Stołek wysokiego ryzyka
BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk
Krzysztof Nowak, o czym wie każdy interesujący się sportem w Katowicach, objął funkcję prezesa GKS-u po długich latach szefowania klubowi AZS AWF Katowice. To on – oczywiście przy wsparciu władz uczelni – uczynił z tego klubu potęgę na skalę krajową, otwierając nowe sekcje i ściągając doń wielkie postaci polskiego sportu. Robert Korzeniowski, Justyna Kowalczyk, Anita Włodarczyk, Justyna Święty-Ersetic, Paweł Fajdek, Ewa Swoboda, najwybitniejsi polscy pływacy, łyżwiarze szybcy. Wymieniać można byłoby jeszcze długo...
Owe postaci z kolei stanowiły siłę przyciągania dla kolejnych („szeregowych”) pokoleń studentów, którzy chcieli pochwalić tym, że chodzą po tych samach korytarzach, salach wykładowych, obiektach sportowych, co gwiazdy polskiego sportu. Może też zdarzało się zamienić z nimi kilka zdań, podpatrzeć na treningach, czasem dłoń uścisnąć. No, w końcu to koleżanki i koledzy ze studiów. Następne konsekwencje? Wzrost rywalizacji wśród kandydatów na studia i stopniowe podnoszenie poziomu nauczania, co oczywiście w głównej mierze było – i jest – również w wielkiej mierze zasługą kadry naukowej. Sumarycznie efekt jest taki, że od wielu już lat w rankingach polskich akademii wychowania fizycznego ta katowicka znajduje się bezapelacyjnie na pierwszym miejscu.
Trzeba zatem mówić o systemie naczyń połączonych, w którym Krzysztof Nowak zajmował poczesne miejsce. Rzucił to wszystko, by objąć bardzo gorący stołek prezesa GKS-u Katowice. Umówmy się – każdy stołek prezesa klubu sportowego jest gorący, parzący wręcz, zwłaszcza jeśli wiąże się z próbą panowania nad sekcją piłkarską i innymi grami zespołowymi, a w sumie dyscyplinami, które wzbudzają wśród kibiców największe emocje. I dobre, i złe. A w momencie, gdy Nowak obejmował stołek najważniejszego człowieka na „starej” Bukowej, sytuacja była jeszcze trudniejsza, bo wiązała się z konfliktem (delikatnie rzecz ujmując) ustępującego prezesa Marka Szczerbowskiego z kibicami. W największym skrócie u jego źródeł leżał „ostrzał” racami kibiców Widzewa i pragnienie Szczerbowskiego, by ci, którzy przyznają się do wieczystej wierności wobec katowickiego klubu i dbałości o jego dobro, spróbowali wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co działo się i będzie dziać na trybunach. Ale nie chcieli i nie próbowali...
Konflikt przybierał różne formy, zasadniczo jednak sprowadzał się do bojkotowania meczów GieKSy na własnym stadionie. Paradoks polegał na tym, że od strony sportowej (m.in. dwa tytuły mistrzów Polski hokeistów, taki też tytuł drużyny kobiecej, pierwszoligowe status quo piłkarzy, niezła postawa siatkarzy w PlusLidze) to były nadspodziewanie dobre lata. A sam Szczerbowski, odchodząc z funkcji prezesa, mógł się pochwalić kilkumilionową górką na klubowym koncie. Przy okazji niestety mocno zszargał sobie nerwy.
Niewątpliwie i w przypadku Nowaka musiały być one mocno napięte, a najbardziej – jakżeby inaczej – za sprawą piłkarzy, którzy jesienią 2023 roku głównie dołowali, by odbić się wiosną tak, że wiosną 2024 świętowali awans do ekstraklasy. Nie było ich w niej 19 lat! Nadto właśnie przed kilkoma dniami zapewnili sobie miejsce w niej na następny sezon, co w połączeniu z przeprowadzką na nowy stadion powinno wywoływać uczucia w rodzaju „nic, tylko żyć i nie umierać”.
I w takim właśnie momencie, po niespełna dwóch latach pracy, prezes dostaje wypowiedzenie z rąk prezydenta miasta – jako właściciela klubu. Daje (prezydent) w ten sposób do zrozumienia, że Nowak się nie nadaje, że się nie wywiązał, że w czymś zawalił, że wpakował klub w jakieś kłopoty, albo może powiedział coś nie tak, albo nie w tym momencie, co trzeba.
Przyznacie – mało czytelne to wszystko, przynajmniej dla obserwatora z zewnątrz. Napisaliśmy przed kilkoma dniami, że najprawdopodobniej nie kompetencje o takich rozstrzygnięciach decydowały, a polityka, jakieś ciche wewnętrzne ustalenia lub układy, niewykluczone, że i czyjeś interesy i ambicje.
Niespokojne i niepokojące to być powinno, zwłaszcza oczywiście dla katowickich kibiców. Te uczucia są usprawiedliwione przekonaniem, że tam, gdzie spokój i stabilizacja, tam też łatwiej o sukcesy. A tam, gdzie jest miotanie się od ściany do ściany, tam też trudno o osiągnięcie zamierzonych (wymarzonych) celów.
Jakkolwiek spojrzeć, Krzysztof Nowak może odejść z Bukowej (starej i nowej) z podniesioną głową. Na AWF-ie na pewno już na niego czekają.