Sukces to czy porażka?
KOMENTARZ „SPORTU” - Michał Micor
Brązowy medal wywalczony podczas mistrzostw świata na Filipinach w kraju przyjęto jak porażkę. Dlaczego?
Siatkarze sami głośno przecież mówili, że jadą po złoto. W dodatku turniej układał się po ich myśli. Wykruszali się kolejni faworyci. Biało-czerwoni pierwszy i jedyny mecz z naprawdę mocnym zespołem - Włochami - mieli dopiero w półfinale. Nic nie ujmując wcześniejszym rywalom: Holandii, Kanadzie czy Turcji, to jednak nie była ta półka.
Biało-czerwoni egzamin oblali. Półfinał przegrali. Marzenia o mistrzostwie świata prysły. Rozczarowanie jest ogromne. Przecież z tymi samymi Włochami nasi bezdyskusyjnie wygrali dwa miesiące wcześniej z finale Lidze Narodów i przed dwoma laty w finale mistrzostw Europy. A w Lidze Narodów Włosi wystąpili nawet w mocniejszym składzie, niż teraz w mistrzostwach świata. Polacy z kolei WTEDY byli słabsi, bez dochodzących do siebie po urazach Bartosza Kurka i Norberta Hubera. Dlaczego więc TERAZ nie mieliby znów pokonać Italii?
Tymczasem przegrali w kiepskim stylu. Włosi byli bardziej precyzyjni, silniejsi i świeżsi; po prostu lepsi. Polacy w niczym nie przypominali drużyny sprzed roku, z półfinału igrzysk olimpijskich w Paryżu z USA, gdy mimo przeciwności losu, mimo sytuacji - wydawałoby się - bez wyjścia potrafili się podnieść i wygrać. Wtedy byli wielcy. Teraz - nie.
Nikoli Grbiciowi problemów w tym sezonie nie brakowało - to prawda. Właściwie musiał od nowa budować drużynę. Brakowało w niej aż pięciu wicemistrzów olimpijskich: Pawła Zatorskiego, Marcina Janusza, Jakuba Łomacza, Mateusza Bieńka i Łukasza Kaczmarka. Kolejne kontuzje (Rafał Szymura, Aleksander Śliwka, a już na miejscu - Tomasz Fornal, Bartosz Kurek, Norbert Huber) zadania nie ułatwiały. Sęk jednak w tym, że nasi gracze na Filipinach po prostu NIE BYLI W NAJWYŻSZEJ FORMIE. Gdzieś popełniono błędy: czy to w selekcji, czy w przygotowaniach. Huber przez kilka miesięcy przed turniejem w ogóle nie grał i na Filipinach był cieniem samego siebie sprzed dwóch lat, gdy jego seria zagrywek w finale ME rozbiła Włochów. W meczu o trzecie miejsce wszedł za niego Szymon Jakubiszak i był jednym z najlepszych na parkiecie. Wilfredo Leon zwykle imponuje dynamiką i siłą. Seryjnie zdobywa punkty serwisem. Tymczasem w całym turnieju miał ledwie osiem asów na 53 próby. Do najlepszego w tym elemencie Gabriela Garcii zabrakło mu wiele (17 asów na 49 prób). I to jest wymierny obraz odległości, jaka dzieliła każdego z naszych od topowej formy...
