarczyło, oczywiście ma też trochę wspólnego ze szczęściem, ale to też część tej gry”.

Coś się zgrało

„W końcu coś się zgrało – depeszował Mateusz, wracając samochodem ze Szwajcarii. „W tamtym tygodniu nie przeszedłem cuta jednym uderzeniem. Na drugiej dziewiątce drugiego dnia już naprawdę grałem dobrze, a na tym turnieju po prostu wiedziałem, że będzie pozytywnie. Czasami tak jest. Jest takie uczucie i wtedy wiem, że wszystko w końcu się zgrywa. Szczególnie tyczy się to długiej gry. Moja krótka gra była dobra cały czas, ale to nie miało znaczenia. Wyniki i tak się nie sklejały, ponieważ broniłem się nią na para, czy bogeya, zamiast na birdie. W tym tygodniu to się nieco zmieniło. Jestem jeszcze nie do końca zadowolony, szczególnie dlatego, że nie udało się wygrać. Myślę jednak, że szans było wystarczająco, żeby je wykorzystać. Pole na pewno mi sprzyjało. Było bardzo dużo gry wedge’ami i mogłem pokazać swoje najmocniejsze strony. Ponieważ lepiej posługiwałem się driverem niż w ostatnich tygodniach, tych szans było sporo”.

„Jakie plany? Gram dalej. Za dwa tygodnie przeniosę się na Challenge Tour do Finlandii, we wrześniu na Rosę, Q-School oraz pozostałe turnieje Pro Golf Tour – wymieniał Gradecki. „Tak że jest jeszcze trochę grania. Będę trzymał formę. Myślę, że jestem w stanie z tego pierwszego dobrego wyniku w roku jakoś zbudować swoją grę. Najważniejsze jest to, jakie mam odczucia, związane z tym, co robię, jak gram i jak to wygląda. Wiem, że jestem w stanie z tym, co teraz mam, wygrywać, chociaż po ostatnich długich miesiącach moich wyników może się tak nie wydawać. Kiedy jednak już poczuję krew rywalizacji – to bardzo mi pasuje. Tak więc tego się będę trzymał i budował na tym grę”.

„Fajnie, że w końcu praca, jaką wkładam, przynosi efekty. Poświęcam dużo czasu, energii i skupienia na przeróżnych aspektach” – odpowiadał na pytanie, skąd ta zwyżka formy. „Koncentruję się nie tylko na długiej grze, ale też aspektach mentalnych. Testuję różne zagadnienia regeneracyjne oraz podejście zen. Teraz mam tak naprawdę dwóch psychologów, z którymi rozważamy różne tematy. Spotykam się też z fizjologiem, żeby zobaczyć, jak reaguje moje ciało podczas różnych sytuacji turniejowych. Szukam rozwiązań i fajnie, że w końcu przyniosło to coś pozytywnego. Poprawa nie bierze się znikąd”.

„Pierwszy etap Q-School DP World Tour, zagram w Austrii we wrześniu. Na pewno się do tego szykuję – to jest świetna szansa powrotu do tej ligi. Oczywiście, trzeba przejść trzy etapy, ale jest to bardzo dobra okazja. Może znowu pojadę też na Q-School Asian Tour, ale to ewentualnie dopiero zimą, także na razie to nic pewnego”. 

#GoGradi!

Kasia Nieciak

WYNIKI


W Gradi Golf Club był drugim najlepszym Polakiem. Fot. Liza Kazandje/Gradi Polish Open