Sport

Stracone złudzenia

LIGOWIEC

Ci, którzy wcześniej postawili przysłowiowy krzyżyk na piłkarzach Śląska Wrocław, z pewnością mają teraz nietęgie miny. Zespół trenera Ante Szimundży w ostatnich czterech meczach wywalczył aż dziesięć punktów, co sprawiło, że w stolicy Dolnego Śląska dostrzeżono światełko w tunelu wiodącego do raju. Przed miesiącem byłem skłonny porównać drużynę z Oporowskiej do faceta, którego zaraz mają powiesić, ale który nawet stojąc na zapadni nie traci nadziei na ułaskawienie. Słoweński szkoleniowiec cały czas z uporem maniaka powtarzał, że wierzy w utrzymanie swojego zespołu w elicie. Okazuje się, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, że wiara często czyni cuda. Szimundża na razie udowadnia wszem i wobec, że nie ma sytuacji beznadziejnych! Są tylko ludzie, którzy nie potrafią się w nich odnaleźć.

Po tej kolejce szczecińska Pogoń chyba straciła złudzenia, że może na mecie stanąć na podium. „Duma Pomorza” ma już tak duże straty, że nie jest w stanie „ugryźć” wielkiej trójki, którą tworzą w tym sezonie Raków Częstochowa, Lech Poznań i Jagiellonia Białystok. Mimo że trzymam kciuki za trenera Roberta Kolendowicza i jego piłkarzy, to twardo stąpam po ziemi i nie oczekuję od nich rzeczy nierealnych. „Portowcy” powinni skupić się na finałowym meczu Pucharu Polski z Legią Warszawa i w ten sposób wywalczyć przepustkę na europejskie salony. W tym przypadku przekonali się boleśnie na własnej skórze, że złudzenie to kapitał, którym chętnie obracamy, wiedząc z góry, że nie przyniesie on zysku. Na otarcie łez pozostanie Granatowo-bordowym tytuł króla strzelców ekstraklasy, który niechybnie trafi do rąk greckiego snajpera, Efthymisa Koulourisa.

Po wyjazdowym meczu z Legią cały w skowronkach był trener Jagiellonii Białystok, Adrian Siemieniec. Ten mecz był dla niego bardzo ważny nie tylko ze względu na układ ligowej tabeli, ale przede wszystkim z powodów prestiżowych, wszak rywalizowały ze sobą dwa nasze „eksportowe” zespoły, które zaszły bardzo daleko w Lidze Konferencji Europy. „Cieszę się, że wygrałem przy Łazienkowskiej jako trener. To bardzo trudny teren i wymagający przeciwnik. Wcześniejsze mecze tutaj były dla mnie nieprzyjemne” - szczerze przyznał 33-letni szkoleniowiec „Dumy Podlasia”. Na jego miejscu cieszyłbym się podwójnie, bo gdy po końcowym gwizdku sędziego podszedł do Goncalo Feio, by podziękować mu za mecz, Portugalczyk nawet nie wstał. Chyba stracił dobre maniery, nim zdążył wyjść z kołyski.

Nie ma sensu dłużej roztaczać parasola ochronnego nad piłkarzami Górnika Zabrze. Drużyna z Roosevelta przegrała trzeci mecz z rzędu i nie ma żadnego znaczenia, kto stał po drugiej stronie barykady. Wielu na winowajcę takiego stanu rzeczy kreuje trenera 14-krotnych mistrzów Polski, Jana Urbana, ale on w tym bałaganie jest najmniej winny. 63-letni szkoleniowiec był bardzo rozgoryczony po porażce w Lubinie. „Zbliżają się święta, ale my je chyba pomyliliśmy, bo to nie są te święta, w których rozdaje się prezenty” - zauważył po meczu.I to wystarczy za cały komentarz.

Bogdan Nather