Stracone punkty
TRYBUNA KIBICA - Ruch Chorzów
Może będę różnił się od wielu kibiców w ocenie rozegranego w minioną niedzielę meczu piłkarzy Ruchu Chorzów w Mielcu ze Stalą, ale dla mnie punkt zdobyty tam jest raczej punktem straconym niż zdobytym.
Dlaczego taka, a nie inna, jest moje postrzeganie gry podopiecznych trenera Waldemara Fornalika w Mielcu? Bo jeśli zespół stwarza sobie w początkowych fragmentach meczu kilka sytuacji do zdobycia goli, i je marnuje, to trudno podejść do tego w innych kategoriach.
I jeszcze inne pytanie: dlaczego piłkarze Ruchu Chorzów po tych pierwszych fragmentach meczu, w których posiadali inicjatywę, nagle zaczęli przypominać zlepek nierozumiejących się piłkarzy i oddali pole gry rywalom?
A czy można było zapobiec utracie goli? Według mnie tak, ale tak bywa, jeśli daje się swobodę i miejsce piłkarzowi rywali na oddanie strzału na bramkę z odległości plus minus 20 metrów; bez cienia agresywności w odbiorze piłki. Takich harców pod bramką Jakuba Bieleckiego lub przed polem karnym było więcej.
I za tę niefrasobliwość piłkarze Ruchu zostali skarceni - golem autorstwa Piszka.
Kiedy w drugiej części spotkania, już po zmianach dokonanych przez Waldemara Fornalika, mielczanie (konkretnie Odolak) podwyższyli na 2:0, nagle - w ostatnich trzech minutach regulaminowego czasu gry i dwóch minutach doliczonych przez arbitra - piłkarze Ruchu potrafili przypomnieć sobie, jak zdobywać gole.
Doprawdy - moim zdaniem był to fart, a remis 2:2 chorzowianie mogą zawdzięczać zmysłowi rasowego napastnika Marko Kolara, który z trzech sytuacji wykorzystał jedną oraz ambicji Szymona Karasińskiego, jak również – jakkolwiek to nazwiemy - fartowi, „cufalowi”, przypływowi szczęścia.
W sumie myślę, że w ciągu reprezentacyjnej przerwy Niebiescy powinni poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie są w stanie grać przez cały mecz tak, jak w ostatnich pięciu minutach w Mielcu?
Ryszard Czaban
